Guitar Hero zdążyło pojawić się już na wszystkich konsolach stacjonarnych, jednak handheldy jakoś wciąż pozostawały poza obszarem zainteresowań Activision. Aż do teraz.
Nintendo DS kusiło Acti pięćdziesięcioma milionami potencjalnych nabywców. Do tego dotykowy ekran oraz konstrukcja tej konsoli pozwalały na podjęcie przynajmniej próby przeniesienia wrażeń towarzyszących udawaniu gry na gitarze do brudnych i hałaśliwych środków transportu publicznego. Czy jednak cała idea nie jest prostym skokiem na kasę, bo "to po prostu nie ma prawa się udać"?
Co to pudełko takie duże?
Najważniejszym (w końcu to za niego Activision liczy sobie dodatkową stówę) elementem zestawu Guitar Hero: On Tour jest z specjalna przystawka o wdzięcznej nazwie Guitar Grip. Cztery przyciski, rzepowe zapięcie na dłoń i schowek na specjalny stylus w kształcie kostki do gry. Całość wygląda całkiem przyzwoicie i porządnie, ale część, która łączy Guitar Grip z konsolą, nie jest dopasowana zbyt dobrze – przy intensywniejszej grze bardzo łatwo o rozłączenie się obu urządzeń. W takiej sytuacji trzeba zresetować DS-a i od nowa odpalać grę, a to raczej jako środek uspokajający stosowane być nie może. Jeżeli chodzi o komfort samej gry – jest w porządku, ale do momentu wypięcia dłoni z całego tego ustrojstwa. Już półgodzinna sesja zabawy w Guitar Hero: On Tour może przysporzyć niemałego bólu łapki.
![]()
Sex, drugs, rock & roll! No, nie do końca...![]()
Repertuar piosenek wykorzystanych w Guitar Hero: On Tour niestety rozczaruje miłośników utworów zaprezentowanych w pozostałych częściach serii. Wśród dobranych do gry dwudziestu pięciu pozycji, rocka z krwi i kości jest naprawdę niewiele. Utwory Ozzy’ego Osbourne’a („I Don’t Wanna Stop”), Nirvany („Breed”) czy Daughtry („What I Want”) zostały poprzetykane takimi popowymi kawałkami, jak chociażby „This Love” Maroon 5 (z ocenzurowanym słowem „high” na początku…) czy znane ze Shreka „All Star” zespołu Smash Mouth. A już upchnięcie na liście Tokio Hotel woła o pomstę do nieba. Jak widać, studio Vicarous Vision postanowiło pogodzić zarówno casuali, jak i hardcore’owych graczy – i trzeba przyznać, że cel osiągnięto, ale za jaką cenę?
![]()
![]()
Ojej, słaby ten "czad"...
No dobrze, narzekania trochę było, ale jak wypadają ogólne wrażenia z gry? Nazwa Guitar Hero do czegoś zobowiązuje – gra musi symulować szaleństwo na gitarze. Wersje na konsole stacjonarne na tym polu działają świetnie – umieszczenie na kontrolerze pięciu przycisków wymusza na wyższych poziomach trudności przemieszczanie dłoni i ślizganie po nich palcem. Tutaj jest to niestety niemożliwe ze względu na ograniczenia narzucane przez mocowanie oraz konstrukcję Guitar Gripa. Należy więc zapomnieć o hammer-onach i pull-offach. Przez to znikają resztki realizmu, jakie ma Guitar Hero, i zostajemy na placu boju z mocno uproszczonym przebieraniem palcami. To rozczarowuje. Na dodatek moment naciskania "struny" jest bardzo "rozmyty". Nie czuje się wyraźnego oporu, jak przy naciskaniu klawisza na plastikowej gitarze. W efekcie zagranie gęstych sekwencji punktów sprawia dużą trudność i wymaga nawet od doświadczonych graczy treningu i przestawiania się na naprawdę dziwny mechanizm gry. Poziom trudności też nie zmusza gracza do padnięcia na kolana. Weterani Guitar Hero po załapaniu nowego sterowania dość szybko opanują piosenki na Expercie. Tylko osoby mające pierwszy raz styczność z serią mogą szukać tutaj jakiegoś wyzwania.
![]()