Guitar Hero - test wersji na NDS

Zaitsev
2008/08/30 18:29
4
0

Bożyszcz tłumów... Mozart gitary...

Bożyszcz tłumów... Mozart gitary...

Bożyszcz tłumów... Mozart gitary..., Guitar Hero - test wersji na NDS

Guitar Hero zdążyło pojawić się już na wszystkich konsolach stacjonarnych, jednak handheldy jakoś wciąż pozostawały poza obszarem zainteresowań Activision. Aż do teraz.

Nintendo DS kusiło Acti pięćdziesięcioma milionami potencjalnych nabywców. Do tego dotykowy ekran oraz konstrukcja tej konsoli pozwalały na podjęcie przynajmniej próby przeniesienia wrażeń towarzyszących udawaniu gry na gitarze do brudnych i hałaśliwych środków transportu publicznego. Czy jednak cała idea nie jest prostym skokiem na kasę, bo "to po prostu nie ma prawa się udać"?

Co to pudełko takie duże? Najważniejszym (w końcu to za niego Activision liczy sobie dodatkową stówę) elementem zestawu Guitar Hero: On Tour jest z specjalna przystawka o wdzięcznej nazwie Guitar Grip. Cztery przyciski, rzepowe zapięcie na dłoń i schowek na specjalny stylus w kształcie kostki do gry. Całość wygląda całkiem przyzwoicie i porządnie, ale część, która łączy Guitar Grip z konsolą, nie jest dopasowana zbyt dobrze – przy intensywniejszej grze bardzo łatwo o rozłączenie się obu urządzeń. W takiej sytuacji trzeba zresetować DS-a i od nowa odpalać grę, a to raczej jako środek uspokajający stosowane być nie może. Jeżeli chodzi o komfort samej gry – jest w porządku, ale do momentu wypięcia dłoni z całego tego ustrojstwa. Już półgodzinna sesja zabawy w Guitar Hero: On Tour może przysporzyć niemałego bólu łapki.

Na malutki plus należy zaliczyć to, że Guitar Grip posiada przezroczystą, zdejmowaną obudowę, pod którą można włożyć wydrukowany uprzednio wzór. Przed premierą Guitar Hero: On Tour twórcy obiecali zamieszczenie na oficjalnej stronie gry specjalnego edytora do tworzenia własnych wzorów. Niestety, do dziś słowa nie dotrzymali. Pozostaje więc zeskanowanie fabrycznego wzoru i zabawa w GIMP-ie czy innym Photoshopie albo szperanie w Internecie w poszukiwaniu gotowych fanowskich wzorów. ...a gramy jak? O tym, jak wygląda sterowanie w normalnym Guitar Hero, chyba każdy ma przynajmniej jako takie pojęcie: kolorowy guzik + struna i nutka zaliczona. W Guitar Hero: On Tour jest niemalże identycznie, z tym, że tutaj funkcję klawisza przejął dotykowy ekran DS-a. Wystarczy przeciągnąć po nim stylusem, chociaż nie do końca sprawdza się to w praktyce. Podczas gry na plastikowej gitarze, kiedy znika opór pod palcem, mamy wyraźne potwierdzenie dla mózgu, że wcisnęliśmy klawisz. Tutaj tego brakuje. Nie ma wyraźnego oporu, bo stylus się ślizga po ekranie konsoli. Czasami zdarzało się, że nieświadomie psułem sobie kombo zaliczonych nutek tylko przez to, że dotknąłem ekranu palcem, którego nie trzymałem wystarczająco blisko stylusa lub ustawiłem rysik pod złym kątem.

Sex, drugs, rock & roll! No, nie do końca...

GramTV przedstawia:

Repertuar piosenek wykorzystanych w Guitar Hero: On Tour niestety rozczaruje miłośników utworów zaprezentowanych w pozostałych częściach serii. Wśród dobranych do gry dwudziestu pięciu pozycji, rocka z krwi i kości jest naprawdę niewiele. Utwory Ozzy’ego Osbourne’a („I Don’t Wanna Stop”), Nirvany („Breed”) czy Daughtry („What I Want”) zostały poprzetykane takimi popowymi kawałkami, jak chociażby „This Love” Maroon 5 (z ocenzurowanym słowem „high” na początku…) czy znane ze Shreka „All Star” zespołu Smash Mouth. A już upchnięcie na liście Tokio Hotel woła o pomstę do nieba. Jak widać, studio Vicarous Vision postanowiło pogodzić zarówno casuali, jak i hardcore’owych graczy – i trzeba przyznać, że cel osiągnięto, ale za jaką cenę?

