W samo południe z grami jako eskapizmem i z konfliktem pokoleń

Łukasz Wiśniewski
2011/02/23 12:00
6
0

Wiecie jak jest: ludzie siadają do gier i zanurzają się w nich, by uciec od rzeczywistości, z którą nie potrafią sobie poradzić. Mówicie, że to nie tak, że gry to nic złego? Cóż, wciąż zbyt wiele osób (nie grających) ma odmienne zdanie...

Wiecie jak jest: ludzie siadają do gier i zanurzają się w nich, by uciec od rzeczywistości, z którą nie potrafią sobie poradzić. Mówicie, że to nie tak, że gry to nic złego? Cóż, wciąż zbyt wiele osób (nie grających) ma odmienne zdanie...

Postrzeganie gier jako szkodliwego eskapizmu ma sporą tradycję, sięgającą zresztą czasów, gdy o rozrywce elektronicznej nikt jeszcze nie myślał. Przyczyn takiego podejścia może być kilka, ale skoncentrujmy się na jednej (związanej swoja drogą ze stereotypem, iż gry są dla dzieci): konflikcie pokoleń. Zaryzykuję tu stwierdzenie, iż wszystko zaczyna się od słabego kontaktu rodzica z pociechą. Ponieważ ów kontakt leży i kwiczy, nie da się problemu niezrozumienia tematu rozwiązać w ramach rodziny. Wpada się w panikę i bije na trwogę - a jak trwoga to do mediów. Medialne zjawiska zaś lądują wreszcie jako zagadnienia ważne, objęte społecznym dyskursem (dziennikarz na pewno poprosił losowych ekspertów o pomoc - ci nic nie wiedzieli, ale wierszówka i rozgłos kusiły, więc coś powiedzieli). Tymi zaś mogą już zajmować się psychologowie, socjologowie i inni naukowcy, szukający szansy na oryginalny doktorat lub granty rządowe.W samo południe z grami jako eskapizmem i z konfliktem pokoleń

Uproszczenie? Jasne. Nie zamierzam jednak tworzyć tu dysertacji naukowej, a po prostu zamieszać kijem w mętnej wodzie ludzkiej głupoty. Tak, głupoty, bo brak czasu na zapoznanie się z zainteresowaniami dzieci może być tłumaczony różnie, ale zawsze da się sprowadzić do głupoty rodziców. Zła hierarchia ważności i już. W efekcie pogoni za mamoną, karierą lub czymkolwiek innym, traci się kontakt z kimś, kto przez ładny kawał życia mieszka pod wspólnym dachem. Zresztą zwykle, gdy nie ma się czasu dla latorośli, ów czas mieszkania pod jednym dachem może okazać się zaskakująco krótki...

Gry to hobby, rozrywka. Jeśli rodzic przyjrzy się tematowi, zrozumie to i nawet pewnie zyska kontrolę nad zagadnieniem. Sam zapewne posiadał swego czasu jakieś ulubione zajęcia, za pomocą których ubarwiał sobie młodość. Jeśli przypomni sobie wół, jak cielęciem był, być może na bazie własnych doświadczeń da radę u potomka pokojowo ograniczyć czas spędzony na zabawie, by nie zagroziła ona nauce. W takim domu nikt nie pomyśli o nazwaniu gier eskapizmem. Gdy czasu na zrozumienie tematu zabraknie, oczy rodzica ujrzą dziecko spędzające czas na czymś obcym, dziwnym. Zaczną się awantury, wojny, w wyniku których latorośl na złość (lub z potrzeby odreagowania stresu) zacznie grać jeszcze więcej. Otwarta droga do podejrzenia o eskapizm. Ba! Otwarta droga do eskapizmu, ale nie zrodzonego z grania, a z paskudnej sytuacji w domu. Spójrzmy może dokładniej na genezę problemu, bo na razie jedynie się po niej prześliznęliśmy. U podłoża leży niezrozumienie pomiędzy rozrywkami dwóch pokoleń. To niezrozumienie rodzi reakcję, którą określę tu sobie jako syndrom rekina. Erich Ritter, wybitny specjalista od rekinów, twierdzi iż większość obrażeń, jakie odnoszą ludzie w kontaktach z tymi zwierzętami to paskudny przypadek. Wynik ciekawości, chęci poznania czegoś, czego się nie pojmuje. No i - dorzucę - niewłaściwej techniki poznawczej. Rekin sprawdza, z czym ma do czynienia za pomocą paszczy. Maca toto, a że człowiek słabą skórę ma, to rana gotowa...

Jeśli brakuje dobrego kontaktu rodzica z dzieckiem, ciekawość i zaniepokojenie pojawieniem się czegoś nowego w dobrze znanej wodzie zaowocuje ugryzieniem i obrażeniami. Bo niewłaściwie dobrano technikę poznawczą. Rekin ma owych technik w zanadrzu niewiele, człowiek jednak powinien potrafić zrobić znacznie więcej, niż jedynie kłapnąć kłami. Rodzic mógłby zainteresować się hobby dziecka. Sprawić, iż temat przestanie mu być obcy. Inaczej krew już będzie w wodzie - a to, jak wiemy, może wzbudzić szał...

