Paul Thomas Anderson – "Aż poleje się krew" - recenzja

mastermind
2008/03/05 19:30

Gorąca nafta pełna zła

Gorąca nafta pełna zła

Gorąca nafta pełna zła, Paul Thomas Anderson – "Aż poleje się krew" - recenzja

Trudno pisać o najnowszym dziele Paula Thomasa Andersona, nie popadając z jednej strony w truizmy, z drugiej w zbytnie uwielbienie. Wiadomo przecież, że twórca to niezwykły, bardzo przenikliwy, a spod jego ręki wyszły takie znakomite filmy, jak Boogie Nights, Magnolia czy Lewy sercowy. Nie inaczej jest w przypadku Aż poleje się krew. Ten nominowany aż w ośmiu kategoriach film, w sumie wielki przegrany tegorocznej oskarowej gali, to obraz ze wszech miar kompletny, a przy tym – pod względem aktorskim - zagrany na najwyższych tonach. Co ciekawe, pozycję wyjściową dla scenariusza stanowiła powieść Nafta (Oil!, 1927) Uptona Sinclaira, która była w zasadzie pro-socjalistycznym produkcyjniakiem. Stąd też Anderson wziął z niej zaledwie pomysł na kilka postaci, którym – nawiasem pisząc – pozmieniał nawet nazwiska. Reżyser opowiada w zasadzie głównie historię życia mężczyzny niezdolnego do ludzkich uczuć i odruchów, który w poszukiwaniu srebra trafia pod koniec XIX wieku na złoża czarnego złota zlokalizowane pod wzgórzami miasteczka Little Boston. Rzecz dzieje się na przestrzeni trzydziestu lat, jak na dłoni ukazując spełnianie się amerykańskiego snu „od biedaka do milionera”. Anderson z wielką wnikliwością i drobiazgowością obserwuje losy Daniela Plainviewa (Daniel Day-Lewis), ukazując nam jego trudne początki, wytrwałość w ciężkiej pracy i dążeniu do realizacji marzeń, a potem stopniowe przeistaczanie się w naftowego barona, który za nic ma życie innych ludzi, ich potrzeby, a nawet los własnego syna.

Bardzo tragicznym bohaterem okazuje się Plainview, człowiek skostniały moralnie, który oczekuje od innych tylko tego, co sam potrafi najlepiej – bycia twardym. Wiedziony żądzą posiadania człowiek ten - w gruncie rzeczy prosty, ale niegłupi, z niewątpliwą żyłką do interesów - na naszych oczach przekształca się w bezlitosną bestię, która w sposób cyniczny wykorzystuje własnego syna i ludzką naiwność. Ma film Aż poleje się krew jeszcze jednego bohatera. To młody pastor Eli Sunday (gra go utalentowany i charyzmatyczny aktor młodego pokolenia - Paul Franklin Dano). Jest on jednocześnie rywalem i po trosze przeciwieństwem Plainviewa, choć w gruncie rzeczy trudno mu przypisać chęć zbytniego uszlachetniania świata.

Obu panów, wbrew pozorom, więcej zresztą łączy niż dzieli. Obydwaj poświęcili się marzeniu i nie ustają w dążeniu do jego realizacji. Obaj do pewnego stopnia mamią innych ludzi obietnicą lepszego życia. Pastor w swoich pełnych pasji kazaniach obiecuje wiernym zbawienie i wypędza z nich nieczystego ducha, nie odmawiając przy tym materialnego wsparcia, Plainview z kolei obiecuje biedakom pracę, choć wie, że stanie się ona w gruncie rzeczy bezlitosnym wyzyskiem, który najbardziej przysłuży się jemu. W tym aspekcie obaj bohaterowie rywalizując ze sobą, zabiegają o rząd dusz i mają niemalże boskie cechy, a reżyser zdaje się pytać o to, który kult może się okazać silniejszy: kult pieniądza i pracy, czy pieniądza i wiary.

I chociaż od początku zdajemy sobie doskonale sprawę, jak zakończy się ta rywalizacja – tytuł przecież jest dość jednoznaczny – to przez cały seans obserwujemy ją z niekłamaną satysfakcją. Wszystko dlatego, że Paul Thomas Anderson ma niesamowitą zdolność do kreowania modelowo dramaturgicznych sytuacji, przy jednoczesnym zachowaniu znakomitego tempa filmowej narracji. Trudno doszukać się w jego filmie jednej – a nawet choćby połowy - niepotrzebnej sceny, ciężko znaleźć jakikolwiek dysonans czy zbędny element. Opowiada o losach i zmaganiach dwóch wizjonerów w sposób potoczysty, a jednocześnie dość stonowany, nie operując przecież wyszukanymi środkami ekspresji. Choć jego dzieło mogłoby z powodzeniem stanowić punkt wyjścia do dyskusji o problemach współczesnej Ameryki (poczucie religijnego zagubienia, kult pieniądza i kult przemocy), on skromnie powtarza przy każdej okazji, że chciał jedynie nakręcić historię życia pewnego nafciarza.

