Wycieczka do Ameryki Południowej
Jak sam tytuł wskazuje, w grze po raz kolejny przyjdzie nam pokierować losami grupy najemników, którym zależy przede wszystkim na gotówce. Tym razem autorzy postanowili przenieść miejsce akcji z szarych i nieciekawie wyglądających terenów Korei do słonecznej Wenezueli, z masą lasów, akwenów wodnych oraz... wojennej zawieruchy. Wszystko przez jednego człowieka, który postanowił położyć łapę na złożach 
ropy naftowej, co oczywiście nie przypadło do gustu kilku lokalnym frakcjom. Co wspólnego z tą wojną mają główni bohaterowie gry? Otóż, wspomniany potentat naftowy wynajął ich niegdyś do wykonania zadania, za które później nie zapłacił. Nabite w butelkę trio postanowiło wziąć sprawy w swoje ręce i rozliczyć się z byłym pracodawcą skuteczniej niż urząd skarbowy.
Ich troje
W Mercenaries 2: World in Flames ponownie spotkamy osoby znane z poprzedniej części gry. Pierwszą z nich jest pochodzący ze Szwecji Mattias Nilsson – zdecydowanie największy rozrabiaka w zespole. Nie dość, że bił swoich "kolegów" z oddziału Rangersów, za co zwolniono go ze służby, to jeszcze zaliczył odsiadkę po kilku wyskokach z motocyklowym gangiem. Mając dość prawa i sądów, postanowił zostać najemnikiem i nie przejmować się żadnymi ograniczeniami. Pochodząca z Hong Kongu Brytyjka Jennifer Mui całe dzieciństwo klepała z rodzicami biedę. Lepszą przyszłość miała zapewnić armia, a następnie komórka wywiadowcza MI6, do której zwerbowano dziewczynę. Ponieważ płaca okazała się mizerna, Jennifer postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i w krótkim czasie stała się jednym z najlepiej opłacanych najemników na świecie. Ostatni z grupy - Chris Jacobs - poszedł w ślady ojca i zaciągnął się do armii
amerykańskiej. Szybko okazało się jednak, że ideały żołnierskie były mitem, który szybko legł w gruzach po zderzeniu z rzeczywistym polem bitwy. Zbrzydli Chrisowi zamieszani w politykę dowódcy i ich sprzeczne rozkazy prowadzące walczących na rzeź. Ponieważ praca za biurkiem go nie pociągała, wrócił na pole bitwy, wyznając prostą zasadę "kto da więcej".
Podobnie jak w poprzedniku, przed przystąpieniem do gry musimy wybrać jedną z dostępnych postaci. Twórcy zapewniają jednak, że w czasie rozgrywki gracz będzie miał styczność z pozostałymi bohaterami, a także postaciami niezależnymi. Element interakcji między poszczególnymi osobami zostanie rozwinięty i dopracowany. Chodzi tutaj między innymi o możliwość werbunku nowych członków oddziału, przez co rozgrywka stanie się jeszcze bardziej interesująca i wciągająca.
Kawał świata
Ogólne założenia nie ulegną większym zmianom. Nadal mamy do czynienia z grą akcji przedstawioną w perspektywie trzeciej osoby, jednak dodatkowo z całą masą rozwiniętych elementów i ulepszeń. Jedną z najważniejszych nowości jest znacznie powiększony teren, na którym przyjdzie nam kierować poczynaniami bohaterów. Będzie on większy od wszystkich poprzednich lądów razem wziętych, a co więcej, dzięki nowej technologii nie grożą nam żadne paski ładowania między przechodzeniem z jednej lokacji do drugiej. Sam teren to nie tylko rozległe dżungle z bujną roślinnością, ale również duże miasta z wieżowcami, morza i znajdujące się na nich wyspy. W przeciwieństwie do pierwszej części, postacie będą mogły pływać (woda zajmie około 1/3 powierzchni świata) i korzystać z pojazdów nawodnych.
Żeby nie zanudzać gracza ciągłymi podróżami w tę i z powrotem, autorzy opracują specjalny system przemieszczania się, pozwalający szybko dotrzeć w wybrane miejsca. Oczywiście, chętni będą mogli poruszać się między punktami na piechotę lub jednym z wielu pojazdów. Jak więc widać, pod względem terenu działań nastąpi znaczny progres w stosunku do poprzednika.
