Tydzień z Reideen – dzień szósty

Michał Myszasty Nowicki
2008/10/25 17:00
0
0

Na stole, papierze i monitorze

Na stole, papierze i monitorze

Na stole, papierze i monitorze, Tydzień z Reideen – dzień szósty

We wczorajszym felietonie próbowaliśmy doszukać się korzeni gatunku mecha... w zachodniej kulturze. Okazało się, że pierwsze maszyny, które możemy nazwać mechami, pojawiły w europejskiej literaturze już pod koniec XIX wieku, czyli sporo ponad sto lat temu. Na jednostki tego typu trafiliśmy też w klimatach steampunkowych oraz uniwersum Gwiezdnych wojen. Dziś będziemy kontynuować nasze mechowe peregrynacje, wciąż jednak pozostając poza obrębem mangi i anime. Skupimy się bowiem na tym, co sercu każdego gracza najbliższe – grach wszelakich. Jak zresztą za chwilę się przekonacie, niekoniecznie tylko komputerowych...

BattleTech

I tak też właśnie zaczniemy, gdyż pisząc o wielkich robotach bojowych, nie można nie wspomnieć o uniwersum stworzonym przez firmę FASA. W tym miejscu niewielka dygresja – słowo mech (mecha, meka), określające wielkie maszyny bojowe, zostało stworzone i wypromowane właśnie przez tę firmę, ma więc zdecydowanie zachodni rodowód. W Japonii maszyny te zwykło się nazywać superrobotami, a używany niekiedy skrót mecha (od ang. mechanical) ma dużo szersze znaczenie, obejmujące ogół urządzeń mechanicznych – od wiertarki, poprzez broń, na samochodach skończywszy.

Geneza słowa "mech" w naszym przypadku jest zresztą również dość ciekawa, gdyż wiąże się bezpośrednio z osobą George’a Lucasa. Otóż w pierwotnym wydaniu figurowej gry strategicznej firmy FASA wielkie roboty bojowe nazywane były BattleDroids. Jednak, rzeczony Lucas był w posiadaniu praw autorskich do słowa "droid", co pociągnęło za sobą konieczność zmiany tejże nazwy. Wybór padł na słowo "mech", co okazało się przy okazji strzałem w dziesiątkę. BattleMechs brzmiało o wiele poważniej i dostojniej, tym bardziej, że słowo droid nieodmiennie kojarzyło się wielu ludziom z... komediową parą robotów z filmu Lucasa.

Marka BattleTech po raz pierwszy pojawiła się na rynku w 1984 roku, kiedy to premierę miała pierwsza gra osadzona w tym autorskim świecie. Oferowała ona możliwość pokierowania oddziałami składającymi się z wielkich, humanoidalnych maszyn bojowych w czasie strategicznej rozgrywki prowadzonej na heksagonalnych planszach. Rozgrywkę można było prowadzić zarówno za pomocą zwykłych kartonowych żetonów i znaczników, jak i z wykorzystaniem miniaturowych modeli mechów, wykonanych w skali przystosowanej do planszy. Między innymi dlatego BattleTecha najczęściej zalicza się nie do planszówek, lecz gier figurowych. Ten kolekcjonerski charakter zabawy był również jednym z czynników, które przyciągnęły do gry wielu chętnych.

Kolejną z cech, które bez wątpienia znalazły uznanie w oczach graczy, był kompleksowy charakter rozgrywki, zawierający w sobie elementy znane z gier RPG. Każdy z mechów miał rozbudowane statystyki oraz mógł zostać wyposażony w różnorodne rodzaje broni czy pancerza. Ważną rolę podczas rozgrywki odgrywał podział każdej z maszyn na lokacje z uwzględnieniem najbardziej istotnych jej części; wzięto pod uwagę tak szczegółowe statystyki, jak zapas amunicji i energii, czy choćby przegrzewanie się poszczególnych elementów mecha. Każda z maszyn posiadała – niczym w rasowym RPG – swoją kartę, na którą w trakcie rozgrywki nanoszone były wszelkie zmiany statusu.

