Dzieci potrafią być przebiegłe i okrutne

Niepokojące, duszne i momentami wstrząsające dzieło praktycznie nieznanego bliżej polskiemu widzowi fabularnego debiutanta George’a Ratliffa. Ale, niestety, nie bez pęknięć, które w efekcie sprawiają, że film nie jest aż tak pasjonujący, jak mógłby być. Joshua to thriller psychologiczny, który momentami próbuje być wariacją na temat Dziecka Rosemary Romana Polańskiego. Próbuje, ale jakoś bez większych efektów... Oto na Manhattanie żyje sobie rodzina Cairnów: Brad, Abby i Joshua. Z pozoru doskonała, szczęśliwa i normalna. Dziewięcioletni, nad wiek rozwinięty i muzycznie utalentowany Joshua ma dobrze sytuowanych rodziców, którzy są typowymi przedstawicielami nowojorskiej klasy średniej. Jednak z upływem minut pojawiają się na tym pięknym obrazku rysy, skazy i pęknięcia. Wychodzi na jaw, że Joshua jest dzieckiem, któremu rodzice nie poświęcali nigdy zbyt wiele uwagi, a rozwój talentów następował jakby samoistnie. Przełomowym akcentem filmu stają się narodziny Lily, siostrzyczki dziewięciolatka. I od tego momentu rozpoczyna się prawdziwa trauma. Matka rodzeństwa, uzależniona od leków Abby (Vera Farmiga), nie potrafi poradzić sobie ani z najmłodszą, ani ze starszą pociechą. Dziewczynka nocami dosłownie wyje, raniąc uszy domowników i wywołując u matki poczucie rozgoryczenia graniczącego z obłędem. Ojciec Brad stara się za wszelką cenę łagodzić wszelkie konflikty i dawać Abby oparcie, ale pogrążony w pracy zawodowej nie ma ku temu większych możliwości. Na domiar wszystkiego jest jeszcze teściowa Hazel (Celia Weston), z którą młoda mama kompletnie nie potrafi się dogadać. Jednak największym problemem stopniowo staje się główny bohater.
Na początku widz postrzega Joshuę jak typowe dziecko, które buntuje się, widząc objawy czułości rodziców skierowane w stronę nowo narodzonego potomka. Dziewięciolatek bacznie obserwuje działania dorosłych, słucha ich rozmów i wewnętrznie sprzeciwia się atencji, jaka okazywana jest jego siostrzyczce. Zaczyna zastanawiać się, czy on jako małe dziecko też był obiektem takiej troskliwości i zachwytów. Z czasem dostrzega, że miłość rodziców do niego jakby osłabła. To wszystko jednak pozory. Dość szybko widz odkrywa, mimo tego, że reżyser stara się mylić tropy, że Joshua to typ młodego socjopaty. Z wyrachowaniem eksperymentuje ze śmiercią, zabijając małe zwierzęta w szkole, a nawet psa – pupila swego ojca. Udaje smutek i rozgoryczenie z powodu utraty domowego czworonoga, by odsunąć od siebie podejrzenia. Nocą ukradkiem filmuje siostrzyczkę, mówiąc jej przy tym rzeczy, jakie dość trudno widzowi zaakceptować. Oszukuje, kręci i zwodzi rodziców, cały czas wcielając w życie swój niecny plan. Generalnie Joshua – nad wiek rozwinięty dzieciak – prowadzi z rodziną wyrafinowaną grę, w której stawką jest odzyskanie utraconej – jego zdaniem – miłości, a przede wszystkim życie jego najbliższych...
Seans Joshuy dostarcza ambiwalentnych odczuć. Z jednej strony trzeba przyznać, że reżyser umiejętnie zaserwował nam thriller z dziećmi w rolach głównych, co, jak wiadomo, wzbudzać może duże emocje. Dodatkowo Ratliff często mruga do nas okiem, cytując czy to Omen (Joshua bardzo przypomina Damiena z kultowego horroru), czy wspomniane już Dziecko Rosemary (czasami nie wiadomo, czy zły nastrój Abby nie jest przyczyną wszelkich tragedii, jakie trapią rodzinę Cairnów; do tego dochodzą pełne niepokoju zdjęcia apartamentu na Manhattanie).
