L’anime ... lub też w skrócie anime. Nie ma chyba dziś w Polsce dziecka, które nie wie, co to jest. Przecież wszystkie oglądały Dragon Ball albo Pokemony. Pokazuje to tylko, jaką siłę przebicia ma ten gatunek filmowy, skoro na świecie zdobył sobie aż tylu zwolenników. Nie zawsze jednak tak było, bowiem początki tego nurtu były raczej skromne; ba, nawet swoją nazwę zapożyczył z francuskiego.
Pierwsze anime powstało w roku 1917 i ukazywało historię samuraja, który chciał wypróbować swój nowy miecz. Film trwał dwie minuty i rysowany był w stylu ukiyo-e, wzbudził pewne zainteresowanie, ale bynajmniej nie wywołał jakiegoś wielkiego bumu. Jednak animacja japońska szybko zaczęła rozwijać się naprawdę prężnie. Ze względu na specyficzną kulturę oraz brak białych aktorów japońskie filmy fabularne nie sprzedawały się zbyt dobrze na Zachodzie. Animacja natomiast pozwoliła na realistyczne przedstawienie wyimaginowanych światów i bohaterów, dlatego też to ona stała się główną sztuką eksportową Japonii. Co ciekawe, największy wpływ na rozwój i wygląd anime miał… Walt Disney. Wyprodukowana w 1937 roku Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków zachwyciła Japończyków, a Osamu Tezuka, jeden z ojców animacji w Kraju Kwitnącej Wiśni, zaadaptował wiele disnejowskich technik rysowania klatek. Niestety, dysponując mniejszym niż Amerykanie budżetem, musiał je nieco uprościć. Rzeczywistość jednak lubi płatać figle i to, co początkowo miało być tylko czasowym rozwiązaniem, na długie lata stało się wręcz kanonem anime. Pierwszym pełnometrażowym filmem rysunkowym w Japonii był wydany w 1944 roku Święci morscy wojownicy Momotaro. Trwał on 74 minuty i został zrealizowany na zamówienie Japońskiego Ministerstwa Morskiego jako film propagandowy. Swój obecny kształt anime przybrało w momencie narodzenia się mangi. Połączenie stylu ukiyo-e z charakterystycznym dla amerykańskiego komiksu popartem było na tyle inspirujące, że szybko zdominowało również animację. Jednakże jeżeli przyjrzeć się niektórym anime, zwłaszcza tym przeznaczonym dla młodszych widzów, wciąż można zobaczyć spory wpływ stylu Walta Disneya.Cyberpunkowa inwazja na Japonię To, że cyberpunk dotrze do Kraju Kwitnącej Wiśni, było więcej niż pewne. Prawdę powiedziawszy, aż dziw bierze, że ojczyzną tego nurtu są Stany Zjednoczone, a nie Japonia. Wszak to wszystko, co opisywali w swych książkach William Gibson i Bruce Sterling, to właśnie metropolie Nipponu – pławiące się w neonach, przeludnione, skrajnie zindustrializowane i wykształcające coraz to dziwniejsze subkultury.
