Jack Keane - recenzja

mastermind
2008/03/08 15:56
8
0

Imperium Brytyjskie w potrzebie

Wąsaty agent okaże się... prawdziwym fajtłapą. Ale będzie z nim przynajmniej zabawnie

Imperium Brytyjskie w potrzebie

 Imperium Brytyjskie w potrzebie, Jack Keane - recenzja

Głowić się nad zagadkami, zgłębiać niuanse dialogów czy znajdować rozwiązania problemów – wszystko to brzmi pięknie i dla fanów przygodówek jest wielce zajmujące. Jednak przyjemność płynąca z rozgrywki jest odpowiednio większa, kiedy gra jest zabawna. A najnowsza przygodówka ze studia Deck13 Interactive zapewnia nam ubaw po pachy. Autorzy zasłynęli dotychczas w zasadzie jednym tytułem – również grą przygodową. Mowa o Ankh i jej dwóch kontynuacjach. Seria to dość udana, wysoko oceniana, ale z pewnością nie tak zabawna, jak Jack Keane. Ten natomiast w pełni, ale to w najpełniejszej pełni, dorównuje pod względem humoru ponadczasowym hitom, takim jak The Secret of Monkey Island czy Discworld. Zresztą Jack Keane jest do nich podobny nie tylko za sprawą potężnego ładunku pozytywnego humoru, ale także pod względem stylistyki. W grze zetkniecie się z podobną kreską, podobną estetyką projektów lokacji, jak również podobnym podejściem w rozwiązywaniu łamigłówek.

Scenarzyści gry mieli chyba przy niej co najmniej taki ubaw, jak gracze, bo fabuła aż roi się od zwariowanych sytuacji i zakręconych zdarzeń. Tu żart goni żart, a słuchając dialogów, można na przemian to zwijać to rozwijać się ze śmiechu (A co, nie wolno? Skoro zwijać się można to i rozwijać ze śmiechu też!). Dość powiedzieć, że przez całą grę (zresztą wcale niekrótką – bo liczącą trzynaście rozbudowanych rozdziałów) nie sposób w zasadzie oderwać się od monitora. Z jednej strony bowiem interesuje nas jak potoczą się przygody cokolwiek zwariowanego Jacka Keane’a i jego przyjaciół, z drugiej natomiast chcemy koniecznie sprawdzić, jakim psikusem i żartem poczęstują nas jeszcze autorzy.

Jeśli zaś chodzi o linię fabularną, to w skrócie przedstawia się ona następująco. Trafiamy w czasy kolonialne, kiedy Imperium Brytyjskie boryka się z narastającymi problemami w koloniach. Królowa jest zaniepokojona sytuacją, tym bardziej, że – o zgrozo! – w zastraszającym tempie kończą się zapasy herbaty! Do tego potężną ilość tego luksusowego dobra zniszczono właśnie w Indiach. Na jaw wychodzi, że za ów terrorystyczny akt odpowiedzialny jest niejaki Doktor T. Osobnik to nadzwyczaj niesympatyczny. Doktor T. to zamożny plantator, ogarnięty obsesyjną nienawiścią do Imperium Brytyjskiego, który zaszył się na tajemniczej Wyspie Zębów i stamtąd kieruje prawdziwą akcją terrorystyczną. Otóż wynalazł on odmianę mięsożernych roślin i dzikich małp, które.... pustoszą plantacje herbaty. Królowa Wiktoria przerażona rozwojem sytuacji postanawia wynająć agenta, który popłynie na wyspę i pokrzyżuje niecne zamiary Doktora T. Agentem owym, dość niespodziewanie dla siebie samego, staje się Jack Keane. Czyli my. Po prawdzie, w kilku miejscach kierujemy również krokami niejakiej Amandy, ale to jednak Jack jest głównym bohaterem. Zatem zapraszamy na pokład! Hej ho, hej ho i butelka rumu

Keane jest młodym kapitanem statku, a przy tym po trosze poszukiwaczem przygód, po trosze awanturnikiem, który w dodatku nie stroni od uganiania się za pięknymi niewiastami. To takie połączenie Indiany Jonesa, kapitana Jacka Sparrowa i Guybrusha Threepwooda. Mieszanka jak widać wybuchowa. Jack ma wrodzoną skłonność do marnotrawienia pieniędzy i wpadania w tarapaty (kolejność dowolna). Dość powiedzieć, że kiedy po raz pierwszy spotykamy go na wieży londyńskiego Big Bena, nie przebywa tam bynajmniej jako konserwator zabytków. Już w chwilę po rozpoczęciu zabawy Jack musi uciekać przed dwoma oprychami, a to dopiero początek jego kłopotów. Kiedy z powodu braku wypłaty żołdu buntuje się załoga, oferta królowej spływa na naszego nieszczęśnika w samą porę. Po pierwsze, daje gwarancję finansowej satysfakcji, po drugie - wyprawa może się okazać prawdziwą przygodą. Jednak, co z rozdziału na rozdział odkryją gracze, zdobyć fortunę nie będzie wcale tak łatwo. Scenarzyści spiętrzyli bowiem na drodze Jacka liczne, nazwijmy to, „nieoczekiwane okoliczności przyrody”...

