Aliens: Colonial Marines - zapowiedź

mastermind
2008/04/17 19:16

Wyprawa na LV-426

Wyprawa na LV-426 Aliens: Colonial Marines - zapowiedź

Seria Aliens - zarówno w wydaniu filmowym, jak i komputerowym - zdobyła sobie już status pozycji kultowej. I choć wśród dzieł jej poświęconych bywają pozycje genialne i kiepskie (vide: filmy z cyklu Alien vs Predator), to każda zapowiedź nowego tytułu przyjmowana jest przez graczy z zaciekawieniem i nadzieją. Nie inaczej stanie się zapewne z Aliens: Colonial Marines. Tym bardziej, że pod względem fabularnym omawiana produkcja zapowiadana jest jako bezpośrednia kontynuacja filmu Aliens Jamesa Camerona, a prace nad nią toczą się z przerwami od... 2001 roku. Wprawdzie chronologicznie historia rozpoczynać się będzie zaraz po zakończeniu Aliens 3, ale to właśnie do dwójki nawiązywać będą przedstawione zdarzenia. Za scenariusz gry odpowiedzialni są znani w Hollywood pisarze Bradley Thompson i David Weddle, którzy mają na koncie skrypty do seriali Battlestar Galactica i Star Trek: Deep Space Nine. Otóż wymyślili oni sobie, że zabiorą nas na pokład okrętu wojennego U.S.S. Sulaco, gdzie wystąpimy w roli jednego z kosmicznych marines (USCM – United States Colonial Marines). Cała drużyna skorych do bójki specjalistów od zadań pozornie niewykonalnych przybędzie na wspomniane Sulaco z misją ratunkową, bowiem kontakt z jednostką zostanie niespodziewanie przerwany (skąd my to znamy...?).

Zestawiając wydarzenia znane z ekranu z tymi z gry, wychodzi więc na to, że świeża ekipa ratunkowa przybędzie na poszukiwania Ellen Ripley, Dwayne’a Hicksa, Williama Hudsona, Janette Vasquez i paru innych komandosów, których poznaliśmy w filmie Camerona. Jednak, rzecz jasna, spotkać ich nie będzie nam dane. Po dotarciu na miejsce okaże się bowiem, że okręt jest całkowicie wymarły i najwyraźniej brak komunikacji z bazą jest jego najmniejszym problemem. Już sam zalążek scenariusza zapowiada gęstą od strachu fabułę w iście filmowym stylu. W czasie całej wyprawy zawitamy również na powierzchnię księżyca Acheron zwanego także LV-426. Stamtąd udamy się do opuszczonej kolonii oraz w miejsce, w którym bohaterowie filmu znaleźli pierwsze jaja Xenomorphów. Jednym zdaniem pisząc: autorzy Aliens: Colonial Marines przygotowują dla nas wspaniały survival horror osadzony w lokacjach doskonale znanych fanom filmu. Jeśli tylko wszystkie składniki tej przerażającej opowieści zostaną wykonane na zadowalającym poziomie, możemy się spodziewać gry, która przyćmi sławę genialnego Alien vs Predator 2. Zostawmy jednak marzenia na boku i przejdźmy dalej.

Oddział, którego członkiem się staniemy, liczy sobie zaledwie (a może "aż") cztery osoby. I tu natrafiamy na pierwszą ciekawostkę, która może zadecydować o urozmaiceniu wykonywanych zadań i misji. Otóż w trakcie kampanii dla pojedynczego gracza wskoczymy w buty kolejno każdego z wojaków. Na tym jednak wcale nie koniec! Przeskakiwanie z postaci na postać ma być dość częste, co jeszcze dodatkowo powinno zdynamizować rozgrywkę. Co ciekawe, autorzy zrezygnowali z wyznaczania dowódcy i za każdym razem to my będziemy wydawać komendy pozostałym partnerom z drużyny. Naturalne wydaje się również to, że każdy z marines ma zostać specjalistą od broni innego typu. Jeśli będziemy dla przykładu grali tym, który wykorzystuje głównie karabin szturmowy, nie będziemy mogli posługiwać się ładunkami wybuchowymi czy miotaczem płomieni w szerokim zakresie. Swoista specjalizacja sprawi, że w danym momencie podczas misji będziemy grali albo pierwsze skrzypce, albo też będziemy wspierać naszych towarzyszy wykonujących określone i przewidziane scenariuszem zadania.

