Czy to na pewno ten adres?
Cechy odróżniające Operation Darkness od innych, podobnych strategii są dwie. Pierwsza, najbardziej rzucająca się w oczy, to mangowa stylizacja grafiki. Tak, bohaterowie mają trójkątne twarze, wielkie ślepia, małe usta i dziwne fryzury. Jest to o tyle śmieszne, że według fabuły dostajemy pod dowództwo oddział brytyjskich Sił Specjalnych, a więc rodowitych wyspiarzy. Stylizacja ta nie dziwi - zwłaszcza jak na japoński produkt - i nawet nie irytuje, gdyż większość czasu spędza się z kamerą zawieszoną dość wysoko nad polem bitwy, a wtedy twarzy nie widać. Ten spory dysonans blednie jednak przy kolejnym założeniu studia Atlus, twórców gry.
O ile potyczki z żołnierzami piechoty czy sprzętem pancernym są w takich grach na porządku dziennym i stanowią główną część rozgrywki, o tyle trzymanie na muszce szkieletów i demonów już nie, prawda? Gdy polegli żołnierze wroga powstają po chwili jako zombie, wspierane dodatkowo przez ziejącego ogniem smoka, każdemu zaświeci się w głowie lampka pod tytułem: "zaraz, coś tu chyba nie gra?". Otóż gra jak najbardziej. Producenci wcisnęli do Operation Darkness cały bestiariusz znany ze "średniowiecznych" gier roleplaying. Zabieg ten stanowi główne novum w tego typu grach. Czegoś takiego chyba jeszcze istotnie nie było. Na tym jednak kurioza się nie kończą. Członkowie oddziału posiadają również zdolności magiczne, a niektórzy potrafią zamieniać się w wilkołaki! Całość funkcjonuje zaskakująco dobrze i jest niewątpliwym powiewem świeżości w tak skostniałym gatunku, jakim są strategie taktyczne. Na temat tła fabularnego Operation Darkness nie można powiedzieć nic specjalnego. Ot, gracz staje na czele oddziału żołnierzy, a jego celem - jakże by inaczej - jest przepędzenie nazistów z powrotem do Niemiec i ukrócenie planów Hitlera. Wpierw grę obserwuje się z poziomu mapy strategicznej, obejmującej znaczny fragment kontynentu, na którym przyjdzie nam działać. Tutaj dokonane zostają wybory odnośnie kolejnej misji czy selekcja członków oddziału. Pomimo całego szeregu głównych misji (notabene, odtwarzających większość najważniejszych bitew tamtych czasów), twórcy stworzyli sporo zadań dodatkowych, których wypełnienie przynosi wymierne profity. Poza zdobyciem doświadczenia, trafimy na nowy oręż bądź spotkamy bohatera o unikatowych zdolnościach, który zechce dołączyć do drużyny.Twórcy odeszli jednak od wyświechtanych i opatrzonych już heksów (sześciokątów, kto nie wie) i podzielili cały obszar na kwadraty. O ile nie zmienia to kompletnie nic w warstwie rozgrywki, o tyle dla wyjadaczy gatunku przyzwyczajenie się do takiej szachownicy może chwilę potrwać. Wygląda ona po prostu dziwnie i potrafi czasami wprowadzić drobne przekłamania w kwestii pola zajmowanego przez większe jednostki. W przypadku heksów problem taki nie istniał.
Może być ciekawie Każdy chyba chciałby wysadzić czołg za pomocą płonącej kuli ognia. Żadna gra do tej pory nie dawała takiej możliwości. Podobnie jak żadna nie pozwalała ustrzelić smoka z rakietnicy gdzieś pod Tobrukiem. Jeśli więc zawsze chcieliśmy zamienić się w wilkołaka i z karabinem maszynowym pod pachą ukrócić zbrodnicze plany Hitlera, warto dopisać ten tytuł do listy i wyczekiwać premiery. Amerykański debiut Operation Darkness już pod koniec czerwca, Europa prawdopodobnie nie będzie czekała dużo dłużej.