Jack Keane to w sumie dość typowa przygodówka typu „point&click”. Dość, bo postaci nie są płaskie, a tła i lokacje również wykonano w sposób podkreślający przestrzeń i spójność całego świata. Jednak zasady gromadzenia przedmiotów, ich używania oraz rozmów z napotkanymi postaciami, są już jak najbardziej klasyczne i typowe. Zajmijmy się zatem omówieniem wszystkich tych elementów. Podręczny bagaż bohatera umiejscowiony został w górnej części ekranu. Tam trafiają wszystkie znalezione przedmioty, a pojemność „skarbczyka” jest nieograniczona. By jednak w morzu przedmiotów z czasem nie utonąć, te, które są już niepotrzebne, po prostu znikają. Autorzy zdecydowali się, nie wiedzieć czemu, na pewne udziwnienie. O ile w setkach typowych przygodówek LPM służy do wybierania przedmiotów z ekwipunku i ich używania, a PPM do uzyskiwania informacji o tychże, o tyle tu – na odwrót! I powiemy wam szczerze, że w zasadzie do końca gry co jakiś czas się myliliśmy! Cóż to w ogóle za pomysł? Żeby zmieniać taki standard?! To jakby Microsoft wymyślił sobie, że w nowym systemie operacyjnym też zamieni funkcje klawiszy! Pominąwszy jednak tę kwestię, pozostałe operacje wykonuje się zgrabnie. Wystarczy wziąć przedmiot, użyć go na innym, w jakimś miejscu w lokacji lub na postaci, a reszta odbywa się sama. Z wędrowaniem też nie ma najmniejszego kłopotu. Klikamy po prostu LPM, a dwu-klik powoduje bieg naszego podopiecznego.

Jeżeli chodzi o dialogi, to te również prowadzi się dość typowo. Wskazujemy postać, wysłuchujemy, co ma do powiedzenia, a potem odpowiadamy, wybierając jedną z kilku dostępnych odpowiedzi. Czasem kwestie, które nie zostały wykorzystane, powracają, czasem nie, ale najczęściej można powtórzyć cały dialog. Ważną właściwością zabawy jest to, że w wielu mementach można zastosować kilka rozwiązań lub poprowadzić rozmowę na kilka sposobów. Innymi słowy, warto ukończyć ją co najmniej dwa razy, aby przekonać się o wielu możliwościach, których za pierwszym razem odkryć nie sposób. Zwariowane kreatury i zakręcone zagadki

Ponieważ Jack Keane to przygodówka, warto wspomnieć o postaciach, jakie towarzyszyć będą nam w podróży. A tych jest bez liku i każdy następny napotkany jest jakby bardziej zwariowany od poprzedniego. Oczywiście, jedną z najzabawniejszych postaci jest przerysowany i karykaturalny szwarccharakter Doktor T., ale nie mniej zabawni są marynarze pracujący dla Jacka, pewien były kapitan statku, który udzieli nam wielu wskazówek, głupkowaci żołnierze Jej Królewskiej Mości, którzy pilnują szlabanu na Wyspie Zębów, Panna Młoda i jej Ojciec oraz wielu, wielu innych bohaterów. Generalnie, w grze postaci jest wystarczająco wiele, a każda napotkana podzieli się z nami zabawnymi szczegółami ze swojego życia i oczywiście udzieli nam, często za odpowiednią zapłatą lub w zamian za przysługę, wielu wskazówek.

Jeśli przygodówka, to oczywiście zagadki. Te pojawiają się w grze na każdym kroku i są w zasadzie typowe – co w żadnym wypadku nie oznacza, że złe. Przede wszystkim ich poziom został tak dobrany, że w zasadzie w czasie zabawy nie sposób na dłużej utknąć. Wszystkie potrzebne do wykonania zadania przedmioty znajdują się zazwyczaj niedaleko od siebie i momentalnie wiadomo, w jaki sposób z nich skorzystać. Zagadki do pewnego stopnia można podzielić na dwa rodzaje: typowe-przygodówkowe i humorystyczne. Do pierwszej grupy zaliczają się chociażby takie jak przepędzenie os przy pomocy fajkowego dymu lub zerwanie znaczka pocztowego przy pomocy wody i naklejenie go w inne miejsce. Druga grupa to zagadki również dość logiczne, ale przy tym zabawne. Co zrobilibyście, chcąc dosięgnąć deski pływającej po wodzie, mając na wyposażeniu tylko wędkę i... kornika. Oczywiście, kornik na haczyk, rzut w stronę deski, kornik robi swoje, a deska jest nasza. Może mało realistyczne, ale logiczne i zabawne. Przyznać trzeba, że autorom nie brakowało pomysłowości w wymyślaniu tego typu zadań.

