Jesteśmy portalem zajmującym się grami wideo, dlatego nie zamierzamy zajmować się polityką. Jednakże na przestrzeni ostatnich lat wyprodukowano sporo gier, w których przewija się zagadnienie terroryzmu. Śmierć Osamy bin Ladena to koniec pewnej epoki... czy może nie?
Trochę się wahałem, siadając do dzisiejszego felietonu. Z jednej strony temat zakończonej sukcesem akcji w Pakistanie nie do końca pasuje do naszego profilu. Z drugiej strony gry, zwłaszcza strzelanki, kręcą się często dookoła wojny z terroryzmem, więc trudno na ową akcję przymknąć oko. Cóż... na pewno nie będę tu dywagował o tym, czy naprawdę zabito najsławniejszego terrorystę świata. Nie będę też dociekał czy SEALs wykonali akcję, czy tylko zrobili szum, by Delta Force spokojnie wywiozła gdzieś jeńców. Nie zapytam, czemu natychmiast pozbyto się ciała, bo to nie ta bajka, nie ten portal. Odsuńmy spiski i politykę na bok, zastanówmy się jedynie nad jej potencjalnym wtórnym wpływem na naszą branżę. Czy śmierć Osamy bin Ladena zamknie pewien rozdział, czy może już wkrótce stanie się tematem jakieś gry?
Odkąd stało się na świecie głośno o międzynarodowym terroryzmie islamskim, tematyka ta szybko dotarła i do gier. Nic dziwnego, częścią sztuki robienia dobrze sprzedających się produkcji, jest trafianie w tematy kontrowersyjne lub zwyczajnie modne. Nie minęły dwa lata od pamiętnego uderzenia na World Trade Center, a już mieliśmy na rynku Command and Conquer: Generals, w którym jedną z frakcji była GLA (Global Liberation Army), czyli taka Al-Kaida w wersji z turbodoładowaniem. Temat walki z islamskim terroryzmem zagościł też na stałe wśród strzelanek - w mniej lub bardziej określonych okolicach Bliskiego Wschodu dzielni żołnierze amerykańscy zwalczali przeciwnika, zwykle określanego dosyć ogólnikowo.
Nie nazywanie po imieniu Al-Kaidy i Osamy bin Ladena stało się swoistą konwencją. Jeśli nawet przywódca terrorystów nasuwał jasne skojarzenia, było to "przypadkiem". Jeśli się dobrze zastanowić, to chyba oczywistym jest, czemu unikano bezpośredniości. Żaden z wydawców gier raczej nie palił się do tego, by zostać celem w świętej wojnie. Nikomu nie zależało też na tym, by wylądować pod pręgierzem opinii publicznej. Z pewnych bowiem przyczyn temat islamskiego terroryzmu stał się bardzo śliski. Dużo bardziej niebezpieczny od futurystycznego imperializmu Rosji albo Chin (zresztą w tym wypadku zawsze musiał się pojawić na Kremlu czy w Pekinie zmyślony szalony dyktator). 
Podobnych obaw nie mieli twórcy produkcji niezależnych, wykonywanych głównie w technologii flash. Pierwszym szokiem była produkcja zatytułowana New York Defender, w mediach przez jakiś czas zawrzało. Był to zwyczajny "celowniczek", w którym zestrzeliwaliśmy zbliżające się do WTC samoloty. Z czasem (bardzo niedawno) w sieci pojawiła się dużo bardziej kontrowersyjna rzecz: MUJAHEDIN (the game). W tej gierce, stylizowanej na antyczne produkcje z automatów, rozkazy wydawał nam sam Osama bin Laden, a naszym celem było wysadzenie się w amerykańskiej bazie, za co otrzymywaliśmy dyplom mudżahedina. Humor raczej toporny, ale wypada wiedzieć, iż coś takiego powstało...
Jeśli przez te wszystkie lata unikano w grach nazywania rzeczy po imieniu, czy może to się w najbliższym czasie zmienić? W Medal of Honor nie zdecydowano się ostatecznie na oddanie Talibów w ręce graczy, a misja związana z Fidelem Castro w Call of Duty: Black Ops spowodowała wzburzenie na świecie. Czy sam fakt, że Osama bin Laden przeszedł do historii ośmieli twórców? Bardzo wątpię. To wciąż tematyka piekielnie kontrowersyjna. Myślę, że jeśli już, to ujrzymy kolejną gierkę w technologii flash, albo moda do którejś znanej strzelanki. Nikt z wielkich wydawców bowiem nie zdecyduje się raczej na wsadzenie kija w mrowisko.
