Rozpoczynamy dziś cykl tekstów, które mają Wam przybliżyć zarówno pewną firmę, jak i jej produkty. Czas na spotkania pierwszego stopnia z Alienware.
Rozpoczynamy dziś cykl tekstów, które mają Wam przybliżyć zarówno pewną firmę, jak i jej produkty. Czas na spotkania pierwszego stopnia z Alienware.
Od wielu już lat marka Alienware kojarzy się z wysokiej klasy, nowoczesnym sprzętem dla graczy. Mimo częstych i licznych spekulacji oraz przewidywań o upadku pecetowego rynku związanego z grami, firma konsekwentnie podąża wyznaczoną ścieżką, konstruując kolejne komputery, przeznaczone właśnie do tego typu zabawy. Charakterystyczne logo z głową Obcego stało się wśród graczy tak znane, jak nadgryzione jabłuszko wśród pracowników agencji reklamowych.
Tym bardziej powinna nas, graczy, cieszyć informacja, że właśnie od dziś sprzęt Alienware będzie oficjalnie dostępny w naszym kraju. Oczywiście, zważywszy na fakt, iż są to komputery wysokiej klasy, wręcz naszpikowane nowoczesną elektroniką, posiadające na pokładzie zawsze najnowsze technologie i oprogramowanie, nie będą one zapewne najtańsze. Jednak dla graczy, którzy nade wszystko przedkładają komfortową, bezstresową zabawę i chcą mieć pewność, że uruchomią na swoim komputerze każdą bez wyjątku grę w najwyższych detalach, może to być wyjątkowo ciekawa propozycja.
O kilku dostępnych w naszym kraju modelach mogliście już wcześniej przeczytać w stosownym newsie, zaś więcej szczegółowych informacji na ich temat znajdziecie na naszym portalu w ciągu najbliższych kilku dni. Zanim jednak przejdziemy do prezentacji poszczególnych komputerów, znajdujących się w aktualnej ofercie Alienware, postanowiliśmy przybliżyć Wam nieco historię tej ciekawej firmy, która od samego początku postawiła sobie tylko jeden cel – tworzenie komputerów, na których jej założyciele chcieliby sami zagrać.
Nie jest to absolutnie tani marketingowy chwyt, czy historyjka mająca dobrze komponować się z profilem firmy. Dwaj założyciele Alienware rzeczywiście byli – i jak twierdzą – wciąż są maniakami gier komputerowych. Ale po kolei. Wszystko zaczęło się w 1996 roku, kiedy to dwaj znający się do dzieciństwa kumple, których dodatkowo łączyła wspólna pasja, gry komputerowe, wpadli na pomysł zrobienia własnego biznesu. Nelson Gonzalez i Alex Aguila zorientowali się bowiem, że na choć na amerykańskim rynku istnieje całe mnóstwo firm produkujących komputery, to tak naprawdę gracze, ludzie potrzebujący topowego i mocnego sprzętu, są swego rodzaju marginesem, który nie jest praktycznie brany pod uwagę przez wielkie koncerny.
Nie powinno nas to wszakże dziwić, nie inaczej jest i obecnie. Choć nam, zapalonym miłośnikom gier wydaje się, że to właśnie my napędzamy tę branżę, prawda jest zgoła inna. Wciąż i nieodmiennie lwia cześć pecetowego rynku jest zdominowana przez komputery biurowe, maszyny klasy HTPC, przenośne maszyny do pisania z wyświetlaczami (notebooki) czy kuriozalne zestawy z supermarketów. Innymi słowy sprzęt, który nadaje się do wielu celów, ale nie do grania. Gracze chcący posiadać naprawdę wydajny, high-endowy sprzęt są zazwyczaj zmuszeni do samodzielnego złożenia takowego lub zlecenia tego którejś z niezależnych, małych firm. Hardware ma jednak to do siebie, że potrafi być równie chimeryczny, jak niektóre systemy operacyjne, co prowadzi do różnorodnych konfliktów, czy choćby zaniżania wydajności całego komputera.