Użyteczne okażą się w tym giwery i ekwipunek, który oddano nam pod opiekę. Oręż żołnierzy podzielono na dwie grupy. Pierwszą stanowić będą podstawowe pukawki różne dla każdego z członków oddziału (np. pulsacyjny karabin szturmowy M41A, ciężki karabin maszynowy M56, miotacz płomieni M240 itp.). W drugiej znajdą się takie, z których korzystać mogą wszyscy komandosi. Do tej grupy zaliczać się będą dla przykładu pistolet, strzelba oraz granaty. Broni z drugiej grupy można używać w połączeniu z dodatkowym ekwipunkiem. W tym ostatnim znajdziemy natomiast chociażby: palnik pomagający zaspawać włazy w czasie ucieczek przed wrogami, podręczny mini-komputer pozwalający łamać zabezpieczenia niektórych drzwi oraz nieśmiertelny wykrywacz ruchu. Będzie on miał bardzo podobny efekt działania do jego filmowego odpowiednika. Oznacza to, że odwzoruje ruch zarówno przyjaciół, jak i wrogów, co powinno napędzić nam dodatkowego stracha.

Mów mi Xeno

Abstrahując od broni, lokacji czy naszych podopiecznych, najważniejszą atrakcją każdej gry nawiązującej do serii Aliens są oczywiście potwory. Xenomorphy, a więc krwiożercze istoty, w których żyłach płynie żrący kwas, atakować będą zewsząd i w sposób nadzwyczaj zaskakujący. Programiści z Gearbox Software obiecują, że takiego ładunku emocji, jakiego dostarczą nam wyskakujące znienacka bestie, nie spotkaliśmy nigdy i w żadnej dotychczasowej strzelaninie FPS. Bestiariusz obcego gatunku będzie siłą rzeczy dość ograniczony, ale tu również autorzy szykują małą niespodziankę. Oprócz znanych z ekranu Chestbursterów (rozrywają klatkę piersiową) i Facehuggerów (to te, które przylepiają się gustownie do twarzy i składają jaja w organizmie żywiciela), Królowej, która dba o rozwój gniazda i typowych Xeno, zobaczymy też kilka autorskich projektów. Wśród nich znajdzie się, dla przykładu, stwór zajmujący się przenoszeniem jaj z gniazda oraz zwiadowcy, którzy śledzić mają poczynania komandosów i przekazywać informacje o nich do głównych sił roju. Największym zagrożeniem mogą się okazać działający w ogromnych grupach Xeno, niewrażliwi na ból i starający się za wszelką cenę wyciąć w pień naszych podopiecznych.

Największą atrakcję, która w dużej mierze zadecyduje o powodzeniu Aliens: Colonial Marines, będą koordynowane i niespodziewane ataki przeciwników. Wzorem filmów, atmosfera stopniowo ma gęstnieć, a my z duszą na karku zwiedzać będziemy korytarze bazy, statku lub powierzchnię księżyca. Atak będzie mógł nastąpić w zasadzie w każdym momencie i z każdej strony, więc stężenie napięcia i strachu często osiągać będzie zenit. Xenomorphy do poruszania się wykorzystają bowiem systemy wentylacyjne, ukryte tunele, podpodłogowe przesmyki i wiele innych niedostępnych dla naszych postaci przejść. Nie powinniśmy się zatem dziwić, gdy w sprawdzonym i pustym korytarzu nagle zaroi się od maszkar, gdy w najmniej spodziewanym momencie wyskoczą z włazu w podłodze, a nawet przebiją ścianę lub sufit, aby nas dopaść. Bestie będą również ze sobą współpracować, zachodząc nas z wielu stron, odcinając miejsca odwrotu i koordynując swe ataki. W części etapów trzeba bronić posterunków i wówczas, wzorem filmowych bohaterów, należy ostrzeliwać się przed hordami nadciągających zewsząd przeciwników. Autorzy gry planują również wprowadzić filmowe interaktywne przerywniki, w czasie których naszym zadaniem będzie obronić się przed bliskim spotkaniem z rozsierdzoną bestią. Może to być szeroko rozdziawiona paszcza Xenomorpha, dokładnie taka, jaka zbliżała się wielokrotnie do twarzy Ripley, albo ucieczka przed rozwścieczonym Facehuggerem. Elementy te zostaną zrealizowane w prosty, zręcznościowy sposób, który wymaga od nas wciskania jednego z klawiszy kierunkowych w odpowiedniej chwili. Tego typu wstawki urozmaicą i zdynamizują z pewnością pojedynki z wrogami, ale i na tym wcale nie koniec atrakcji.

