Płomień na jednej z rozstawionych przypadkowo świeczek zgasł trącony podmuchem wiatru. Siedzący naprzeciw trójki znajomych chłopak uśmiechnął się złośliwie. Od lat to jemu przypadała rola Mistrza Gry. Ostatnie, jak to określił, usprawnienia w zabawie sprawiły, że jego gracze musieli wylosować talenty, na których oparte będą ich nowe przygody. Kostki uderzyły o blat.
- Wioślarstwo... - wyszeptał po chwili, przybierając kamienną twarz.
Rzucający przed momentem kośćmi młodzieniec zbladł.
Przygoda miała toczyć się na pustyni.
W przeciągu ostatnich kilku tygodni na łamach (Nie)dzielnego subiektywisty wspomniałem nieco i o wirtualnej dystrybucji, i o piractwie, dziennikarstwie obywatelskim, polskim szkolnictwie, a także o obiektywizmie i jego braku oraz o tym, co sobą reprezentujemy, co zostawimy po sobie i co napiszemy o innych. Wbrew pozorom wszystko krąży wokół tego, co dajemy od siebie, a co pragniemy zostawić do informacji własnej. Dziś nieco o erpegach, zarówno tych "real-life", jak i o ich elektronicznych wersjach, przeznaczonych zarówno dla pojedynczego gracza, jak i milionów. W nieco krótszym niż zwykle felietonie, odrobinę łagodniej niż ostatnio, zahaczymy też o portale społecznościowe, a oba te zagadnienia – jak zwykle – okażą się mieć ze sobą wiele wspólnego. Jednak po kolei.
Z żalem muszę przyznać, że w "papierowe" gry fabularne nie miałem okazji pograć od kilku lat. Ostatnie sesje, jakie mogę sobie przypomnieć, opierały się o rodzimą Arkonę oraz, co chyba nikogo nie zaskoczy, Dungeons & Dragons. Każdy, kto miał okazję uczestniczyć w sesji prowadzonej przez doświadczonego mistrza gry zgodzi się ze mną, że jest to doświadczenie dalece bardziej interesujące niż zabawa przy nawet najlepszym komputerowym RPG. Co jest w tym tak urokliwego? Być może fakt, że gramy ze znajomymi nam osobami? Możliwe, że chodzi tu o dalece wyższą niecodzienność historii, jakich jesteśmy częścią. Obstawiam jednak, że dla większości głównym plusem jest możliwość znacznie lepszego wczucia się w odgrywaną postać.
Bezimienny (tak z Gothica, jak i Planescape: Torment), Revan i Wygnana Jedi z obu Knights of the Old Republic, przybrane dziecko Goriona w Baldur’s Gate czy jeden z mieszkańców Schronu 13. To tylko kilka z dziesiątek, jeśli nie setek postaci, w jakie przyszło się nam wcielić, które w dużym stopniu zawęziły nasze pole "do popisu" (co nie znaczy, że odebrały przyjemność z gry). Nie tyczy się to zapewne ogółu miłośników "papierowych" erpegów, ale wszystkie spytane przeze mnie osoby potwierdziły ciekawe zjawisko: mając perspektywę grania na żywo, tworząc postać, kreują oni bohaterów na swoje podobieństwo (tyczy się to także mojej osoby). Grając nimi nie pozbawiają ich swoich wad, a wielokrotnie poddają je testom, by móc sprawdzić się w trudnej sytuacji. W pewien sposób dążymy do wykazania się, do ukazywania swych niecodziennych, a typowych dla siebie cech. Czy aby na pewno?
Sprawa odwraca się o 180 stopni, gdy choć na chwilę zaglądamy w odmęty Sieci. Moja wrodzona ciekawość sprawiła, że od dłuższego czasu obserwuję zachowania, jakie pojawiają się w serwisach społecznościowych. Obejdzie się tu na szczęście bez nazw, bez wybierania pojedynczych "reprezentantów", jako że istnieje pewna niepisana reguła. Prezentując swe zdjęcia, uzupełniając profile, biorąc udział w dyskusjach, większość z Internautów kreuje swój fałszywy obraz. Zadeklarowany miłośnik Bee Gees, który nie posiada nawet jednej oryginalnej płyty. Koneser filmów Quentina Tarantino, który nie widział na oczy Reservoir Dogs, a na zadane pytanie strzelił przysłowiowego "karpia". No i nastolatki, wrzucające zdjęcia znanych kobiet - spokojnie, drogie panie, biust sam urośnie!
Czy pozorna ściana oddzielająca Internet od świata rzeczywistego posiada tak mocny urok? Nawet przed setkami lat zamiast cnotliwych rycerzy na białych rumakach i nadobnych księżniczek mieliśmy głównie chlających piwsko brudasów i puszczające bąki rozwydrzone pannice. Czy złudzenie, że nasze kłamstewka nie zostaną wykryte, jest aż tak silne? Nie udało mi się na razie uzyskać odpowiedzi na inne pytanie: jaka jest z tego korzyść? Możemy spędzić dziesiątki godzin w Sieci, ale tak czy siak w końcu wychodzimy "poza firewall". Wychodzimy, ukazując całą swoją osobę, począwszy od wyglądu, a na charakterze skończywszy. Nie ukryjemy zmarszczek, naszej niewiedzy, nabytego przez święta sadełka. A jednak wciąż coś nas pociąga, by okłamać innych. I siebie przy okazji.
Tu też pole do popisu dla Was, Drodzy Gramowicze. Jakie zachowania obserwujecie w sieci? Jakie sami reprezentujecie? Czy grając w "papierowe" gry RPG wcielacie się w dzielnych rycerzy, czy też posiadających szereg wad wędrowców? Jak przekłada się to na Wasze istnienie w Sieci? Kto wie, może dzięki Wam tematyka kolejnego (Nie)dzielnego subiektywisty znów niespodziewanie, mimo mych planów, ulegnie zmianie.