Cogito, ergo sum
Słowa doskonale znane każdemu, kto ukończył przynajmniej podstawówkę. Prawda? Ja osobiście przez długi czas nawet święcie w nie wierzyłem. Jednak do zmiany zdania zmusił mnie właśnie Feynman. Z większości historii zawartych w jego biografii bije wrażenie, że przyłapał ludzi na "niemyśleniu". Zacząłem się zastanawiać nad takim stanem rzeczy. I wiecie co? On ma rację. Ludzie zazwyczaj nie myślą, ludzie co najwyżej wiedzą, a to niestety dwie różne kwestie.
Możecie się oburzać, a ja i tak swoje wiem. Przytoczę wam parę przykładów i na ich podstawie opiszę wam mechanizm, jaki w tym dostrzegam. Dorosły (a więc mający swoje za uszami) człowiek musi zdjąć ciężkie pudło z wysokiej szafy. Z lenistwa nie chce mu się wyciągać drabinki, więc podtacza sobie krzesełko na kółkach, wchodzi na nie i... Wie przecież, że krzesełko jest niestabilne, zdaje sobie sprawę, że jak spadnie z ciężkim pudłem, to może sobie zrobić krzywdę. Więc dlaczego? ![]()
Myślenie nie boli...
Oto drobny przykład tego, jak się nas nie uczy: gdzieś w pierwszych klasach podstawówki poznajemy podstawy arytmetyki. Dodawanie, odejmowanie, mnożenie. W ramach mnożenia wkuwamy tabliczkę mnożenia (chyba że od moich szkolnych czasów coś się zmieniło). Dosłownie, wkuwamy ją „na blachę”. I biedne dzieciaki siedzą i ją klepią, strasznie nieszczęśliwe z tego powodu. Jak ktoś ma dobrą pamięć, to jeszcze pół biedy. Ale jak nie, to dopiero się namorduje. A wszystko to i tak psu na budę, bo powyżej granicy 100 trzeba liczyć ręcznie (czyli na kalkulatorze). Wystarczyłoby jednak wskazać prostą sztuczkę: otóż wiadomo, że poszczególne wyniki to wielokrotności poszczególnych liczb. Potem tylko trzeba zmusić się do myślenia, bo jeżeli 4x3 to trzykrotna wartość czwórki, to łatwiej ją w pamięci dodawać niż wkuwać. Ktoś mógłby powiedzieć, że to proste przy małych liczbach i niewielkich mnożnikach, ale co zrobić z takim np. 9x8? I znów wystarczy pomyśleć, że to tylko o jedną ósemkę mniej niż 8x10, czyli wystarczy od 80 odjąć 8. Jak nic wyjdzie nam dokładnie 72. Mnie tej metody nauczyła matka i szybko zrozumiałem, że sprawdza się nawet przy bardzo dużych wartościach. Jest to przykład praktycznego zastosowania wiedzy, którą każe się nam przyswoić. Czyli zmuszenia się do myślenia, zamiast uczenia się czegoś na pamięć. Ten mechanizm działa nie tylko przy arytmetyce. Sami dobrze wiecie, jak wiele rzeczy w szkole (i w życiu) każe nam się przyjmować „ na wiarę”. Tak jest, i kropka. To jest jedynie słuszna wersja, i koniec. A ludzie, stworzenia z natury nie lubiące się męczyć, szybko uczą się przede wszystkim tego, że nie warto się wysilać, zastanawiać, dociekać czy są inne możliwości, bo po co – i tak nikt nie doceni, szkoda czas marnować. Wygodniej jest przyjąć, że inni przecież wiedzą co robią (albo mówią). W końcu na pewno lepiej się na tym znają, prawda? ...ale niektórych męczy
Niestety, nie bez powodu mówi się, że człowiek myśli albo cały czas, albo w ogóle. Wiecie czym jest tak zwany "społeczny dowód słuszności"? Oto np. idzie sobie ktoś ulicą i widzi leżącego na chodniku człowieka. Chory, a może pijany? Pomóc czy zostawić? –zastanawia się nasz Ktoś.![]()
Cały problem skutecznie pogłębiają jeszcze wszelkie urządzenia, które ułatwiają nam życie. Bo po co mam się zastanawiać, jak policzyć 183x27, skoro mam kalkulator? Przejaskrawiam, ale tylko odrobinę. W życiu jest mnóstwo sytuacji, w których człowiek czuje się zwolniony z myślenia, bo maszyna robi to lepiej. Albo inni ludzie. Oczywiście, nie każę nikomu z tego wszystkiego rezygnować. Jedynym ratunkiem, jaki widzę, jest samodzielne zmuszanie się do myślenia. Zastosowanie odrobiny umysłowej dyscypliny. Drobne zabawy logiczne, coś, co nasze ospałe szare komórki zmusi do pracy. Może to być cokolwiek, co przyjdzie nam do głowy, byle wyrobić w sobie nawyk myślenia. Inaczej za parę pokoleń wpędzimy się w wegetację. Zmienimy się w bezmyślne istoty podpięte do sterty urządzeń, które wszystko będą robiły za nas. Scenariusz żywcem wyjęty z Matrixa, tyle że maszyny nie będą musiały nas spychać do tej roli siłą, sami się wykończymy. A potem przyjdzie czas na karaluchy.