Choć stało się to całkowicie niezamierzenie, od pewnego czasu tematyka i tezy pojawiające się w (Nie)dzielnym subiektywiście prowadziły mnie do tego wydania. Nie, ku uciesze jednych, a żalowi drugich - nie będzie to zwieńczenie cyklu! Czas jednak zakończyć pewien wątek, wielokrotnie (zwykle mniej lub bardziej świadomie) przeze mnie odnawiany. To jak istniejemy w świecie rzeczywistym i w świecie Internetu, to jak budujemy swój obraz, jak kreujemy wyobrażenie o teraźniejszości i przyszłości, a także jak patrzymy na przeszłość, było tematyką moich felietonów, a w ogólnym rozrachunku staraliśmy się powiedzieć, co też robimy nie tak. Mimo tego okazuje się, że wszyscy żyjemy pośród barbarzyńców, którzy próbują się "odchamić".
O ile dwa pierwsze wydania (Nie)dzielnego subiektywisty (Czy potrzebujemy powrotów? oraz Kontynuując o kontynuacjach) możemy swobodnie oddzielić od następnych felietonów, o tyle każdy kolejny wywód okazuje się już być ze sobą w pewnym stopniu połączony. Obiektywnie inspirując to rozważania na temat obiektywizmu i jego braku oraz nad sprawą przelewania „cząstki siebie” w tekst. Stając Oko w oko z cybernetycznymi piratami, zahaczyliśmy o tematykę wirtualnej dystrybucji, ale i nielegalnego kopiowania oraz na stosunek ludzi do całości zagadnienia. Pióro przez miecz przecięte to tekst o pozornej wolności słowa, jaką ludzie kreują w dzisiejszych czasach. W Między legendą a kaczką dziennikarską stawiliśmy czoła tworzeniu złudnych obrazów postaci, sam temat kontynuując w Tworząc siebie, gdzie zajęliśmy się tym, co widzimy w rzeczywistości, a co pojawia się w Sieci. Przykrym, acz prawdziwym jest to, iż nasuwa nam się przykry obraz: kreujemy się na ludzi cywilizowanych, tymczasem na każdym kroku widzimy jak się staczamy.
Powrócę do przykładu, jaki stosowałem już kilka razy: mojej uczelni. Na cytat zasługuje tu wypowiedź sng, obecna pod jednym z wcześniejszych felietonów:
Do studiów też trzeba mieć trochę dystansu, bo uczą tam podobni ludzie do tych z liceów, gimnazjów itd. Na studiach mówią: "zapomnijcie czego uczyli was ci kretyni w liceum. To stek bzdur i my was dopiero przygotujemy do życia". Na następnym etapie zaczynasz pracę zawodową (najlepiej w dużej firmie) i co ci mówią? Proste: "zapomnijcie czego was nauczyli ci kretyni na studiach, my wam pokażemy jak trzeba myśleć i pracować". I wiecie co? Rację mają Ci ostatni, bo to oni będą Was utrzymywać do końca życia...
Okazuje się to naprawdę adekwatną myślą. Jakież było moje zdziwienie, gdy siedząc ostatnio na zajęciach z literatury brytyjskiej, usłyszałem gorzkie słowa (skierowane do ogółu grupy, nie do mnie): Student anglistyki nie może nie lubić Diceknsa. Nie tylko ja w tamtej chwili przypomniałem sobie o Słowackim i jego „wielkim poetą byciu”. Po cóż twierdzi się, że nauka na uczelni wyższej pozwala rozwijać swe horyzonty, gdy natrafia się po raz kolejny na indoktrynację? Wielkim twórcom rzecz jasna należy się pokłon, co nie znaczy, że należy stać się od razu fanboy'em Disckensa. Zwłaszcza, że jego Great Expectations nijak do mnie nie trafiło. Są w kanonie literatury brytyjskiej dzieła naprawdę ciekawe, jak Paradise Lost Miltona czy Pride and Prejudice Austen. Inni studenci wskażą utwory zgoła inne. Najgorsze, że przez wykładowcę będą oni i tak katowani tym, co prowadzący uzna za słuszne.