Ten bardzo rozbudowany system był jedną z przyczyn niezwykle długiej żywotności tytułu. Pozwalał bowiem nie tylko na szczegółowe opisanie posiadanych maszyn, ale również projektowanie własnych ich konfiguracji w oparciu o zawarte w grze elementy. Odróżniało to BattleTecha od większości innych gier figurowych, w których zmiany – jeśli były możliwe – opierały się zazwyczaj na pewnych kosmetycznych upgrade’ach. Tutaj natomiast otrzymaliśmy możliwość stworzenia niemalże od podstaw własnej maszyny – tylko od nas zależał wybór bazowego modelu i wyposażenie go w zależności od naszych potrzeb. O popularności i żywotności tytułu doskonale świadczyć może fakt, iż przez tyle lat istnieją liczne klany i rozgrywane są ligowe mecze.

Nie tylko figurki

Oczywiście na przestrzeni lat gra doczekała się kilku edycji i dodatków, z których jednym z najważniejszych był bez wątpienia AeroTech, czyli wprowadzenie na pola bitew maszyn latających. Z czasem rozbudowano także i w wyjątkowo szczegółowy sposób opisano uniwersum BattleTecha, które obecnie pod względem złożoności może śmiało konkurować ze światami Warhammera 40k czy Gwiezdnych wojen. Stało się tak między innymi ze względu na wydanie w 1986 roku gry RPG osadzonej w świecie BattleTecha, zatytułowanej MechWarrior, która również doczekała się kilku edycji. Z czasem świat BattleTecha obrósł w kolejne tytuły, poruszające coraz to inne aspekty rozgrywki w tym uniwersum. Pojawiły się gry obejmujące działania na większą skalę (BattleForce), pozwalające na kierowanie oddziałami piechoty (BattleTroops) czy też pozwalające na rozgrywanie bitew w przestrzeni kosmicznej (BattleSpace). Powstała również wydana przez słynnych Wizards of the Coast kolekcjonerska gra karciana.

Wielkie mechy nie mogły oczywiście ominąć naszych komputerów i konsol. Pierwszymi grami osadzonymi w tym uniwersum były produkcje niezapomnianego studia Westwood – o czym zresztą mogliście przeczytać w jednym z odcinków Retrogramu – opatrzone podtytułami The Crescent Hawk's Inception i The Crescent Hawk's Revenge. Najbardziej jednak znanym cyklem gier komputerowych, w których mogliśmy pokierować tymi potężnymi maszynami, jest MechWarrior, który do dnia dzisiejszego doczekał się już czterech odsłon, zaś łącznie z dodatkami i rozszerzeniami liczba gier z tej serii osiągnęła pułap dziesięciu tytułów. Nie zapomniano oczywiście o miłośnikach taktyki i strategii – oprócz klasycznych gier Westwood mogą oni objąć dowództwo nad tymi potężnymi maszynami w cyklu MechCommander, który do dziś doczekał się dwóch odsłon.

Gry osadzone w uniwersum BattleTecha są pozycją niemalże obowiązkową dla każdego miłośnika wielkich robotów bojowych. To wyjątkowo rozbudowany, głęboki świat, ogarnięty wieczną wojną między frakcjami zorganizowanymi na wzór dawnych feudalnych państw. Do chwili obecnej ukazało się około pięćdziesięciu różnych tytułów osadzonych w świecie BattleTecha, obejmując przy tym chyba wszelkie dostępne sposoby rozgrywki, począwszy od stołowych gier strategicznych, poprzez komputerowe strategie i symulatory, grę karcianą, a skończywszy na rasowym systemie RPG.

GramTV przedstawia:

Na chwałę nieśmiertelnego Imperatora!

Jednak wielkie mechy w grach spotkać możemy nie tylko w świecie BattleTecha. Istnieje przynajmniej jeszcze jedno wielkie i rozbudowane uniwersum, w którym natknąć się możemy na tego typu maszyny. To chyba najbardziej znana alternatywna rzeczywistość w światku figurowych (i nie tylko) gier strategicznych. Mowa oczywiście o ponurym i ogarniętym niekończącą się wojną uniwersum czterdziestego tysiąclecia, wykreowanym przez Games Workshop. W przeciwieństwie jednak do opisywanego wcześniej systemu, w Warhammerze 40k wielkie maszyny bojowe nie stanowią najbardziej istotnego elementu wojny, używa się ich jedynie w największych bitwach i jako relikty dawnej technologii należą do rzadkości. Mimo to warto o nich wspomnieć, gdyż pod względem rozmiarów i wyglądu naprawdę niewiele znanych z innych światów mechów jest w stanie mierzyć się z Tytanami klasy Imperator.