Zresztą sama akcja bardzo słabo nadaje się na materiał dla twórców gier. Mozolne przygotowania wywiadowcze, w których nie oddano żadnego strzału, by nie spalić operacji, zostały uwieńczone dynamiczną, ale krótką akcją bojową. W realnym świecie już tak jest, że skuteczne operacje jednostek specjalnych nie wyglądają zbyt widowiskowo. Wszystko jest zapięte na ostatni guzik, nie ma miejsca na radosne strzelaniny, czy sceny ucieczki i pościgu. Z punktu widzenia gracza akcja w Pakistanie była śmiertelnie nudna.
Aby stworzyć coś na kanwie, trzeba by zacząć mocno ubarwiać. Szykując się do pisania, sprawdziłem, co o tym myślą moi znajomi. Znany Wam zapewne z naszych łamów Finnegan przedstawił dosyć sensowną wizję uwiecznienia tej operacji w grze typu Call of Duty. Wszystko musiałoby się opierać o kolejne rozdziały opowieści, związane z różnymi postaciami. Zbierający dane agent CIA, pracownik pakistańskich służb specjalnych, wreszcie ktoś z jednostki uderzeniowej. Każdy z nich miałby swoich kilka chwil chwały i - siłą rzeczy - musiałby trochę powalczyć. Najwięcej oczywiście ten ostatni. Od siebie dodam, że przydałoby się ubarwić misję finalną o moment, gdy wszystko się chrzani. No i zwiększyć znacznie rozmiar rezydencji Osamy bin Ladena. Na koniec zaś odrzucić paniczne wycofanie się do punktu awaryjnego.
Ogólnie rzecz biorąc, moi rozmówcy byli negatywnie nastawieni do potencjalnego zakończenia misji à la Wolfenstein. Cybernetycznie zmodyfikowany główny boss (pamiętacie Adolfa Hitlera z minigunami?) jakoś nikomu nie przypadł do gustu. Co innego ubarwienie wydarzeń, a co innego pojechanie po bandzie. Ktoś bąknął o możliwym odwróceniu ról, ktoś pokombinował z opcją grania Osamą bin Ladenem dogadującym się z USA w sprawie sfingowania swojej śmierci... ale ogólnie temat jakoś nie zrodził burzy mózgów. Chyba po części dlatego, że w ostatnich latach "najniebezpieczniejszy człowiek na ziemi" przestał rozpalać wyobraźnię. Przycupnął w tym Pakistanie i jego eliminacja nie była nawet w części tak znacząca, jak byłaby w momencie wkroczenia wojsk koalicji do Afganistanu.
Gry odpowiadają na zapotrzebowanie konsumentów. Jak widać po wynikach sprzedaży, póki co walka z terroryzmem niezbyt się znudziła Janowi Statystycznemu. Dalej chętnie zapłaci za kolejną produkcję, w której chłopcy mający na ramionach gwiazdy i pasy zwalczają anonimowych osobników w arafatkach i turbanach. W kolejce czekają kolejne produkcje, które ocierają się o temat Bliskiego Wschodu, wymieńmy tutaj chociażby Battlefield 3. Śmierć Osamy bin Ladena nie jest powodem, by zamykać produkcję powstających gier, ani by rezygnować z projektowania kolejnych.
Uważam, że cała ta operacja w Pakistanie miała znaczenie raczej symboliczne. Nie zmieni raczej sytuacji na Bliskim Wschodzie oraz w kotle afgańskim. Nie zmieni więc także rynku gier. Walki będą trwały, a gry luźno do nich nawiązujące będą się pojawiały. W kolejnych strzelankach zadebiutują kolejni fikcyjni przywódcy, gnający wiernych na świętą wojnę. Ot, może ktoś bardziej ambitny wrzuci gdzieś w tło historyczne przyszłych starć fakt śmierci Osamy bin Ladena. Chociażby jako katalizator, bodziec pchający islamskie bojówki do dalszej radykalizacji i eskalacji konfliktu. Miejmy nadzieję, że taki scenariusz nie wyjdzie poza poletko gier wideo...