Na początku, drogie Panie, wybaczcie mój męski punkt widzenia. Wiem, że płeć piękna również gra i to coraz więcej, co pokazują najprzeróżniejsze badania. Wiem, że wśród Was są również i takie, które to swemu partnerowi muszą tłumaczyć się ze swojego hobby. Ale przecież Wy jesteście kobietami i same wiecie najlepiej co zrobić, byśmy na jedno skinienie stali się Waszym podnóżkiem. A jeśli zajdzie taka potrzeba, to i krokodyla damy lubej. Choć jak to mawiają, w uniwersalnych prawdach każdy mądrość znajdzie, zatem nawet i Wanda co zamiast Niemca pada wolała, z niniejszej lektury coś wyniesie.
"Ona gra, ja usycham"
Marzenie wielu samców o grającej dziewczynie, chciałoby się rzec. Nic bardziej mylnego. Bo wśród wielu z nas, moi drodzy, cały czas pokutuje przekonanie, że to my - domorosłe samce alfa, jesteśmy panem i władcą naszego sprzętu do grania. Że to na nas spoczywa misja edukacji białogłowej, dzięki której nasza lepsza połówka zrozumie, że to, co widzi na ekranie to nie zwykła jatka, ale środek do nadrzędnego i najbardziej "prozaicznego" dla wszystkich graczy celu - zbawienia wirtualnego świata. Okazuje się jednak, że istnieje wiele związków, w których to słaba płeć przejmuje stery, przyodziewa lśniącą zbroję bądź odpowiedni kombinezon i rusza na ratunek biednym pikselom. Nie wspominając już o obijaniu twarzy kolejnym przeciwnikom w Soul Calibourze, dbaniu o simy czy doglądaniu krów i plonów w Farmville. I wtedy nie ma zmiłuj, samiec musi z pokorą odejść, zająć się czymś innym, częstokroć rzeczami, o których nie ma bladego pojęcia, jak prasowanie czy segregowanie skarpetek.
To także obrazuje niejako, jak nas postrzegają kobiety. My nic sobie z tego nie robimy, ale kiedy role się odwracają, powstaje problem. Sytuacja trudna, ale jak napisała Katarzyna na naszym profilu facebookowym jest i na to rozwiązanie: Jako, że oboje jesteśmy zamiłowanymi graczami mamy dwa stacjonarne komputery i cztery konsole (z podwójnymi padami). Aby nie było wojny w domu, gry typu MMO kupujemy podwójnie i gramy razem. Nie wyobrażam sobie abyśmy musieli się wymieniać. W takim wypadku nie pozostaje nic innego, jak pozazdrościć Katarzynie i jej chłopakowi. A co jeśli druga połowa nie wykazuje żadnego zainteresowania grami?
"Ona nie rozumie, że ja gram. Ja nie rozumiem, że ona nie potrafi zrozumieć"
I tak już od 22 lat razem -odpowiada Jarek na zadane przez nas pytanie na facebookowej stronie fanowskiej gram.pl. Niestety nie podzielił się z nami tajemnicą swego udanego, ale jakże trudnego związku. 22 lata to szmat czasu, ale nie wszystkie dziewczęta są tak wyrozumiałe. Oczywiście każdy prawdziwy facet musi znać priorytety, a (nie)stety na pierwszym miejscu partnerka z chęcią widziałaby siebie, a nie gry. Co prawda są i takie osoby jak Kamil, który z dumą oznajmia: jestem magiem i mam już 85 level i nie rozumie zagadnienia, ale to osoby, którym nawet ten artykuł nie pomoże. A jaka jest rada na przekonanie opornej damy do swojego hobby? Ponoć głowili się już nad tym zarówno greccy filozofowie jak i rodzimi najstarsi górale, ale do żadnych konkretnych wniosków nie doszli. Także badacze natury gracza oraz specjaliści od psychologii nie mogą dojść do wspólnego zdania i zaprezentowania złotego środka na ten odwieczny problem.