Oczywiście wielkimi mechami dysponuje niemalże każda strona konfliktu, my jednak skupimy się na jednym przykładzie, a mianowicie wielkich mechanicznych zabawkach, które ma do swej dyspozycji Collegia Titanica. Jest to jedna z sekcji Adeptus Mechanicus, mająca pod swoją pieczą najpotężniejsze i najlepiej uzbrojone lądowe maszyny bojowe, jakimi dysponuje imperialna armia. Co prawda podczas Herezji Horusa (opowiedzenia się części zakonów Space Marines po stronie Chaosu) wierne Imperatorowi pozostały tylko legiony Tytanów znajdujące się na Terze, wciąż jednak stanowią one ważny element sił imperialnych, często odgrywający kluczową rolę podczas największych bitew i kampanii.

W armii imperialnej wyróżniamy cztery podstawowe klasy Tytanów. Najmniejszymi i najlżejszymi są maszyny zwiadowcze należące do klasy Warhound, mierzące maksymalnie do 16 metrów wysokości. Są to maszyny, których głównymi zadaniami w Legionie są misje zwiadowcze i rozpoznawcze. Dzięki relatywnie niewielkiej masie i długim nogom są w stanie poruszać się z dużą prędkością, co czyni z nich sprzęt idealny do tego typu zadań. Nie zapomniano oczywiście o uzbrojeniu, które, jak na tak niewielką maszynę, jest dość potężne – na dwóch panelach można zamontować dowolną kombinację dwóch egzemplarzy ciężkiej broni. Wiąże się to z jeszcze jednym zadaniem, które często wypełniają Warhoundy – związywaniem walką przeciwnika w oczekiwaniu na pojawienie się cięższych Tytanów.

Kolejna klasa imperialnych mechów to Tytany Reaver, osiągające – w zależności od konfiguracji – od 40 do 50 metrów wysokości. Są to maszyny przeznaczone przede wszystkim do zadań szturmowych i zdobywania umocnień przeciwnika. Dzięki zamontowaniu na grzbiecie maszyny potężnej wieloprowadnicowej wyrzutni ciężkich rakiet jest ona w stanie rozpętać istne piekło w szerach wroga. Nie jest wszakże bezbronna wobec celów opancerzonych, to zaś dzięki niezwykle potężnym Turbo Laserom. Doskonale sprawdza się podczas wspólnych działań ze swymi cięższymi braćmi, Tytanami klasy Warlord. To chyba najbardziej rozpowszechniony typ bojowego mecha w imperialnej armii. Wynika to przede wszystkim z faktu, iż te wielkie, mierzące ponad 60 metrów maszyny cechują się dużą uniwersalnością konfiguracji uzbrojenia. Dzięki temu można je przystosować do każdego niemalże typu zadania, łącznie z wyposażeniem w broń do walki w zwarciu.

Oddzielny akapit warto poświęcić najrzadziej spotykanym, ale i najpotężniejszym Tytanom, jakie zobaczyć możemy na polach bitew. Maszyny klasy Imperator to dosłownie ruchome fortece, zdolne pomieścić w swym wnętrzu pełną kompanię piechoty i niosące broń niemożliwą do zainstalowania na jakiejkolwiek innej ruchomej platformie. Siła ognia Imperatorów jest tak wielka, że niejednokrotnie jeden z nich potrafił samodzielnie zmusić do wycofania się przeważające liczebnie siły wroga bądź obrócić w stertę gruzu potężne umocnienia. Warto tu również wspomnieć o podklasie Warmonger – są to Imperatory, których głównym zadaniem jest uzyskanie maksymalnej siły ognia, kosztem miejsc dla desantu i dodatkowej załogi, na co pozwala fakt, iż tym gigantem jest w stanie kierować zaledwie jeden człowiek.

Ciekawostką jest fakt, iż wszystkie opisywane maszyny – a także dużo mniejsze cyborgi znane jako Dreadnoughty – obsługiwane są przez swych pilotów za pomocą systemu MIU (Mind Impulse Unit). Jest to forma pełnej integracji ze strukturami maszyny, posuniętej do tego stopnia, że każde trafienie w pancerz Tytana odczuwane jest przez operatora jako realny ból. Działa to wszakże również w drugą stronę – udane trafienie czy zniszczenie przeciwnika wywołuje szczęście i euforię. Czymże jednak są one wobec pochwały udzielonej później przez samego Imperatora...

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!