W Japonii, podobnie jak w Europie i USA, pierwsze cyberpunkowe utwory wyprzedziły faktyczne narodziny nurtu. Już w roku 1964 powstała manga Cyborg 009, opowiadająca historię dziewięciu zcyborgizowanych ludzi walczących o swoją wolność ze złą organizacją zwaną Czarnymi Duchami. Nie minęło wiele czasu, a wydano najpierw serial, później zaś kilka pełnometrażowych filmów na jej podstawie. Jednakże tytułu tego, chociaż zawierał sporo cyberpunkowych elementów, nie można jeszcze w pełni dopasować do tego nurtu. Zanim pojawiły się pierwsze wielkie japońskie dzieła należące do tego gatunku, musiały nastać lata osiemdziesiąte dwudziestego wieku. Bez wątpienia najważniejsza cyberpunkowa manga została wydana w roku 1982 roku, a wersji anime doczekała się w 1988. Akira, o nim bowiem mówimy, stał się dla cyberpunku takim samym kamieniem milowym, jak Blade Runner czy Wypalić Chrom. Wniósł on do gatunku całą sumę japońskich strachów, takich jak kolejna wojna światowa, broń nuklearna i wynikające z katastrofy przemiany społeczne. Od tego czasu Tokyo było niszczone na dziesiątki różnych sposobów przez autorów kolejnych cyberpunkowych mang i anime. Jednakże anime uważanym za najbardziej klasycznie cyberpunkowe jest wydane w 1995 roku Ghost In the Shell, wyreżyserowane przez Mamoru Oshii na podstawie mangi Masamune Shirow pod tym samym tytułem. Można powiedzieć, że jest to dzieło wręcz esencjonalne i niemal pod każdym względem idealne. Ukazuje ono miasto przyszłości opanowane przez technologię, cyborgi i samoświadomą sztuczną inteligencję. Film ten stawia nam najważniejsze dla nurtu cyberpunka pytanie o granicę człowieczeństwa i nie udziela na nie łatwej odpowiedzi. Stał się on inspiracją dla wielu następnych dzieł, w tym również zachodnich, takich jak na przykład Matrix braci Wachowskich. Zresztą od lat osiemdziesiątych dwa główne nurty cyberpunkowe, czyli japoński i zachodni, przenikają się wzajemnie, czerpiąc z siebie nawzajem pełnymi garściami. Widać to chociażby na przykładzie całej serii Armitage, w którym jeden z głównych motywów, czyli androidy i związane z nimi niepokoje społeczne, został żywcem zapożyczony z Blade Runnera, choć jednocześnie ukazany w bardzo ciekawy, charakterystyczny dla Japończyków sposób. Podobnie ma się sprawa z innym klasycznym tytułem, jakim jest Bubblegum Crisis i powiązane z nim A.D. Police Files. Pierwszy z tych tytułów nawiązuje do powojennych przemian gospodarczych Japonii zwanych „bubblegum economy” oraz do klasycznych amerykańskich superbohaterów. Mamy tu bowiem grupę dziewczyn zwanych Knight Sabers, które dzięki supernowoczesnym pancerzom wspomaganym są w stanie ocalić Megatokyo, a może i cały świat, przed knowaniami złej megakorporacji Genom. Z kolei dziejące się w tym samym uniwersum A.D. Police Files ukazują jakby drugą stronę medalu, czyli pracę policjantów w mieście coraz bardziej ogarnianym przez chaos. Nie posiadają oni supernowoczesnych pancerzy, a często muszą borykać się z problemami nie mniej poważnymi niż te, którym stawiają czoła Knight Sabers. Odcinki tego serialu nawiązują do klasycznych zachodnich tekstów i filmów cyberpunkowych, takich jak na przykład RoboCop czy opowiadania Williama Gibsona. Vexille idealnie wpisuje się w japoński nurt cyberpunkowy. Mamy tu bowiem uwidocznione wszelkie japońskie lęki. Przede wszystkim – Japonię, która powróciła do epoki izolacji. Co więcej, ta decyzja doprowadziła praktycznie do jej unicestwienia, i to dużo skuteczniej, niż mogłaby to sprawić jakakolwiek wojna i broń nuklearna. Widać tu również strach przed utratą człowieczeństwa, ukazany w bardzo japońskim stylu. Często bowiem mówi się, że styl życia i pracy przeciętnego Japończyka niewiele różni się od funkcjonowania robota w fabryce. Jest tu również ogromna przemiana społeczna, prowadząca koniec końców do zaniku Japonii jako takiej. W filmie widać sporo nawiązań zarówno do klasyki cyberpunku japońskiego, jak i zachodniego. Uważny widz bez wątpienia zauważy w Vexille wyraźne zapożyczenia zarówno z Ghost In the Shell, jak i z Roku 1984. Jeśli chodzi natomiast o samą animację, to mamy tu do czynienia z najnowszym trendem w anime. Całość zrealizowana jest w pełni komputerowo, jednakże w przeciwieństwie do na przykład Final Fantasy nie próbuje naśladować rzeczywistości. Pod tym względem dużo bardziej przypomina Appleseed Shinji Aramaki. Mamy tu zatem realistycznie rysowaną anime, jednakże wyraźnie widać, że jest to rysunek, a nie próba oddania rzeczywistości. I bardzo dobrze, bowiem dzięki temu dobrze widać charakterystyczne połączenie stylu ukiyo-e z popartem.