W sieci dość częstym przypadkiem są ataki hakerów na strony, zwłaszcza te o większym znaczeniu. Dość głośno ostatnimi czasy było o włamaniu na witrynę Kancelarii Premiera. Krótka notka, zamieszczona przez sprawcę zamieszania, brzmiała następująco: kurde, ale sie porobiło co nie? ;> Drugie włamanie i kolejny dowód na to, że bezpieczeństwo instytucji państwowych w naszym kraju nie idzie w dobrym kierunku :/ pozdrowienia dla premiera (;P) oraz dla całego polskiego undergroundu, Pokój. Co w takim wypadku robi się w Polsce? Nie, nie zabezpiecza się strony. Zaczyna się ścigać hakera, licząc na spektakularny proces i mniej więcej 8 lat więzienia dla "włamywacza". Tymczasem na stanowiskach wciąż pozostają ludzie niedokształceni, "sprzed epoki", którzy bliscy są zabezpieczania strony przez nakładanie prezerwatywy na kabel sieciowy.
Inną, znacznie bardziej kontrowersyjną osobą okazała się ośmiolatka, która pojawiła się w sądzie z... wnioskiem rozwodowym. Nojoud Muhammed Nasser oskarżyła własnego ojca o zmuszenie jej do małżeństwa ze starszym o 22 lata mężczyzną, który brutalnie ją traktując, wykorzystywał dziewczynkę seksualnie. Paradoksem jest to, że w Jemenie, a więc tam, gdzie żyje dziecko, przepisy są na tyle pokręcone, iż mimo zakazu zawierania związku poniżej 15 roku życia, istnieje prosta droga na ominięcie prawa. Kontrakty zawierane przez rodziców są łatwą drogą na zyskanie dodatkowych funduszy dla rodziny. Smutnym jest także to, iż w czasach, gdy mówi się o równości praw, przyszła kobieta jest traktowana gorzej od wielbłąda. I mimo że sprawą Nojoud zajął się sąd, jest to tylko kropla w morzu (dzieci nie mogą składać wniosków, w tej sprawie szczęściem okazało się bezpośrednie zaangażowanie sędziego), a tamtejsze prawo nieprędko zostanie pozbawione luk.
Ostatnim tematem, do którego warto dziś nawiązać, jest ponownie osoba Jana Pawła II, a w zasadzie dość kłopotliwa sprawa jego ciała. O naszym dość specyficznym kulcie papieża Polaka była już mowa dwa tygodnie temu. Okazuje się jednak, że idąca stopniowo do przodu beatyfikacja wywołuje kolejne kontrowersje. Sam fakt przeniesienia jego ciała z Grot Watykańskich do kaplicy świętego Sebastiana w bazylice watykańskiej, niedaleko "Piety" Michała Anioła, nie jest jeszcze niczym złym. Jednak pomysł wystawienia zwłok w szklanej trumnie wydaje się krokiem zbyt daleko idącym. Jeszcze „ciekawszym” pomysłem jest dla mnie przeniesienie serca Karola Wojtyły do Polski. Jakkolwiek symboliczne by to nie było, nie mogę pojąć, jak Polacy, zamiast myśleć o dorobku „swojego” papieża, mają w głowach tak pogańskie ceremonie. Pecunia non olet?
Wydaje się, że XXI wiek to okres niezwykłego postępu technologicznego. Wszystko wokół nas rozwija się, jednak jak na ironię twórcy tego wszystkiego, a więc my, wydajemy się cofać. Dumnie głosimy hasła związane z cywilizacją i kulturą. Z radością przedstawiamy dokonania historyczne i zasłużone dla świata postacie. Każda jednostka, począwszy od grona własnych znajomych, a na całym świecie osiągalnym przez Internet kończąc, zakłamuje kreowany obraz. Czy uważacie, Drodzy Czytelnicy, że gdzieś rozmijamy się z celem? Choć zagadnienie jest na razie przeze mnie wyczerpane, czekam na Wasze głosy. Czy jesteśmy "czułymi barbarzyńcami", prymitywnymi istotami chcącymi dobrze, które w swym dziele popełniają jakiś błąd? Nie, tego historia nie osądzi, jeżeli sami nie weźmiemy się do roboty.