Gdy całkiem niedawno porównywałem NHL 2K8 i NHL08, było dla mnie całkowicie jasne, że gra z morderczym dla polskiego gracza "k" w tytule ("tu kej ejt"? "dwa ka osiem"?) jest tytułem o klasę lepszym. Pomimo dość przeciętnej, jak na obecne czasy, grafiki, powalał motion capture (ci bramkarze!), a mechanizm rozgrywki był na tyle atrakcyjny, że gra EA Sports wydawała się przy niej tytułem sztywnym i do bólu wręcz drewnianym. Cóż, w tym roku tak zadowolony z produktu Visual Concepts już nie jestem.

Prawdopodobnie są ludzie, którym NHL 2K9 może zawrócić w głowach, jednak ja do nich nie należę. Producenci zdecydowali się pójść bardzo mocno w stronę czystej rozrywki, hokeja w wydaniu "arcade" – to jednym się spodoba, a innych od gry odstraszy. Dodatki takie jak jazda zamboni w przerwie meczu oddają mniej więcej charakter nowego produktu z "k" w tytule. Miło, że komuś chciało się takie dodatki wrzucać do gry – zwłaszcza że takich niepotrzebnych, a fajnych drobiazgów spotyka się w programach coraz mniej.
Niestety, NHL 2k9 można scharakteryzować jednym słowem: "ale". Tak, zmieniono nieodpowiadające wielu ludziom sterowanie, ALE zrobiono to źle. Tak, można grać na Ralph Wilson Stadium, ALE łatwo w trakcie meczu zapomnieć, że w ogóle gramy poza halą. Tak, zawodnikom rosną brody w czasie playoff, ALE twarze są tak paskudnie wygenerowane, że i tak mamy te brody gdzieś. Takich przykładów jest więcej, ja teraz postaram się wyliczyć wady i zalety nowego produktu Visual Concepts. Potem przyjedzie czarna wołga i nie usłyszycie o mnie, dopóki ktoś przypadkiem nie odkopie ciała.
Na początek to, co mi się w NHL 2K9 podoba. Autentycznie uradowało mnie, że zarówno w menu, jak i podczas przedmeczowej prezentacji wyświetlane są filmy z zagraniami z zeszłego sezonu NHL. Zawsze lubiłem takie dodatki, cieszę się, że ktoś do nich wrócił. Prezentacja wreszcie przypomina nieco to, co się dzieje przed prawdziwym meczem ligi – film na lodzie, latające loga itd. Co prawda podczas gry w trybie franchise tego wszystkiego nie ma, a mecz zaczyna się po prostu od wyjścia zawodników na lód, ale cóż, przecież mówiłem, że to gra "ale". Wspomniana minigierka z zamboni też jest jednym z takich sympatycznych dodatków. Odlicza się czas, a my mamy za zadanie wyczyścić jak największy fragment lodu. Jak ostatnio, dopieszczono tryb franchise, więc możemy naprawdę natrudzić się z detalami czapki płac i kontraktów zawodników. Oczywiście, gramy już na nowych regułach NHL (np. po odgwizdaniu kary wznowienie jest automatycznie w tercji drużyny ukaranej).
Bardzo ucieszyło mnie, że wreszcie ktoś pomyślał i zauważył pomijany przez lata w grach fakt, iż w hali Montreal Canadiens konferansjer jest dwujęzyczny. W NHL 2K9 w Centre Bell kary są ogłaszane po angielsku i francusku, tak samo strzelcy bramek. Trochę szkoda, że rzeczony konferansjer czasami się zacina, a dwujęzyczność w jego wykonaniu polega np. na powiedzeniu: "And now vos Canadiens", co u każdego frankofona wywołałoby atak wścieklizny.
Visual Concepts chciało jak najbardziej odwzorować realia transmisji telewizyjnej z meczu NHL. Jest więc zapowiedź spotkania rodem z TV, w przerwach mamy analizę przebiegu gry, a co jakiś czas komentatorzy oddają głos koledze, który "właśnie rozmawiał z trenerem, który twierdzi, że...". Co prawda teksty po jakimś czasie zaczynają się powtarzać, ale pomysł jest dobry i warto byłoby go w przyszłości rozwinąć.