Z drugiej strony reżyser jednak gdzieś się w tym wszystkim pogubił. Często odnosi się wrażenie, że po prostu sam nie wie, do czego zmierza. Wiele z filmowych scen jest jakby niedoprowadzonych do finału, przekombinowanych, doczepionych na siłę. I nie chodzi wcale o niedopowiedzenie, które powodowałoby u widza rosnące zainteresowanie. Ratliff raczej chce straszyć, ale w połowie jakby się z tego wycofuje. Daje widzowi marchewkę, a po chwili bezceremonialnie ją odbiera. Zabiegi takie sprawiają, że atmosfera w filmie staje się stopniowo letnia, a ta gra w „wiem, ale nie powiem” zaczyna w końcu nużyć.
Ma z pewnością Joshua co najmniej trzy mocne punkty. Pierwszym jest niespokojna, zmienna i uwodząca widza muzyka autorstwa Nico Muhly’ego. O napięciu i nastroju w dużym stopniu decyduje ona, zwłaszcza gdy historia schodzi gdzieś na manowce. Udane są również zdjęcia, za które, nawiasem pisząc, film zdobył nagrodę w Sundance. Bezapelacyjnie dobrze wywiązała się ze swych ról również aktorska ekipa. Sam Rockwell (nagroda w tymże Sundance dla najlepszego aktora) i Jacob Kogan stanowią godnych siebie rywali, a młodziutki aktor w niczym nie ustępuje swojemu utytułowanemu koledze. Joshua w wykonaniu Kogana jest nieprzenikniony, nieprzewidywalny i momentami diaboliczny. Przypomina przy tym swojego wielkiego „poprzednika” z Omenu. Swoje kwestie wypowiada nad wyraz dorośle, a jednocześnie z dziecięcym zdziwieniem, które ma w sobie ładunek przeogromny. Ze swej postaci młody aktor uczynił niemal odrealnioną kreację. Pozostając małym chłopcem, jest jakby nie z tego świata. Biorąc pod uwagę to, co Kogan pokazał, czeka go zapewne świetna kariera, tym bardziej, że Joshua to jego fabularny debiut. Niezła jest również Vera Farmiga, aktorka pochodzenia ukraińskiego, która postać rozhisteryzowanej i mocno niezrównoważonej Abby oddała zestawem sugestywnych gestów i zachowań. Prawdę powiedziawszy, to właśnie zdjęcia, muzyka i aktorskie kreacje ciągną film Ratliffa i pewnie dla nich warto go oglądać. No, może jeszcze dla nieprzewidywalnego, wieloznacznego i mocno zaskakującego zakończenia.
Dość naciągane jest natomiast tytułowe nawiązanie do biblijnego następcy Mojżesza. Zakładając oczywiście, że reżyser miał właśnie tę postać na myśli, ciężko bowiem dociec, jakimi ścieżkami myśli owe zdążały. Joshua jako ostoja rodu/rodziny niezbyt dobrze pasuje bowiem do tego, co oglądamy na ekranie, a jeśli rozpatrywać biblijny trop jako polemikę lub przeciwstawienie się starotestamentowej postaci, robi się dość mdławo i mało wiarygodnie. Obrona rodzinnego ogniska przez walkę z nowo narodzonym dzieckiem? Obrona rodzinnego ogniska przez ojca, który nie pozwoli go zniszczyć nawet własnemu synowi? Hm... niby można, ale jakieś to takie wydumane i mało logiczne...
Plusy:
+ gra aktorskiej trójki – Sama Rockwella, Very Farmigi i Jacoba Kogana
+ muzyka
+ zaleta
Minusy:
- zbyt wiele niejasności
- momentami przynudza
Tytuł: Joshua
Reżyser: George Ratliff
Scenariusz: George Ratliff, David Gilbert
Zdjęcia: Benoît Debie
Muzyka: Nico Muhly
Obsada: Sam Rockwell, Vera Farmiga, Celia Weston, Dallas Roberts, Michael McKean, Jacob Kogan
Produkcja: USA, 2007
Dystrybucja: Imperial CinePix
Strona www: tutaj