Warto jeszcze słów kilka poświęcić oprawie technicznej. Weźmy zatem na tapetę udźwiękowienie, grafikę i filmiki. Muzyce, a zwłaszcza głosom postaci, ciężko cokolwiek zarzucić. Są odpowiednio dobrane i mocno zróżnicowane, przez co w żadnym momencie nie odczuwa się nudy. Za sprawą odpowiednio dobranych odgłosów, takich jak świergot ptaków, szum wody i wycie wiatru, czujemy się niemal tak, jakbyśmy razem z Jackiem przemierzali okolice Wyspy Zębów. Dobrze, że dystrybutor zdecydował się jedynie dodać polskie napisy, pozostawiając tym samym świetną robotę aktorów, którzy użyczyli głosów postaciom w oryginale.

Gra cieszy również oko. Całość powstała w oparciu o silniczek PINA zastosowany wcześniej w Ankh, który rzecz jasna poddano stosownym modyfikacjom. Wszystkie lokacje są niezmiernie kolorowe, obfitują w wiele przedmiotów, a kreskówkowy charakter nawiązuje do klasycznego The Secret of Monkey Island. Bezbłędni są także bohaterowie, przypominający postacie z wielu komiksów i filmów animowanych. Sam Jack to czarnowłosy cwaniura odziany w koszulkę polo, brązowy kaftan skórzany, rękawiczki (!) oraz rzecz jasna spodnie. Facet robi tak niesamowite miny, strzela na boki oczyma, wdzięczy się do kobitek i siłuje z przeciwnościami losu, że trudno go nie polubić.

Jeszcze lepszy jest chyba wysłany przez królową Wiktorię Agent, który towarzyszy Jackowi w części przygód. To po prostu odziana w kolonialne wdzianko życiowa oferma i pewne jest, że czego się nie dotknie, to zapewne to zepsuje. O postaciach można się wyrażać jedynie w superlatywach, więc dajmy już temu spokój. Doskonale zrealizowano również filmiki. Są to utrzymane w humorystycznym klimacie scenki, których nie powstydziłby się PIXAR, więc stanowią dodatkowy element, którego w czasie zabawy po prostu wypatrujemy niczym kania dżdżu.

Na zakończenie

Na zakończenie sakramentalne pytania: czy gra ma wady i czy warto się nią zainteresować. No cóż, wadę ma jedną, już wymienioną – niepotrzebnie zmienione sterowanie. Ciężko się do tego przyzwyczaić, ale reszta rekompensuje w pełni tę niedogodność. Innych wad Jack Keane po prostu nie ma... Dawno nie było już gry tak zabawnej, pełnej subtelnego i czasami rubasznego humoru, odwołującej się do innych gier, a nawet filmami, o zajmującej intrydze, wyrazistych postaciach... hm.... czy mówiliśmy już, że zabawnej?! Wobec powyższego, w naszym mniemaniu Jack Keane zasługuje w pełni na najwyższą notę i zainteresowanie. Dla maniaków przygodówek - pozycja „must have”. A my czekamy na część drugą!

Materiał Wideo

Jack Keane przykuwa uwagę sympatyczną, bardzo kolorową grafiką i dużym poczuciem humoru. Przedsmak tego można poczuć, oglądając zwiastun, który umieściliśmy poniżej. Aby jednak w pełni docenić tą grę, trzeba w nią samemu pograć.

GramTV przedstawia:

0,0
null
Plusy
  • dialogi, humor
  • oprawa graficzna
  • dźwięk
Minusy
  • zamienione klawisze myszki
Komentarze
8
Usunięty
Usunięty
09/03/2008 13:41

Ta gra to chyba nie dla mnie - nie mój klimat.

Usunięty
Usunięty
09/03/2008 10:09

DObrze ze będą napisy ale i szkoda ze niee dubling bo mówj brat w to nie pogra no ale cuz :)

Usunięty
Usunięty
08/03/2008 20:57

"Dobrze, że dystrybutor zdecydował się jedynie dodać polskie napisy, pozostawiając tym samym świetną robotę aktorów, którzy użyczyli głosów postaciom w oryginale."Czy pisząc "w oryginle" recenzent miał na myśli angielski dubbing, czy czy faktycznie oryginalne niemieckie dialogi?Bo jeżeli wersja na polski rynek ma angielskie dialogi, to bynajmniej nie sa one "oryginalne" co daje mi mozliwosc czepinięcia się o zgodność z faktami ;)




Trwa Wczytywanie