Nie byłoby najprawdopodobniej jednak wielkiego sukcesu filmu bez wspaniałych kreacji aktorskich, a zwłaszcza jednej. Wprawdzie Paul Franklin Dano jako Eli Sunday jest niezwykle przekonujący i potrafi – zwłaszcza w scenach wyganiania diabła z wiernych – osiągnąć wysoki poziom aktorskiego rzemiosła, to jednak od starszego kolegi musi się jeszcze trochę uczyć. Daniel Day-Lewis, bo o nim mowa, w zasadzie kradnie cały spektakl dla siebie, a jest (czy trzeba to dodawać?), jak w każdej dotychczasowej kreacji, naturalistyczny i oddany roli aż do bólu. To prawdziwy gigant ekranu, który stał się dosłownie Danielem Plainview, a w miarę upływu kolejnych minut przeistaczał się razem z nim w bezdusznego i cynicznego multimilionera i moralnego bankruta. Day-Lewis nie gra na półtonach, on całkowicie poświęca się roli, więc trudno się dziwić, że tegorocznym werdyktem Akademii sięgnął po kolejnego w swej karierze Oscara. Ma przy tym tę wspaniałą cechę, że z każdą następną rolą zmienia się niemal nie do poznania, a Plainview nie jest tu wcale wyjątkiem. Z przyjemnością i nieskrywanym podziwem obserwuje się jak na początku gra silnego, ale doświadczonego przez życie mężczyznę, by stopniowo przedzierzgnąć się w cynicznego i pewnego siebie przedsiębiorcę, dotkniętego przy tym reumatyzmem, który niemal uniemożliwia mu poruszanie się.

Na uznanie zasługuje również rewelacyjna i wzbudzająca niepokój muzyka Jonny’ego Greenwooda i Jona Briona. Dzięki niej widz niemal z każdą minutą czuje narastające emocje, które zgodnie z oczekiwaniem znajdują ujście w długim, niemal 20-minutowym finale. Dzieło Paula Thomasa Andersona jest zatem filmem znakomitym, kompletnym i ze wszech miar godnym polecenia. I tak naprawdę nie wiadomo, co lepsze: Aż poleje się krew z Danielem Day-Lewisem czy Daniel Day-Lewis w Aż poleje się krew...

Plusy: + scenariusz + aktorstwo + Daniel Day-Lewis w szczególności + reżyseria + muzyka Minusy: - mógłby być znacznie dłuższy Tytuł: Aż poleje się krew Reżyser: Paul Thomas Anderson Scenariusz: Paul Thomas Anderson Zdjęcia: Robert Elswit Muzyka: Jonny Greenwood, Jon Brion Obsada: Daniel Day-Lewis, Dillon Freasier, Kevin J. O'Connor, Paul Dano, Ciarán Hinds, Barry Del Sherman i inni Produkcja: USA, 2007 Dystrybucja: Forum Film Poland Sp. z o.o. Strona WWW: tutaj

GramTV przedstawia:

Komentarze
12
Usunięty
Usunięty
07/03/2008 16:22

Ten film to tylko lewacka propaganda. Nie wiem jak można się o tym pozytywnie wypowiadać, ale w kraju gdzie się nosi koszulki z masowym mordercą Che - to wszystko może się zdarzyć.Po pierwsze: jest to ekranizacja powieści "Nafta" Uptona Sinclaira, znanego XX-wiecznego pisarza o poglądach nie tylko, że lewicowych ale wręcz komunizujących. Twórcy pokazują gawiedzi, że kapitalizm jest zły, bo wyzwala w człowieku najgorsze instynkty. Jak wilmy socjalizm to ustrój dla pijaczków i debili. A tutaj w ordynarny sposób obraża się ludzi pracowitych i przedsiębiorczych, przypisując im najgorsze cechy (główny bohater nafciarz). Pokazuje się, że chciwość prowadzi do patologii. Proszę jeśli ktoś chce myśleć samodzielnie to niech wysnuje wnioski skąd te nominacje do Oscarów :) Film polecam tylko ortodoksyjnym fanom Marksa i Fidela. A i oczywiście klientom opieki społecznej. Żaden film nie pokazuję lepiej, że ciężka praca nie popłaca...

Usunięty
Usunięty
07/03/2008 16:22

Ten film to tylko lewacka propaganda. Nie wiem jak można się o tym pozytywnie wypowiadać, ale w kraju gdzie się nosi koszulki z masowym mordercą Che - to wszystko może się zdarzyć.Po pierwsze: jest to ekranizacja powieści "Nafta" Uptona Sinclaira, znanego XX-wiecznego pisarza o poglądach nie tylko, że lewicowych ale wręcz komunizujących. Twórcy pokazują gawiedzi, że kapitalizm jest zły, bo wyzwala w człowieku najgorsze instynkty. Jak wilmy socjalizm to ustrój dla pijaczków i debili. A tutaj w ordynarny sposób obraża się ludzi pracowitych i przedsiębiorczych, przypisując im najgorsze cechy (główny bohater nafciarz). Pokazuje się, że chciwość prowadzi do patologii. Proszę jeśli ktoś chce myśleć samodzielnie to niech wysnuje wnioski skąd te nominacje do Oscarów :) Film polecam tylko ortodoksyjnym fanom Marksa i Fidela. A i oczywiście klientom opieki społecznej. Żaden film nie pokazuję lepiej, że ciężka praca nie popłaca...

Usunięty
Usunięty
06/03/2008 11:55

koniecznie musze ten film zobaczyć, tak wiem .że film już leci na ekranach kin od 29 lutego, a ja nie miałem okazji go jeszcze zobaczyć, ale to sie nadrobi.. moze nawet w tym tygodniu :)




Trwa Wczytywanie