Zaledwie dwa dni temu w niewielkiej wsi Kuńkowce pod Przemyślem odbyło się oficjalne otwarcie "wioski fantasy", któremu towarzyszył jednodniowy LARP w wiedźmińskich klimatach. Wysłaliśmy tam Myszastego uzbrojonego w krasnoludzką brodę, młot i aparat...

Chcemy bowiem pokazywać Wam i tym samym również zachęcać do brania udziału w tego typu imprezach i przedsięwzięciach, które pozwalają graczom wcielić się bezpośrednio w role znane choćby właśnie z gier komputerowych. Często gry pozwalają nam na całkiem sporą swobodę w kreowaniu postaci, czy późniejszym ich rozwoju, rzeczywistość wirtualna nigdy jednak nie zastąpi nam tej prawdziwej. Jeśli dorzucimy do niej odrobinę wyobraźni, klimatyczne stroje, choćby powierzchowną znajomość realiów, w których odbywa się zabawa i tak wspaniała scenerię, jak fort i wioska w Kuńkowcach, możemy na kilka, czy nawet kilkanaście godzin przenieść się do zupełnie innego świata. Innego, a przecież wciąż namacalnego, pełnego ludzi, z którymi możemy rozmawiać, snuć intrygi, handlować, czy nawet walczyć. To świat, w którym nawet najmniej spektakularne role są tak samo ważne, jak główne postaci dramatu; to właśnie ci snujący się w okolicy żebracy, pyskaci karczmarze, czy przypadkowi podróżnicy tworzą jego podwaliny, często zresztą stając się głównymi bohaterami. Choć główną oś fabuły wyznacza oczywiście napisany wcześniej scenariusz, na jej przebieg wpływ może mieć każdy. I właśnie to jest największą siłą tego typu gier.
A jak się to wszystko zaczęło? Posłużę się w tym momencie cytatem, zarysowującym sytuację w chwili rozpoczęcia gry:
Jedynym prawem, jakim od zawsze rządziło się miasteczko Gisna nad Jarugą, było prawo natury. Jego odwieczny cykl został jednak zakłócony. Potężna burza nadciągnęła i zasnuła niebo aż po horyzont. Armia Nilfgaardu żelazną pięścią wprowadziła swój dyktat nad całą Cintrą. Między palcami zaciskającej się, pancernej rękawicy cesarza, przemykają jednak drobne strużki wolności. W Miasteczku tętni wciąż jej niewielkie źródło.
Prawo natury bywa łagodne niczym tchnienie wiosny, ale jest również okrutne i nieubłagane. W gęstych lasach, okalających osadę, skrywają się istoty, na myśl o których mieszkańców ogarnia znacznie większy niepokój, niż na widok czarnych sztandarów powiewających nad grodem.

Wyżej podpisany wcielił się w rolę krasnoludzkiego kowala, który jako jeden z nielicznych nieludzi ocalał z pogromu w podgrodziu. Zabarykadowany w swojej kuźni przeżyłem jakoś noc i poranek. Swąd spalonych chałup roznosił się jeszcze wokoło, kiedy do Gisny przybyli Nilfgaardczycy, obiecując zaprowadzenie pokoju i porządku. Pertraktacje z najeźdźcami, którzy nam, nieludziom, jawili się wybawieniem, prowadziłem jednak przez wciąż zabarykadowane drzwi. Przekonało mnie dopiero zamówienie, które złożył mi jeden z oficerów - zamiast broni, czy narzędzi tortur, miałem kuć lemiesze do pługów. Wszystko wskazywało na to, że życie wróci do normy, choć pod czarnymi sztandarami z symbolem słońca. Dokoła co prawda wprost wrzało od plotek o dziwach, które dzieją się w lesie, szczególnie w okolicach pradawnego kręgu, jednak jako krasnolud nie dający wiary ludzkim bajaniom i elfickim przesądom, uznałem to za kolejny przejaw ich słabości.

Wtedy to na podgrodziu zaczęło się pojawiać coraz więcej dziwnych person. Do wioski przyszła stara wiedźma, która rzadko oddalała się od swej stojącej na skraju lasu chaty. Jacyś kolorowo ubrani wędrowcy zaczęli nastawać na życie mojego przyjaciela, niziołka, dotychczas szanowanego kupca. Opowiadali, że skarb jakiś ponoć gdzieś zakopał. Ukryłem go w swojej chacie, choć nie na wiele się to zdało - po jakimś czasie zabrali go żołnierze. Wrócił bez kilku przednich zębów, opowiadając wokół, że "potknął się na schodach strażnicy". Coś zaczynało mi tu coraz bardziej śmierdzieć...
Kiedy coraz większa liczba mieszkańców podgrodzia zaczęła się skarżyć na poczynania nilfgaardzkich żołdaków, którzy dodatkowo odebrali im broń, postanowiłem działać. Z resztek rudy wykułem kilka mieczy, w które uzbroili się niezadowoleni. Coraz to dziwniejsze opowieści zaczęły krążyć miedzy chałupami; a to, że córka zamkowych władyków została przez jakiegoś elfa z lasu zbrzuchacona, a to, że rusałki po lasach się spotyka, a to, że klątwa jakowaś nad osadą ciąży. To drugie prawdopodobne nawet było, bo jedzenie całe w spichlerzach i chałupach zgromadzone psuć się zaczęło. Na dodatek ponoć wiedźmin się jakiś pojawił. A tych jak wiadomo, zawsze dziwactwa wszelakie przyciągają, jak miód niedźwiedzia.

Driudzi, Nilfgaardczycy, wiedźmy, Scoia'tael, włóczędzy, jakieś pakty, zdrady i podstępy - zaczynałem mieć już tego wszystkiego dość. Chciałem nawet uciekać, ale wtedy niespodziewanie, zaraz po tym, jak przybył zaordynowany przez niziołka transport żywności, nastąpił nasz atak na grodzisko. Wdarliśmy się do środka otwartą boczną bramą, nieliczna wtedy załoga została wybita lub się poddała. W zamku nie było prawie nikogo. Przygotowaliśmy się na odparcie kontrataku i wtedy... okazało się, że musimy zewrzeć szyki z niedawnymi wrogami. Wydarzenia zaczęły toczyć się błyskawicznie. Na zamku, gdy tylko zgromadzili się tam ludzie, ujawniła się wszystkim Bruxa. Co więcej, jak na sygnał las cały wtedy na osadę ruszył! Druid jakiś chyba, a za nim zwierza wszelakiego siła.
Człowiek lasu bestię pokonał, wszystko się uspokoiło... Czy życie w Gisnie powróci do normy? Czas pokaże, ja i młynarz na pewno zostaniemy. Wiedźmin, na którego żeśmy się z nim zrzucili, po trzydzieści orenów dając, oszustem się okazał. Ale wcześniej na papierze zapewnienie dostaliśmy, że w zamian za te pieniądze, obydwaj zwolnienie z podatków do końca żywotów naszych będziemy. A gadali, że w tych niepewnych czasach oszczędzać się nie opłaca...
W tym miejscu przerywam opowieść, oczywiście niepełną, bo widzianą oczami krasnoludzkiego kowala, który przez cały niemalże czas trzymał się blisko swej bezcennej kuźni. I pragnę podziękować wszystkim organizatorom oraz uczestnikom za kilka godzin świetnej gry oraz prawie trzy dni doskonałej zabawy. Natomiast Was, drodzy gramowicze, pragnę zachęcić do tego typu gier. Tego naprawdę nie dam Wam żadna, najdoskonalsza nawet gra komputerowa, czy konsolowa.