GramTV przedstawia:

Na księżycu LV-426 oraz w zabudowaniach na jego powierzchni spotkamy bowiem innych żołnierzy. Będą to najemnicy, po których sięgnęła znana z filmu Korporacja. Zrobią oni wiele, by powstrzymać eksterminację gatunku Xeno, a że nam jakoś z poczwarami nie po drodze, najemnicy staną się również naszymi przeciwnikami. W ten sposób postrzelamy także do mniej piekielnych, choć równie niebezpiecznych istot, które zamiast kwasu używają ołowiu.

Najlepiej w drużynie

Aby radzić sobie z tymi wszystkimi czyhającymi na nas okropieństwami, nie wystarczy stosować metody a la Rambo. Pojedynczy członek oddziału nie ma w zasadzie żadnych szans i w gruncie rzeczy skazany jest na bolesną i szybką śmierć. Co innego drużyna. Wzajemnie wspierający się, osłaniający ogniem i pomagający sobie wykonywać różne czynności Marines mogą dobrać się wrogom do tyłków. W kampanii single uzyskamy po prostu dostęp do szeregu rozkazów, które wydawać będzie można naszym kompanom: wskazanie określonego punktu docelowego, rozkaz kładzenia ognia zaporowego i osłonowego, ale także zlecenie użycia indywidualnego ekwipunku i broni. Menu wydawania rozkazów będzie w pełni interaktywne, tzn. jeśli dla przykładu wskażemy stacjonarny karabin maszynowy, żołnierze zorientują się co z nim zrobić.

Jeszcze ciekawiej ma wyglądać zabawa z żywymi ludźmi. Wówczas w każdego z członków zespołu będzie mógł wcielić się jeden z graczy, a jeśli nie uda nam się zebrać czteroosobowej ekipy, brakujących Marines z powodzeniem zastąpi komputer. W Aliens: Colonial Marines pojawi się również opcja split-screen, w której na jednym komputerze zwiedzimy mroczne korytarze U.S.S. Sulaco razem z kumplem.

Choć na razie autorzy nie chwalą się zbytnio graficznymi efektami swoich prac, wiadomo że gra powstaje na mocno zmodyfikowanym Unreal Engine III. Sądząc po screenach możemy liczyć na ładne, dopracowane i zgodne z oryginałami projekty potworów (Facehugger w locie jest wręcz obłędny) i wnętrz, a znając możliwości silnika, możemy z pewnością spodziewać się niebywałych efektów specjalnych. Aliens: Colonial Marines, za którego wydanie odpowiada koncern SEGA, zadebiutuje na platformach PC, PS3 i X360 być może jeszcze tego lata. Trzymajmy kciuki, żeby tak się stało i żeby gra spełniła pokładane w niej oczekiwania.

Komentarze
37
hans_olo
Gramowicz
13/07/2008 17:32

Onośnie artykułu - nie było takiego filmu jak "aliens 3" :P - "Aliens" był tylko jeden.A jeśli idzie o grę to mam nadzieję, że przynajmniej na PC będzie bardziej PCtowa niż konsolowa. Nie chciałbym by okazało się, że minigun też ma steadycama :D.

Usunięty
Usunięty
13/07/2008 17:10

Wszystko ładnie pięknie. Ciesze sie bardzo z tej gry bo jestem zagorzałym fanem obcego, tylko boje sie o jedna rzecz... mianowicie żeby gra była długa. Niekoniecznie pod względem fabularnym bo fabula jest klasyczna w tym wypadku, a to taktyczna strzelanka, a nie rpg, ale chodzi o ilość misji wielkość map i czas związany z ich przejściem który dodatkowo będzie utrudniony nieskryptowymi zachowaniami przeciwników. Zależy mi na długości bo już mam dość gier typu Crysis, które poza fenomenalną grafiką nie maja w zasadzie nic do zaoferowania jeśli chodzi o fabułę. Wiem że crysis ma być bodajże trylogia no ale bez przesady. Część 1 była tak krotka, że przeszedłem ją chyba w niecałe 12 godzin... Nie chciałbym żeby to samo przytrafiło sie tej wspaniale zapowiadającej się grze

Gregario
Gramowicz
22/04/2008 23:45

narazie na obrazkach wygląda ładnie pozostaje czekać na kolejne




Trwa Wczytywanie