Dzisiejsze wydanie (Nie)dzielnego subiektywisty jest już piątym z kolei. Przy ilości chociażby moich powstałych dotąd tekstów, nie mówiąc już o ogóle pojawiających się na gram.pl materiałów, jest to ilość naprawdę niewielka, jednak wiele dla mnie znacząca. Kończy się marzec, miesiąc, z którego początkiem zadebiutował ten cykl. Miesiąc, w którym przed kilkoma laty zacząłem aktywniej działać w sieci, pisząc stopniowo coraz częściej. Z tego też powodu będzie dziś nieco sentymentalnie, ale i w dużym stopniu refleksyjnie.
Uznacie ten fakt zapewne za mało istotny i niewątpliwie takim on jest dla każdego poza mną. Choć dalsza część tekstu oparta będzie o moje rozważania, nie chodzi tu bezpośrednio o doświadczenia zdobyte przeze mnie, ale o możliwość tworzenia, wyrażenia się przez każdego z nas. Pióro silniejsze jest od miecza – zwykło się mawiać na przestrzeni wieków. Jednak czy zawsze słowa te znajdują potwierdzenie? Czy nie jest tak, że nie korzystamy z szansy na wypowiedzenie się, na przedstawienie własnego, krytycznego stanowiska, podczas gdy inni o takich warunkach mogą jedynie pomarzyć?
Nie musimy długo szukać, by znaleźć idealny przykład tego, jak próba dojścia do głosu kończy się tragedią. Jedna z kilku stref administracyjnych Chin, Tybetański Region Autonomiczny, przykuła w ostatnich tygodniach wzrok całego świata. Serwisy informacyjne prześcigały się w dostarczaniu najświeższych informacji odnośnie zamieszek w 49. rocznicę stłumienia antychińskiego powstania. Jednak najważniejsze, choć widoczne, nie zostało powiedziane. Chiny są najdynamiczniej rozwijającym się obszarem świata. I choć prowadzone są rozmaite akcje dyplomatyczne potępiające przytoczone tu wydarzenia, pokazanie "gestu Kozakiewicza" leży co najwyżej w sferze naszych marzeń. Dlaczego – tego nietrudno się domyślić. Tybet to tylko jeden z wielu przypadków. Nie trzeba dalekich poszukiwań (Białoruś? Rosja?), by przekonać się o tym, że to, co dla nas jest rzeczą w miarę normalną, dla wielu jest cennym darem czy też czymś nieosiągalnym.
Choć często przedstawiciele państw zawodzą lub też zwyczajnie nie mogą działać, należy pamiętać o tak zwanym citizen journalism, czyli dziennikarstwie obywatelskim, które wraz z rozwojem sieci i serwisów społecznościowych zaczyna pełnić w społeczeństwach coraz to istotniejszą rolę. Internet jest medium, które, w przeciwieństwie do prasy, radia czy telewizji, umożliwia każdemu zabranie głosu. Kolportaż materiałów przygotowywanych przez nieprofesjonalnych dziennikarzy jest w sieci niemal nieograniczony, co sprawia, że śladem południowokoreańskiego OhmyNews w wielu krajach, w tym także w Polsce, pojawiają się kolejne portale "od szarych ludzi dla szarych ludzi". Wielu zadaje sobie pytanie, czy aby na znalezionych w takich miejscach informacjach można polegać. Wiadomo, tam gdzie ślad swój zostawia ludzka ręka, tam i pojawiają się błędy czy czysta złośliwość. Jednak tak jak profesjonalne serwisy zaliczają wpadki, tak i mają do tego prawo te stojące nie tyle po przeciwnej stronie barykady, ale za innym fragmentem tej samej osłony.
Rozwijające się dziennikarstwo obywatelskie praktykowane jest póki co, niestety, czy tego chcemy czy nie, tylko przez znikomą część internautów. Przyczyn tego może być niesamowicie wiele, jak i zaledwie kilka, a zdefiniowanie choć paru jest wyzwaniem chociażby dlatego, że zaczynamy tu ocierać się o elementarne aspekty naszej kultury i tego, jak wartości przekazywane są następnym pokoleniom. Choć z perspektywy czasu przygotowanie i zdanie matury okazały się dla mnie, jak to mówią, "pikusiem", a studia idealnie uczą, czym jest dbanie o własną wiedzę, cieszy mnie, że jestem już na tym etapie edukacji. To tu dopiero wielu z nas uczy się, czym jest kreatywne myślenie i, przede wszystkim, formułowanie własnego zdania i jego argumentowanie.
Wyobraźmy sobie powrót do jednej z pierwszych klas szkoły podstawowej, gimnazjum czy też liceum. Słowacki wielkim poetą był, prawda? Adam Mickiewicz jeno z bardem słowiańskim i poetą przeobrażeń skojarzy się. A Spiridion Prawdzicki lub, jak kto woli, Zygmunt Krasiński? Przez wielu niezrozumiany, acz genialny i słynny z Nie-boskiej komedii. Smutne to, acz prawdziwe, że szkoła uczy nas tępego, wręcz prymitywnego przyjmowania wartości, jakie wyznają inni, często także zindoktrynowani przed laty. Wiele zażaleń można też mieć do kwestii zaangażowania wychowawców i nauczycieli w to, jak rozwijają się dzieci. Choć w skali kraju nie jest to gigantyczny problem, śmiało można powiedzieć, że szkoły to jedne z wielu siedlisk różnorakich patologii. Czy mały Jaś, gdy straci górne jedynki i nie otrzyma odpowiedniej pomocy, będzie umiał sprzeciwić się komuś w przyszłości? Czy stwierdzi, że nie lubi Miłosza, gdy i na studiach nikt nie zmusi go do ruszenia głową? Najgorsze w tym wszystkim jest to, że małych Jasiów są tysiące, ale ważniejsze od nich są wartości narodowe, wpajane przez systematyczne pranie mózgu, i opinia szkoły, która nie może być zszargana przez "jakiś tam incydent".
Jak powiedział Mark Twain, Bóg stworzył człowieka, ponieważ rozczarował się małpą. Z dalszych eksperymentów zrezygnował. Nie ma niestety (a może na szczęście? Po cóż się pognębiać?) ludzi idealnych. Skoro możemy napisać tak wiele, czemu na co dzień nie widzimy zbyt wielu ambitnych dyskusji, a w sieci zalewani jesteśmy "jednolinijkowcami"? Być może dlatego, że do tego nas przyzwyczajono, a nie każdy potrafi zdobyć się na chwilę zadumy.