To, nad czym natomiast przejść do porządku dziennego nie mogę, to skandaliczna, jak na obecne czasy, grafika. Tyczy się to zarówno samego wykonania modeli zawodników, jak i motion capture. Gdy tylko nasi zawodnicy wychodzą na lód, zaczynamy się zastanawiać, co się popsuło. Z szatni wychodzą, nie – wyczłapują – postacie, które dość drastycznie kontrastują z tłem hali. Od tej chwili w każdej przerwie przyglądamy się zawodnikom i okazuje się, że pierwsze wrażenie nas nie myliło. Modele graczy poruszają się topornie, są wręcz karykaturalnie odwzorowane (ja cały czas mam wrażenie, jakby NHL była ligą niemowląt – tak kojarzą mi się wielkie głowy zawodników). Wszyscy bramkarze wyglądają tak samo, czyli z garbami á la dzwonnik z Notre Dame i małą dla odmiany główką. Nie lepiej sprawa ma się z twarzami. Szczerze mówiąc, nie może mnie opuścić skojarzenie z grą Settlers III – twarze wyglądają tak jak tam. Jakby ulepiono je z plasteliny. Dodajmy do tego, że graczom zdarza się przechodzić przez siebie, że poruszają się jak marionetki i mamy obraz nieszczęścia.

Drugim błędem, którego nie mogę wytłumaczyć moją niechęcią do arcade, jest wadliwe sterowanie. Visual Concepts przejęło system sterowania znany choćby z NHL 08. Lewy drążek odpowiada za kierunek jazdy, prawym strzelamy. Odbywa się to tak, że pociągnięcie drążka do siebie oznacza, iż nasz zawodnik bierze zamach. Pchając go prosto przed siebie, strzelamy. Łatwo i intuicyjnie. Już podczas sesji treningowej nieprzyjemnie ukłuło mnie jedno stwierdzenie z samouczka. "W zależności od tego, gdzie na lodzie się znajdujesz, zawodnik podejmie decyzję, jakiego typu strzał oddać". Hola hola, ja bym chciał sam decydować, jak będę strzelał! A poza tym czułem, że taki mechanizm nie będzie działał płynnie. I nie działa. Często gęsto zdarza się, że gra sama uznaje, że z tak idiotycznego miejsca żaden wariat by nie strzelał, a że ona za wariata się nie uważa, więc nie strzela. Wyobraźcie sobie, że mijacie dwóch obrońców, kiwacie bramkarza, chcecie strzelić, a Wasz zawodnik robi tylko taki śmieszny ruch kijem w przód. Nie zdarza się to za każdym razem, w większości wypadków udaje się oddać porządny strzał, ale sam fakt istnienia takiej usterki zmusza mnie, by ją napiętnować.

Cóż, to by chyba było na tyle. NHL 2K9 nie spełniła moich oczekiwań, które po zeszłorocznej wersji były bardzo duże. Prawdopodobnie wynikło to stąd, że spodziewałem się gry bardziej nastawionej na symulację, a dostałem produkt bardziej rozrywkowy. NHL 2k9 ma sporo smaczków, które fanom serii sprawią dużo radości. Jeśli ktoś nie ma ochoty godzinami kombinować, jak ustawić sobie obrońców, a woli po prostu rozerwać się przy hokeju w długi zimowy wieczór, to produkt z serii 2K może mu się spodobać. Minusem tej gry jest grafika, ale czy w grach zawsze chodzi o grafikę?
P.S.: Redakcja NHL.com.pl kategorycznie zaprzecza, jakoby stosowała przemoc wobec któregokolwiek ze swoich współpracowników. Jakiekolwiek pomówienia dotyczące posiadania przez serwis czarnego samochodu marki wołga, mahoniowego biurka czy też ciemnych okularów są całkowicie fikcyjne. Niepochlebna recenzja gry NHL 2K9 wcale nie zaowocowała spacerem w betonowych butach po dnie Wisły. Nikt nikomu nie tatuował tysiąc razy wiertarką zdania: "Lubię NHL 2K9". Niektórzy redaktorzy faktycznie mają niskie głosy, ale wcale się tym nie chwalą.