Lost Horizon - recenzja

Łukasz Berliński
2011/05/10 12:15
1
0

Lost Horizon ukazał się w Polsce z olbrzymim opóźnieniem. Kiedy gracze zza miedzy już dawno poznali przygody Fentona Paddocka, my sprawdzamy je dopiero teraz. I okazuje się, że warto było czekać!

Lost Horizon ukazał się w Polsce z olbrzymim opóźnieniem. Kiedy gracze zza miedzy już dawno poznali przygody Fentona Paddocka, my sprawdzamy je dopiero teraz. I okazuje się, że warto było czekać! Lost Horizon - recenzja

Kiedy po raz pierwszy uruchomiłem najnowszą produkcję niemieckiego studia Animation Arts miałem wrażenie, że przyszło mi recenzować grę będącą jakimś nieporozumieniem. Archaiczny wygląd oraz animacja postaci, nie śmieszne scenki i ograniczone opcje dialogowe to nie jest to, do czego przyzwyczajeni są współcześni gracze. W jakim jednak błędzie byłem osądzając Lost Horizon zaledwie po pierwszy wrażeniu i jak prawdziwe jest powiedzenie, że nie szata zdobi fabułę (czy jakoś tak), przekonacie się czytając tę recenzję.

Tajemnice Tybetu i naziści

Fenton Paddock to interesujący gość. Pilot, dawniej żołnierz brytyjskiej armii, obecnie przemytnik o szemranej reputacji przebywający w Hongkongu. Z jednej strony na pozór luzak, któremu nawet chińska Triada nie przemawia do rozsądku. Z drugiej człowiek o ogromnym sercu i odwadze, który bez chwili zastanowienia rzuca się w wir przygody wyruszając na akcję ratunkową swojego koszarowego przyjaciela. I choć jego komentarze na temat każdej czynności przez niego podejmowanej na dłuższą metę potrafią być irytujące, to nie sposób tego typka nie polubić.

Akcja Lost Horizon rozgrywa się w 1936 roku. Fenton zostaje wrzucony w zamkniętej skrzyni do wody w ramach porachunków z chińską mafią. Dzięki naszym działaniom cudem ratuje się z opresji i wraca do swego lokum w porcie lotniczym. Tam czeka na niego wysłannik lorda Westona, który zaprasza go do posiadłości brytyjskiego ambasadora. Na miejscu dowiaduje się, że zaginął syn lorda, a jednocześnie jego najlepszy przyjaciel z czasów służby dla armii Królowej. Nie oglądając się za siebie postanawia spakować manatki, przy okazji zabierając w podróż atrakcyjną Chinkę o imieniu Kim, i wyrusza w podróż do Tybetu, w którym urywa się ślad życia Richarda Westona.

Po dotarciu na miejsce okazuje się, że jest tu większa afera niż tajemnicze zniknięcie syna wysokiego rangą urzędnika. Paddock zostaje wplątany w poszukiwanie tajemniczego artefaktu o potężnej mocy. Nie on jeden będzie chciał poznać tajemnice tybetańskich świątyń, bowiem tego samego pragną Naziści z hrabiną von Hagenhild na czele. Historia zaczyna nabierać rozpędu, a to dopiero początek rozgrywki...

Podróż życia w sprzecznej oprawie

W trakcie siedmiu rozdziałów, na jakie została podzielona historia w Lost Horizon przyjdzie nam zwiedzić różnorodne lokacje. Poza wspomnianym już Hongkongiem i mroźnym klimatem wysokogórskiego klimatu, Fenton Paddock odwiedzi również przygotowujący się do olimpiady Berlin, barwne krajobrazy Marrakeszu czy okolice dusznego Bombaju. Wszystkie lokacje zostały pięknie namalowane, z dbałością o każdy detal. Ręcznie rysowane tła cieszą oko i nie miałbym się do czego przyczepić, gdyby nie pojawili się główni bohaterowie historii przedstawionej w Lost Horizon. Ci wyglądają po prostu fatalnie. Do ślicznych plansz trójwymiarowe postacie pasują, delikatnie ujmując, jak kwiatek do kożucha. Modele postaci przypominają raczej charaktery z gier, które na rynku miały premierę ponad dekadę temu niż dzisiejsze standardy. Także animacja pozostawia wiele do życzenia, ruchy są tu sztywne, niektórzy bohaterowie zachowują się jakby połknęli kij od szczątki.