Gonzalez i Aguila postanowili temu zaradzić. Zaczęło się od rzeczy małych, dwaj kumple zaczęli eksperymentować z podzespołami i tworzyć najbardziej optymalne ich zdaniem konfiguracje na potrzeby rodziny i kręgu znajomych. Ciężko teraz ustalić, czy był to pomysł samych założycieli firmy, czy sugestia kogoś z użytkowników złożonego przez nich komputera. Dość powiedzieć, że zdecydowali się wysłać jeden ze swoich składaków do redakcji pisma Boot (później znanego, jako Maximum PC). Pismo nie dość, że opublikowało test i recenzję komputera, to dodatkowo była ona wyjątkowo pochlebna. Wspólnicy poszli za ciosem i opublikowali na łamach pisma niewielkie ogłoszenie. Niemalże od razu zasypani zostali zamówieniami od ludzi, którzy chcieli wreszcie bezstresowo pograć w najnowsze produkcje. Alienware znalazł swoją rynkową niszę.
Firma zaczynała z kapitałem założycielskim zaledwie 10.000 $, by już w pierwszym roku swej działalności zanotować obroty rzędu 80.000 $. Wszystko to przy wciąż bardzo ograniczonym zasięgu działania, którego w owym początkowym okresie działalności nie można było nazwać inaczej, jak lokalnym. Oczywiście Gonzalez i Aguila nie zamierzali na tym poprzestać, doskonale zdawali sobie sprawę z tego, iż zapotrzebowanie na tego typu sprzęt, przeznaczony wyłącznie do grania, jest naprawdę ogromne. Liczba zamówień rosła lawinowo, w związku z czym Alienware, aby im sprostać, musiał zatrudniać coraz to nowych pracowników.
Na samym początku wspomniałem o tym, że informacje o powiązaniach historii firmy i jej założycieli ze światkiem graczy nie było tylko marketingowym zabiegiem. Doskonale świadczy o tym chociażby sposób i kryteria, według których rekrutowano wtedy nowych pracowników. Gonzalez: Jedną z rzeczy, na które zwróciliśmy uwagę już na samym początku był fakt, że większość ludzi patrzy w takich przypadkach na predyspozycje do biznesu i formalne wykształcenie. My, szukając ludzi, pytaliśmy ich, czy są lub byli graczami. I z kolejnego wywiadu: Naszym początkowym kryterium było: „Czy jesteś geekiem?” Kwestie biznesowe były drugoplanowe. Szukaliśmy ludzi podobnych do nas – Czy jesteś graczem? Masz pojęcie o wysokiej wydajności? Rozumiesz słowo jakość? Znasz się na technologii?
Atmosfera w firmie musiała więc przypominać w owych czasach to, co niekiedy czytamy we wspomnieniach o początkach studiów deweloperskich, w których ludzi łączyła wspólna pasja i podobne zainteresowania. Z opowieści wynika, że do dzisiejszych zdarzały się szefostwu i kilku znajdującym się akurat w biurze pracownikom wspólne partyjki w Battlefielda na służbowych komputerach. Informatorzy milczą wszakże w kwestii tego, czy miało to miejsce w godzinach pracy...
GramTV przedstawia:
Taka polityka zatrudnienia – choć nieco mniej ekstremalna dzisiaj – przekładała się wszakże według słów Gonzaleza na końcowy efekt, czyli produkt i to, w jaki sposób był on sprzedawany. Jest bardzo łatwo sprzedać cokolwiek, kiedy jest się tego pasjonatem. Mam na myśli to, że jest wiele rzeczy motywujących ludzi, ale ty musisz się upewnić, że interes nie zamienia się dla nich w zwykłą grę liczbową. Powinieneś kochać produkt lub usługę, którą dostarczasz; powinieneś kochać swoich klientów. Żeby odnieść sukces, powinieneś kochać, to co robisz. Właśnie tacy ludzie, którzy przychodzą i posiadają tę iskrę, sprawiają, że firma rośnie w siłę.”
Nic więc dziwnego, że posiadając takich pracowników, będących nie zwykłymi wyrobnikami, ale prawdziwymi pasjonatami, Alienware rozwijał się błyskawicznie, każdego kolejnego roku podwajając lub nawet potrajając swoje obroty. Zainteresowanie gotowymi, potrafiącymi obsłużyć każdą grę pecetami nie malało, a wręcz przeciwnie, rosło. Branża ta przestała być bowiem domeną nielicznych i zaczęła stawać się wielkim przemysłem i coraz bardziej masową formą rozrywki. Dość powiedzieć, że w chwili wejścia firmy w 2006 roku pod skrzydła będącego dotąd konkurentem Della jej roczne obroty oscylowały w okolicach kwoty aż 250 milionów dolarów.