Każdy z zamieszczonych w grze utworów można zagrać nie tylko w trybie Career, Quickplay i Practice, ale także w wieloosobowym. Zasady gitarowych bitew (zarówno przeciwko SI, jak i prawdziwym graczom przez Wi-fi) zostały zaczerpnięte wprost z wersji na konsole stacjonarne. W trakcie odgrywania utworu co jakiś czas pojawiają się ciągi specjalnych nutek. Gdy taki fragment zostanie zagrany bezbłędnie, otrzymuje się jeden z szesnastu specjalnych power-upów. Z tą uwagą, że tutaj nie są to jedynie takie utrudnienia, jak przecinanie strun czy zwiększanie poziomu piosenki przeciwnika. W GH:on Tour pojawiają się nowe przeszkadzajki, które wykorzystują gadżety konsoli – pożar na scenie (płomienie trzeba gasić dmuchając w mikrofon) i składanie autografu na koszulce fana (konieczne jest skrobnięcie bazgroła stylusem). Takie gitarowe siłowanie się jest całkiem przyjemne, ale konieczność wskazywania ataków rysikiem powoduje, że odrywamy naszą uwagę od nutek i sami popełniamy błędy, co nie jest zbyt dobrym rozwiązaniem. Wykorzystanie do tego celu mikrofonu nie wchodzi w grę – krzykiem (lub przyciskiem "select", jeżeli jesteśmy ośmiornicą) uruchamiamy podwojenie mnożnika punktów, czyli "Star Power".

Jeżeli chodzi o jakość dźwięku, Guitar Hero: On Tour wypada słabo. Ścieżka audio została poddana kompresji, co wyraźnie słychać. Podłączenie do DS-a słuchawek lub głośników tylko pogłębia ten efekt. Gdy podłączymy konsolkę do głośników podczas zabawy w Jam Sessions, ludzie mogą pomyśleć, że sprawiliśmy sobie prawdziwą gitarę. Guitar Hero: On Tour brzmi przy grze Ubisoftu jak radyjko AM.

Ojej, słaby ten "czad"... No dobrze, narzekania trochę było, ale jak wypadają ogólne wrażenia z gry? Nazwa Guitar Hero do czegoś zobowiązuje – gra musi symulować szaleństwo na gitarze. Wersje na konsole stacjonarne na tym polu działają świetnie – umieszczenie na kontrolerze pięciu przycisków wymusza na wyższych poziomach trudności przemieszczanie dłoni i ślizganie po nich palcem. Tutaj jest to niestety niemożliwe ze względu na ograniczenia narzucane przez mocowanie oraz konstrukcję Guitar Gripa. Należy więc zapomnieć o hammer-onach i pull-offach. Przez to znikają resztki realizmu, jakie ma Guitar Hero, i zostajemy na placu boju z mocno uproszczonym przebieraniem palcami. To rozczarowuje. Na dodatek moment naciskania "struny" jest bardzo "rozmyty". Nie czuje się wyraźnego oporu, jak przy naciskaniu klawisza na plastikowej gitarze. W efekcie zagranie gęstych sekwencji punktów sprawia dużą trudność i wymaga nawet od doświadczonych graczy treningu i przestawiania się na naprawdę dziwny mechanizm gry. Poziom trudności też nie zmusza gracza do padnięcia na kolana. Weterani Guitar Hero po załapaniu nowego sterowania dość szybko opanują piosenki na Expercie. Tylko osoby mające pierwszy raz styczność z serią mogą szukać tutaj jakiegoś wyzwania.

Podsumowując – jeżeli jesteś maniakiem GH i aż cię zżera, żeby zagrać w każdą dostępną wersję tej serii – kup, tragedii nie ma. W końcu gry, jak kobiety, kocha się mimo, a nie za. Jednak jeżeli już masz DS-a i traktujesz Guitar Hero: On Tour jako kolejną grę muzyczną – są lepsze pozycje, jak chociażby Ouendany czy Taiko no Tatsujin. Osobiście wystawiłbym grze szkolną ocenę 4 z naprawdę dużym minusem za dźwięk, za ból łapki i marną imitację gry na prawdziwej gitarze. Tu po prostu nie ma rock & rolla...

Komentarze
4
Usunięty
Usunięty
05/09/2008 15:09

Ta część Guitar Hero niestety nie zachwyciła recenzentów z całego świata poziomem swojego wykonania , ja z początku chciałem kupić ten tytuł , ale skutecznie się do niego zniechęciłem. Jak dobrze pójdzie to być może pogram sobie w ten tytuł , ale jak na razie bardziej interesuje mnie to jak wypadną inne części Guitar Hero przeznaczone na DS-a , chociażby Guitar Hero 4.

RazorBMW
Gramowicz
31/08/2008 09:51

Ja chyba podziękuję.Trough the Fire and Flames w GHIII na najwyższym poziomie trudności...Nieee, to nie dla mnie :( Za słaby refleks mam.

Usunięty
Usunięty
30/08/2008 19:30

Uhm, trochę szkoda takiej gry. Ja miałem nadzieje sobie kiedyś pograć i mieć fun, a nie pograć, i się męczyć...




Trwa Wczytywanie