Kiedy jednak nawet najtęższe umysły są w kropce, z pomocą przychodzi mądrość ludu z naszego forum. - Moja lepsza połówka nie toleruje żadnych gier, tym bardziej mych kochanych RPG, kwitując to mruczeniem, że co niektórzy nadal są dziećmi / nie dorośli. Trochę trudno ją rozumieć, w końcu któż inny wybije te chmary orków i innych stworów? Są rzeczy ważne i ważniejsze. Ale nadal nie wiem, czy tym drugim jest kobieta czy PC/PS3 - dzieli się swymi wątpliwościami forumowicz Jaki_Gahn. Jest jednak i na to rada.
Ona gra, ja razem z nią
Kooperacja. Rzecz oczywista, a jak pokazuje rzeczywistość, nie każdy wie, że to podstawa udanego związku. Także trójkątów ja, ona, gry. Chyba nie ma lepszego sposobu na pogodzenie jednego z drugim jak zaproszenie ukochanej do wspólnej zabawy. - Ja i moja dziewczyna przemierzamy wspólnie świat Guild Wars. Czasem nie ma za bardzo okazji się spotkać, a jeśli na dystans rozmawiamy przez jakieś komunikatory głosowe, to czemu przy okazji sobie nie pograć? Do tego można dodać, że w GW gra dłużej ode mnie, a ja do tej gry wróciłem głównie przez jej namowy. - pisze szczęśliwy użytkownik Adjatha. I choć Guild Wars to może nie najlepszy wybór na początek dla osoby kompletnie niezaznajomionej z grami, to zawsze jakieś rozwiązanie, szczególnie w związkach na odległość, o czym wspomniał Adjatha.
Jednakże gdy para mieszka wspólnie pod jednym dachem, obowiązkowym zakupem może stać się drugi kontroler. - Po prostu gramy razem! Zazwyczaj są to gry w których człowiek nastawia się na kooperację. Na przykład Heroes of Newerth, moja lepsza połówka jest w tym... lepsza. Czasami powstają pewne zgrzyty odnośnie tego czy robimy tak jak ja chcę, czy jak Ona chce, ale zazwyczaj idzie się dogadać. Grunt to potrafić odseparować to, co się dzieje na ekranie komputera od tego, co się dzieje w rzeczywistości, co by nie przenosić sytuacji w grze na życie prawdziwe. - celnie zauważa Jakub. Wszak nie samymi grami człowiek żyje... I pamiętajcie moi drodzy, nie zaczynajcie z grubej rury. Wiem, że ganianie Sackboyami po LittleBigPlanet,wspólne wygibasy przed Dance Central czy machanie wiilotami w Wii Sports to nie to samo co samotna wędrówka w Red Dead Redemption, zacięte walki z mitologicznymi stworami w God of War 3 czy krwawa rzeźnia w Gears of War 2... Ale to z pewnością dobra metoda, by małymi krokami dać do zrozumienia swej lepszej połowie, o co tak naprawdę w grach chodzi. A nuż doczekacie się wiernego widza, dzielnie kibicującemu waszym heroicznym poczynaniom przed ekranem telewizora?Co robić, kiedy żadna metoda nie działa?
Jeśli jednak w dalszym ciągu wybrance Waszego serca trudno zrozumieć sytuację, w której zamiast robić coś "pożytecznego" relaksujecie się przy graniu, zawsze można uciec się do małego podstępu, jak to na przykład robi Adam: - Od czasu do czasu instaluję jej ulubioną grę - Kangurek Kao. Pozwalam przejść całego, trochę pomagam, po czym odpalam coś swojego i mówię, że ja tak samo mocno kocham sierżanta Gary "Roach" Sandersona z COD:MW2 jak ona kangurka i teraz moja kolej. Nie rozumie na początku, ale później jest śmiesznie i zawsze działa. A jeśli nawet kangurek nie pomoże, pozostaje rozwiązanie ostateczne. Rozbrajająco-błagalny wyraz twarzy kota ze Shreka z "kochaj mnie mimo wszystko" na ustach. To zawsze działa.