Alienware przeszedł przez ten czas sporą ewolucję, od skromnych początków, poprzez skupienie się na komputerach dla graczy, aż do coraz to większego poszerzania oferty. Początkowo firma montowała jedynie komputery stacjonarne; w kolejnych latach w jej ofercie pojawiły się profesjonalne stacje robocze, notebooki, czy urządzenia peryferyjne, takie jak myszki, klawiatury, a nawet monitory.
Futurystyczne kształty, charakterystyczna głowa „szaraka” i nawiązujące do tematyki UFO nazwy komputerów stały się przez te lata w światku komputerowych graczy symbolem doskonałych parametrów i osiągów. Wspomniane nazwy, to zresztą kolejny przykład przywiązania założycieli firmy do geekowych korzeni. Obydwaj panowie byli bowiem od zawsze wielkimi fanami serialu Z archiwum X i tematyki związanej z przybyszami z kosmosu. W tym kontekście nazwy takie jak Area-51, Aurora, czy Hangar18 nie powinny chyba nikogo dziwić. Podobnie, jak mała ciekawostka na koniec tego krótkiego rysu historycznego. Obejrzyjcie kolekcję Aleksa Aguili...
Nadzorca lokalnej Krypty, o grach pisze od dwóch dekad, gra dwa razy dłużej. Bo papierowe erpegi i planszówki też się przecież liczą. Kocha gęstą atmosferę, gęstą muzykę, gęste piwo i ciemne jaskinie.
Wątpię, żeby ceny się zmieniły, szczerze mówiąc patrząc na Apple i Della, mam tylko nadzieje, że ceny spadną po naszym przejściu na Euro, ale i tak te firmy dodają sobie odpowiednio marże na rynki Europejskie w stosunku do Amerykanskiego. Wtedy przynajmniej będziemy mieli lepsze porównanie z naszym zachodnim sąsiadem, jakim są Niemcy... kupowanie elektroniki tam wychodzi w wielu przypadkach znacznie lepiej niż w Polsce, a często w sklepach są już darmowe przesyłki na tereny UE...Jakby nie patrzeć sam Windows w dniu premiery był 2x droższy niż ta sama wersja w Stanach co tłumaczy się lokalizacją i dodatkowymi kosztami marketingowymi... bo przecież trzeba porobić reklamy z Polskim dubbingiem...
Usunięty
Usunięty
09/10/2010 16:06
Dnia 09.10.2010 o 15:05, Night_Elf napisał:
No tak, jest z produktami Della w Polsce, ja swoj monitor UltraSharp 2408 24", zapłaciłem w 2008r 600 euro z przesyłką do Polski z terenu UE, co przy tamtejszym kursie wyniosło mnie ogólnie poniżej 1900zł, a w sklepie Polskim życzyli sobie 3800zł...
Według mnie własnie to jest największą bolączką dell/alienware na naszym rynku ... niedostosowanie cen, liczyłem na to że zaoszczędze sobie kombinacji ze sprowadzaniem laptopa z zagranicy , ale wygląda na to że jednak nie ( przelicznik cen stacjonarekj jest naprzykład wzięty z kosmosu w porównaniu z cenami na rynku amerykańskim ) jak tylko dell dojdzie do ładu z polskim sklepem okaze sie jak sytuacja wygląda w kwestii laptopów.
Usunięty
Usunięty
09/10/2010 16:02
Dnia 09.10.2010 o 04:36, EmperorKaligula napisał:
gry czy producenci o ktorych mozna napisac cos wiecej sie skonczyly ? walnac teksta o przereklamowanym logo ? jestem cholernie rozczarowany, bo osobiscie mam w glebokiej dupie alienware - nawet jakbym sie podcieral 100$ banknotami to bym u nich nic nie kupil... jako firma trafili w nisze i zycze im sukcesow, tyle.
Nie musisz im sukcesu życzyć...dawno go odnieśli ( i tak na marginesie diss dla samego dissu .... żałość )