Brama Tygrysa i Smoka to adaptacja komiksowej serii Dragon and Tiger Heros autorstwa Yuk Long Wonga. Nie znając owych utworów, trudno powiedzieć, na ile udana bądź nie. Natomiast ów obraz filmowy jako taki prezentuje się co najwyżej średnio. 
Tytułowa „Brama...” to zarazem nazwa szkoły sztuk walki, w której pewien znamienity mistrz (Wah Yuen) kształci młodych uczniów, by mogli walczyć w obronie dobra i sprawiedliwości. Przyjmowani są wszyscy chętni, byle wykazali się odpowiednimi przymiotami, nie odmawia się nawet najuboższym dzieciom ulicy. Bohaterami są dwaj krewniacy (bracia) – Smok (syn mistrza) oraz Tygrys (bratanek tegoż). Zostali oni rozdzieleni w dzieciństwie. Tygrys (Nicholas Tse) pozostał wierny wpajanym ideałom, natomiast Smok (Donnie Yen), pomimo iż zawsze pragnął walczyć w obronie pokrzywdzonych oraz wróżono mu chwałę i wielkość, stanął po przeciwnej stronie barykady, pracując dla szefa jednej z przestępczych organizacji.
Po latach ich drogi ponownie się krzyżują. Wskutek pewnych wydarzeń razem postanawiają pokonać okrutnego i potężnego kacyka gangu (Yu Kang), który trzęsie całą okolicą. Pomaga im w tym trzeci bohater, również adept szkoły, fanfaron o jakże wdzięcznym mianie Turbo (Shawn Yue). W filmie pojawiają się też postacie żeńskie, czyli la femme fatale (Li Xiao-Ran) – a przy okazji zabójczyni na usługach gangu – która zagięła parol na Smoka, oraz urocza – naturalnie bardzo dobra i niewinna – córka pracodawcy wyżej wymienionego (Dong Jie), do której żywi on braterskie uczucia.
Mamy tu rozmaite charakterystyczne elementy, bez których nie obejdzie się żadna, nie ważne, czy ambitna, czy wręcz przeciwnie, produkcja Kung-fu: szkoła sztuk walki, zemsta, mistyczna przemiana duchowa, równie mistyczna wędrówka i wielkie poświęcenie w celu ratowania bliskich, wątek romantyczny, no i oczywiście na poły magiczna nawalanka, osiągająca w końcu epicki poziom. Szkoda tylko, że część układów nie sprawia pozytywnego wrażenia, oglądanie niektórych pojedynków bardziej nuży, niż interesuje. W filmie występują tak niemiłosierne dłużyzny, że aż chce się ziewać, a poszczególne sceny wspinają się na takie wyżyny kiczu, że aż plomby z zębów wypadają. Wszystko jest przewidywalne do bólu, a o umiejętnościach aktorskich trudno cokolwiek powiedzieć, może tyle tylko, iż reżyser zdawał się w ogóle nie wymagać gry – jakby po prostu życzył sobie podrygujących postaci wprost z komiksu.
Na szczęście istnieją tu też sceny nieźle zrealizowane i momenty autentycznie zabawne, aczkolwiek generalnie film ląduje jako pozycja do pośmiania się w gronie koneserów sztuki kiczu przy odpowiedniej ilości napojów wyskokowych.
Na pochwałę w pełni zasługuje jednak użyta w Bramie Tygrysa i Smoka technika postprocessingu, dzięki której otrzymujemy pastelowe kolory i światłocień rodem z kart komiksu. Sprawia to, iż od razu widzimy, z czym właściwie mamy do czynienia.
Na zakończenie dorzućmy jeszcze kwestię dodatków: dostajemy trailer i... to wszystko.
Podsumowując: można to zobaczyć, ale niekoniecznie.
Plusy:
+ można się pośmiać przy napojach wyskokowych
+ postprocessing lekko stylizujący filmowe kadry na komiksowe
+ część układów walk jest fajnie zrobiona
Minusy:
- straszne dłużyzny
- kiczowatość i banalne efekty specjalne
- przewidywalność
- część układów walk nie sprawia dobrego wrażenia
- dodatki, a w zasadzie ich brak
Tytuł: Brama Tygrysa i Smoka
Reżyseria: Yip Wai-Shun
Scenariusz: Edmond Wong
Zdjęcia: Ko Chiu-Lam
Muzyka: Kenji Kawai
Obsada: Donnie Yen, Nicholas Tse, Shawn Yue, Dong Jie, Li Xiao-Ran
Produkcja: Chiny/Hongkong 2006
Dystrybucja: Monolith
Cena: ?