Zmiany zajdą także w systemie zależności pomiędzy poszczególnymi frakcjami. W Mercenaries: Playground of Destruction zasady te były bardzo proste – wystarczyło wykonać jakieś zadania dla jednej ze stron, aby jej przeciwnicy od razu wystąpili przeciwko graczowi z całym swoim arsenałem. Tym razem postanowiono dodać nutkę realizmu, dlatego najpierw ktoś z wrogiego obozu przede wszystkim musi nas spostrzec w czasie misji wykonywanej dla strony przeciwnej, a potem zameldować ten fakt swojemu szefowi. Jeśli uda nam się dorwać szpicla i zabić przed złożeniem meldunku, to nikt nie dowie się o naszej współpracy, a co za tym idzie - nie wdamy się w żadną wojnę. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby wykonywać zlecenia równocześnie dla zwalczających się nawzajem frakcji.
Prawie jak Apokalipsa
Największą frajdą w czasie obcowania z poprzednikiem była możliwość zniszczenia niemal wszystkiego, co znalazło się w zasięgu naszego wzroku. Nie inaczej będzie to wyglądać tym razem, dzięki czemu gracz bez problemu zrówna z ziemią wszelkie drzewa, pojazdy, a nawet budynki pokroju bloków i platform wydobywczych. Często stanie się to jedynym sposobem na powstrzymanie atakujących nas przeciwników. Wszystko przez tak zwane „niebezpieczne” budynki, okupowane przez oponentów. Powodują one stały respawn nowych żołnierzy wroga, czemu może zaradzić jedynie zniszczenie takiej budowli. Dzięki zastosowaniu najnowszych rozwiązań technologicznych, w tym między innymi silnika Havok, Mercenaries 2: World in Flames będzie prezentować się bardzo efektownie.
Znacznemu powiększeniu ulegnie arsenał, do którego autorzy dodadzą wiele nowych pojazdów i broni. Wśród tych pierwszych warto wspomnieć chociażby o: chopperze, samochodzie sportowym, ciężarówce, a także cięższych zabawkach – czołgach, śmigłowcach i łodziach. Jeśli zaś chodzi o narzędzia mordu, to coś dla siebie znajdą zarówno fani dyskretnej eliminacji wrogów (pistolet z tłumikiem), jak i ludzie preferujący większe zniszczenia (karabiny maszynowe, shotguny, wyrzutnie rakiet i ładunki C4). Warto też zaznaczyć, że zajmowanie pojazdów nie będzie się już ograniczało do podbiegnięcia do niego i wciśnięcia jednego przycisku. Tym razem należy zmierzyć się z prostą mini-grą, polegającą na wciskaniu kombinacji pojawiających się na ekranie. Na przykład, jeśli będziemy chcieli zająć czołg, trzeba będzie podbiec do lufy, przebrnąć przez pierwszą kombinację, po której bohater dotrze do włazu – w tym momencie należy zmierzyć się z drugą mini-grą - i w końcu stoczyć walkę z czołgistą.
Kolejną ważną nowością jest dołączenie do tytułu możliwości kooperacji przez sieć. Jak twierdzą autorzy, dopiero w tym elemencie gra naprawdę pokaże, na co ją stać, a dodatkowo opcja ta znacznie przedłuży żywotność tytułu. Jeśli chodzi o tryb dla pojedynczego gracza, to zostanie on podzielony na wątek główny oraz poboczne, w proporcjach 50:50. W sumie ukończenie wszystkich zadań powinno nam zająć dwukrotnie więcej czasu, niż pierwsza część gry.
Mercenaries 2: World in Flames zostanie wydany na cztery platformy: Xbox 360, Playstation 3, PC oraz Playstation 2. Jest to szczególnie dobra wiadomość dla posiadaczy komputerów osobistych, ponieważ, jak dobrze pamiętamy, prace nad pierwszą częścią gry przeznaczoną na blaszaki zostały przerwane. Różnice między poszczególnymi platformami będą minimalne i skupią się przede wszystkim na drobnostkach graficznych. Wyjątkiem jest tutaj wersja na Playstation 2, które z powodu swoich lat będzie znacznie uboższe pod względem wizualnym. Z racji swojej specyfiki, nad tą wersją pracuje zupełnie inne studio (Pi Studios), jednak już teraz wiadomo, że gracze posiadający tą konsolę otrzymają wersję okrojoną z trybu kooperacji. Z kolei odmiana na Xboksa 360 zostanie wzbogacona o achievementy. 
Jak widać, produkcja firmy Pandemic Studios zapowiada się na kawał porządnej gry akcji, która ma szansę godnie zastąpić poprzednika. Niestety w chwili obecnej nieznana jest dokładna data premiery. Electronic Arts ujawniło tylko informację o tym, że ta będzie miała miejsce w roku fiskalnym 2009, zaczynającym się pierwszego kwietnia 2008.