Nieco lepiej wygląda to w przerywnikach filmowych, których w Lost Horizon jest zatrzęsienie. Niejednokrotnie miałem wrażenie, że przestałem już grać, a oglądam kolejny film przygodowy, który „przechodzi się” sam. Takie wrażenie można odnieść także ze względu na liczbę opcji dialogowych, ograniczonych do niezbędnego minimum. Autorom słabo wypadł balans pomiędzy czystą rozgrywką a niegrywalnymi fragmentami. Może to tylko moje odczucie, ale w grach przygodowych wolę, bym doświadczał wrażenia, że to moje działania popychają fabułę do przodu i mam na nią jakiś wpływ. W Lost Horizon z kolei rozwiązanie zagadki skutkuje oglądaniem dłużących się filmików, o próbie odejścia choćby na centymetr od wyznaczonego scenariusza czy lepszego poznania drugoplanowych bohaterów nie ma mowy.

Blado wypadają również głosy postaci. Lost Horizon został opatrzony jedynie polskimi napisami, przez co skazani jesteśmy na angielską ścieżkę dźwiękową, która do wybitnych nie należy. Voice acting jest tu mizerny, momentami niektóre głosy kompletnie nie pasują do przypisanych im postaci, przez co brzmią one groteskowo. Na szczęście nie tyczy się to każdej postaci. Na plus za to można z pewnością zaliczyć samą muzykę, która zostało odpowiednio dobrana do wydarzeń dziejących się na ekranie monitora. Dobrze akcentuje odpowiednie zwroty akcji i komponuje się z całą historią.

Sprawdzone rozwiązania to najlepsze rozwiązania

GramTV przedstawia:

Lost Horizon charakteryzuje się mechaniką rozgrywki znaną wszystkim fanom starszych gier przygodowych. Całą grę możemy obsługiwać jedynie za pomocą kursora i dwóch przycisków myszki. Większość zagadek polega tu na odpowiednim wykorzystaniu interaktywnych elementów otoczenia z zebranymi wcześniej przedmiotami. Niektóre z nich przyjdzie nam połączyć ze sobą by móc je odpowiednio wykorzystać. Część z nich nie rzuca się od razu w oko przez co czasem trzeba wytężyć wzrok by odnaleźć odpowiedni element niezbędnego ekwipunku. Z pomocą przychodzi tu jednak ikona lupy, po której kliknięciu w danej scenie zostają podświetlone wszelkie interaktywne obiekty.

Nierzadko przyjdzie nam także wymieniać się przedmiotami między postaciami. Przykładowo kiedy Fenton wpada do jaskini, przejmujemy chwilowo kontrolę nad Kim, która na powierzchni zbiera odpowiednie przedmioty niezbędne głównemu bohaterowi do wydostania się podziemnej lokacji. Nie jest to nowe rozwiązanie, ale wypada ciekawie.

W Lost Horizon, jak na klasyczną przygodówkę przystało, nie mogło zabraknąć także odrębnych łamigłówek-puzzli. Co ciekawe, przed każdą taką zagwozdką gra nas pyta czy chcemy rozwiązać prostszą wersję czy też poddać się wyzwaniu, jak to zwykli robić prawdziwi fani gier przygodowych. Lost Horizon jako całość prezentuje wyważony poziom trudności. Rozrusza nasze szare komórki, ale nie spowoduje, że będziemy sobie rwać włosy z głowy. Jednak gdyby zdarzyła się taka sytuacja zawsze możemy skorzystać z podpowiedzi, która przypomni nam ostatnie wydarzenia i streści co powinniśmy zrobić. Nigdy jednak nie są to oczywiste sugestie, a zaledwie delikatna pomoc.

Brzydkie kaczątko

Choć Lost Horizon nie porywa za pierwszym wrażeniem, tak im dalej, tym robi się coraz ciekawiej i aż chciałoby się, żeby przygoda trwała dłużej. Choć fabuła jest tu bardzo liniowa, a warstwę techniczną dzielą mile od dzisiejszych gier, to Lost Horizon z pewnością powinno trafić na półki zapalonych fanów przygodówek. Reszta powinna się dobrze zastanowić czy da radę przymknąć oko na wszystkie niedociągnięcia...

7,5
Przygodówkowe brzydkie kaczątko
Plusy
  • Ciekawa historia
  • Klasyczny gameplay
  • Zrównoważony poziom trudności
  • Ręcznie rysowane tła
Minusy
  • Wygląd i animacja postaci
  • Kiepski voice acting
  • Bardzo liniowy scenariusz
Komentarze
1
Usunięty
Usunięty
10/05/2011 13:33

Super. Ja od przygodówek nie oczekuje super grafiki, tylko niezwykle wciągającej fabuły, a z tego co przeczytałem, taki właśnie jest Lost Horizon.