GramTV przedstawia:

Jak powiedziałem, jeśli od początku staramy się, by zminimalizować konflikt pokoleń, to sprawa będzie prostsza. Niewiele zaskoczy rodzica, mającego dobry kontakt z dzieckiem. Gdy wysłucha się zafascynowanej czymś latorośli - zamiast skwitować to klasycznym "nie garb się" - ręka pozostanie na pulsie. Gdy nadejdzie najtrudniejszy moment, czyli dziecko wskoczy w wiek nastoletni, grunt będzie przygotowany już dawno. Znając temat, kontroluje się go. Mając kontrolę, nie reaguje się strachem i agresją. Taki ktoś nie będzie podejrzewał gier o to, że rodzą eskapizm, bo przecież dziecko mu nigdzie nie ucieka, jedynie spędza czas na ulubionej rozrywce. Do tego, starając się pojąć gry jako hobby, otrzymuje się klucze do zakazanego dla rekinów królestwa. Zaczyna się rozróżniać gatunki, oferowaną przez nie rozrywkę i kategorie wiekowe nadrukowane na pudełkach. Zauważa się różnicę miedzy PEGI 12 a PEGI 18. Znając swoje dziecko można nawet być może czasem nieco poluzować restrykcje wiekowe (człowiek dojrzewa w różnym tempie), w każdym razie ma się argumenty do negocjacji. Przy okazji, znając tajemnicze literki PEGI unika się śmieszności - bo jak inaczej nazwać dramatyzowanie, iż w produkcie dla dorosłych pojawia się seks i przemoc?

Znam rodziny, w których gra się wspólnie. Różnie to wygląda - czasem razem na konsoli, czasem w ramach domowej sieci LAN. Nawet jeśli jedno z rodziców ma taką rozrywkę w nosie, to na pewno nie widzi w niej nic zdrożnego. Ludzie maja różne zainteresowania. Co ważne, mówiąc o dobrym kontakcie pomiędzy pokoleniami, nie odnoszę się jedynie do rodziców. Nic na tym świecie nie jest proste i młodsze pokolenie też powinno zadbać o to, by rodzice zrozumieli ich hobby, a nie wychodzić z założenia, iż zgredy nie mają na to szans. Do tego trzeba pamiętać, że relacja rodzic-dziecko nie kończy się w momencie otrzymania dowodu osobistego, wiec na próby wzajemnego zrozumienia nigdy nie jest za późno. Mojego nieżyjącego już ojca nauczyłem swego czasu obsługi komputera będąc już dawno osobnikiem pełnoletnim (podarowałem mu swojego starego PeCeta w tym celu), i powoli przestawiałem go z serii Chessmaster w stronę bardziej rozrywkowych gier strategicznych.

Oczywiście w wypadku rodzin, gdzie już od dawna dokonał się rozpad więzi między pokoleniami, cudów się nie zdziała. Można jednak spróbować coś naprawić, a już na pewno nie ma sensu pogłębiać przepaści. Nie ma też sensu biegać do mediów i bić na larum, zrzucać winę na gry. Skoro się spartoliło robotę i dziecko woli spędzać czas z konsolą niż z nami, to lepiej nie ośmieszać się publicznie, prawda? W sumie w tej sytuacji warto się odstresować. Zamiast - dajmy na to - sięgnąć po butelkę, może należałoby skorzystać z doświadczenia dziecka? Skoro ono skutecznie ratuje się przed stresem grając, to może jest to jakaś metoda....

Komentarze
6
Usunięty
Usunięty
24/02/2011 10:21

U mnie było tak, że moja mama mówiła tylko: grasz i grasz, będziesz kopał rowy, nic z ciebie nie będzie, marnujesz życie przed tym komputerem !. Nic się nie uczysz !!Potem temat zrobił się chwytliwy przez uzależnienia. No i zaczęła się runda druga: jesteś uzależniony, powinieneś się leczyć !!. Czasem człowiek aż wychodził z siebie ( nawet świętemu nerwy by puściły), i zaczęła się runda trzecia: ten komputer cie zmienia !! nie poznaję cie, skąd w tobie tyle agresji ?!I tak przez lata. Obecnie, jako inżynier informatyk, mam odmienne zdanie ;). Sam dorosłem i doskonale wiem, o co chodziło.Trudno jest obarczać winą rodzica za taki stan rzeczy. Strach rodzi się z niewiedzy, z leku przed czymś nieznanym. To zawsze obce jest złe.A rodzice to nic innego jak dorosłe dzieci. Dorosłość nie oznacza wszechwiedzy, absolutnej mądrości i nieomylności. Popatrzcie czasem na rodziców przez swój własny pryzmat. Zobaczcie w nich dzieci, przerażone postępem technologicznym, własnym zacofaniem. Wychowani w innej rzeczywistości. Nic dziwnego, że czasem reagują tak emocjonalnie.Zamiast z nimi walczyć, może spróbować ich zainteresować :). Na pewno jest coś, co lubią. Może szachy, może karty ? Brydż, tysiąc, remik. A od tego już niedaleko do np. kurnik.pl. Mają jakieś hobby ? Internet to skarbnica wiedzy w różnych tematach. Tam też można czytać, wymieniać się opiniami.Z reguły ( na prawdę, prawie 100% przypadków) rodzice nie chcą słyszeć o kompie dlatego, że nie chcą się przyznać, że nie potrafią się posługiwać myszką !!. Kursor ucieka, nie mogą w nic trafić, ekran to wielka zagadka z masą tekstu i okienek. Po prostu panicznie się tego boją. Utrata szacunku w oczach dziecka jest na prawdę traumatycznym przeżyciem.Edukacja przede wszystkim, zamiast złych emocji. A mamę nauczyłem obsługi komputera, rozmawia przez skype, rozmawiamy przez gadu, potrafi poruszać się w internecie. Komputer już nie jest dziełem szatana ale narzędziem nowych czasów :).

mr-nadol
Gramowicz
23/02/2011 15:03

Wszystko w umiarze, a będzie dobrze.

Sanders-sama
Gramowicz
23/02/2011 13:15

Sorki za brak "T" ale piszę ze szkolnej biblioteki i tutaj trzeba dociskać ten klawisz ;-)




Trwa Wczytywanie