Tymczasem obraz reżysera i scenarzysty Bruce'a A. Evansa urzeka oryginalną na tym tle prezentacją bohatera. Tytułowy Mr. Brooks okazuje się wystarczającym atutem filmu, by poświęcić czas na jego obejrzenie. Naturalnie nie chodzi jedynie o samą kwestię funkcjonującego w cieniu głównej osobowości alter ego, które – przejmując kontrolę bądź subtelnie nakłaniając – odpowiada za zbrodnicze poczynania, bo to akurat motyw często i skutecznie stosowany, aby przyciągnąć uwagę widza. Tu również mamy taką właśnie sytuację – duet ociupinę przypominający wzorzec à la Dr Jekyll i Mr Hyde.
"Dr Jekyll", czyli Earl Brooks (Kevin Costner), to miły, uroczy i powszechnie szanowany człowiek sukcesu, filantrop, a także szczerze kochający mąż i ojciec, zdolny do wszelkich poświęceń dla rodziny, a szczególnie dla ukochanej córki. "Mr Hyde", czyli swoisty brat bliźniak Earla o imieniu Marshall (William Hurt), to wyodrębniona część osobowości bohatera, która odpowiada za szczegółowe planowanie zabójstw i stanowi motor ich dokonywania. Co ciekawe, wcale nie jest szczególnie demoniczny ani też odstręczający. Jest bardziej bezpośredni, zdecydowany, kiedy trzeba – okrutny, zawsze zabija bez żalu i wstydu. Lubią to obaj, ale o ile w Marshallu widzimy wysublimowanego smakosza, konesera śmierci, o tyle Earl przyznaje wprost: „Jestem uzależniony. To już ostatni raz. Chcę z tym skończyć”. Ale nie do końca: drzemie w nim bowiem wyrafinowany artysta... który w morderstwach znajduje pożywkę. 
Obserwując wewnętrzne dialogi pana Brooksa oraz jego (a może ich?) relacje z żoną (Marg Helgenberger) i córką (Danielle Panabaker), a także z całą resztą otoczenia, przyglądając się owemu koktajlowi życzliwości i bezwzględności, trudno nie nabrać dlań szacunku. Ciężko również opędzić się od uczucia sympatii oraz współczucia. Co tu kryć, rozumiemy faceta i... nieco wstydliwie życzymy mu jak najlepiej. Tym bardziej, że inteligentny scenariusz z kilkoma bardzo ciekawymi woltami zafundował mu psychologiczne piekło, któremu nie dorówna żadne więzienie. 
Fabuła zafunduje nam kilka niespodzianek, kilka scen widowiskowych, interesujące wątki poboczne i takież postacie, lecz przede wszystkim sporo niepokojącego klimatu, okraszonego gdzieniegdzie czarnym humorem. Warto wiedzieć, że Mr. Brooks to nie jedyny morderca, którego mamy okazję poznać... Opowieść została dobrze dopracowana – scenarzyści Evans i Gideon nie zapomnieli o szczegółach. To, co zdaje się niedopatrzeniem lub wygodnym dla twórców deus ex machina, okazuje się całkiem zręcznie wyjaśnione pod koniec. Z początku akcja rozwija się nieco zbyt wolno, co stanowi w zasadzie jedyny prawdziwy mankament filmu. Potem jednak nabiera tempa i właściwie stopniuje napięcie aż do nietypowego końca. Odbiór dodatkowo uatrakcyjnia udana ścieżka dźwiękowa.
Trzeba przyznać, że niemal wszystkie postacie zostały przedstawione w sposób interesujący i nieszablonowy. Szczególnie korzystnie wypadły kobiety, nawet w rolach drugoplanowych nareszcie ukazane jako pełnokrwiste, niestereotypowe persony (może z wyjątkiem małżonki Earla). Czyżby nadchodził czas naprawdę ciekawych ról dla aktorek? Na uwagę zasługuje głównie pani detektyw Atwood, świetnie kreowana przez Demi Moore (pomimo że akurat w tej postaci zaakcentowano nader standardowy rys w życiorysie "twardej kobiety") oraz niepokojąco ukazana, rozkapryszona córeczka Brooksa.
Ekipa aktorska zaprezentowała wyśmienity poziom – niby nic dziwnego, gdyż nawet do ról drugoplanowych zaangażowano znane osoby, uchodzące za "dwustuprocentowych" profesjonalistów. Jednakże odtwórca głównej roli, Kevin Costner, stał się sławny także dlatego, iż potrafi koncertowo spartolić robotę (sztywny, a zarazem bezbarwny niczym plastikowy manekin listonosz z filmu pod tym samym tytułem czy równie drętwy bohater Wodnego świata na długo pozostaną nam w pamięci). Cóż, tym razem na szczęście udało mu się nie zapomnieć tajników swego zawodu. Duet Costnera i rewelacyjnego Williama Hurta wprawdzie nie ma szans przebić duetu Edwarda Nortona i Brada Pitta w Fight Club (1999), ale i tak sprawia imponujące wrażenie.
To po prostu dobry film, który warto zobaczyć. Dodatkowo na płycie DVD znajdziemy wywiady i materiał z planu, co w sumie można określić jako przyzwoite dodatki.
Plusy:
+ zakręcony, inteligentny scenariusz
+ pomysłowe, niestereotypowe pokazanie większości bohaterów
+ wyśmienita gra aktorska
+ fajna, zróżnicowana muzyka
+ przyzwoite dodatki
Minusy:
- z początku akcja rozwija się nieco zbyt sennie
Tytuł: Mr. Brooks
Reżyseria: Bruce A. Evans
Scenariusz: Bruce A. Evans i Raynold Gideon
Zdjęcia: John Lindley
Muzyka: Ramin Djawadi
Obsada: Kevin Costner, Demi Moore, Dane Cook, William Hurt, Marg Helgenberger, Danielle Panabaker
Produkcja: USA 2007
Dystrybucja: Monolith
Cena: ?