Power Rangers: Super Legends - recenzja

grimnir
2008/03/04 18:23

Dawnych wspomnień czar

Dawnych wspomnień czar

Dawnych wspomnień czar, Power Rangers: Super Legends - recenzja

Komu z ludzi, których los wyposażył w urządzenie zwane telewizorem, a korzystali z tego urządzenia w ciągu ostatnich dziesięciu lat, dane było uniknąć kontaktu z jednym choćby odcinkiem licznej rodziny seriali pod tytułem Power Rangers? Były to "obrazy" produkcji amerykańskiej, wzorowane jednakowoż na telewizyjnych seriach japońskich. No dobrze, może i udało się komuś uniknąć tego strasznego losu… Ktokolwiek jednak zetknął się z tymi dziełami, zapamiętał zapewne: siermiężne efekty specjalne, aktorów poruszających się niczym paralitycy w teatrze kabuki (możliwe, że to na cześć japońskiego pierwowzoru), uzbrojenie z plastiku, skrajnie wręcz schematyczną i do tego uwłaczającą inteligencji widzów fabułę. Zaiste, obrazem upadku naszej cywilizacji jest fakt, że ten nieludzki kicz doczekał się w sumie piętnastu osobnych serii, o ilości sezonów lepiej nie wspominać. Jak jednak wskazuje cytowana wyżej ilość powerrangersowych klonów, popyt na typków i dziewczęta w motocyklowych kaskach i kolorowych ciuszkach z gumy istnieje. A że natura i ekonomia nie znoszą próżni, to gdzie się pojawia popyt, tam trafia i podaż. Niniejszym przedstawiamy szanownym Graczkom i Graczom produkt pod tytułem Power Rangers: Super Legendy.

I znów trzeba się odwołać do wspomnień szanownych Czytelniczek i Czytelników. Jak zapewne niektórzy z Was pamiętają, u schyłku PRL- u pojawiły się salony gier wideo. Za, jak na tamte czasy, dosyć niewygórowaną kwotę można tam było zaznać rozkoszy rozbijania głów potworom, wyścigów etc., a także pograć w tak zwane platformówki. Oczywiście pojawiły się one później również na pecetach. Dość wspomnieć pierwszego Prince of Persia. Otóż Power Rangers: Super Legendy są niczym innym, jak tylko platformówką. Taką klasyczną, z możliwością poruszania się li tylko w dwóch kierunkach. Z kicaniem po różnych skrzynkach itd… Jako, że gra ta powstała w 2007 roku w Artificial Mind & Movement, a wydana została przez Disney Interactive, nasuwa się podejrzenie, że autorzy stworzyli ją w tym kształcie ze względu na nostalgię za starymi, dobrymi czasami. Kiedykolwiek by one były.

Kryształy czasu i gang kolorowych motocyklistów

Fabuła Power Rangers: Super Legendy wygląda następująco: zły lord Zedd raczył był uciec przed falą Mocy niejakiego dobrego Zordona i zdobył skądś kryształ, który pozwala na kontrolowanie czasu. Postanawia on za jego pomocą pozbyć się na amen wszystkich kolorowych wojowników o wolność i demokrację. Po prostu, zmieni historię tak, żeby barwne łobuzy w niej się nie pojawiły. W tym zbożnym dziele przeszkadzają mu jednak dwaj sami zainteresowani i za pomocą kilku kopów, paru ciosów pięścią oraz paru innych tego typu argumentów - zdobywają fragment kamienia.

Zedd ucieka (jak to mają w zwyczaju czarne charaktery) zaś zwycięzcy, dumni z tego, że zwyciężyli, nagle widzą otwierający się w powietrzu portal międzywymiarowy. Z jego wnętrza wyłania się kolejny jegomość, tym razem w białym wdzianku i kasku, który twierdzi, że również jest Power Rangerem, tylko uwięzionym w tajemnej Komnacie Legend, zaś całej reszcie Rangerów grozi straszne, okropne wręcz, niebezpieczeństwo. Nasi bohaterowie oczywiście wierzą mu na słowo i wskakują w portal. W Komnacie Legend, bo o dziwo rzeczywiście tam prowadzi portal, obserwują walkę ze złem swoich licznych kolegów i koleżanek. Wzywają ich do przyłączenia się do zbierającej się ekipy. Każdy kolejny Ranger oczywiście również wierzy na słowo obcemu panu w zasłaniającym twarz hełmie. Tu ciśnie się na usta dobra rada dla wszelkich schwarzcharakterów żądnych krwi (i czegokolwiek tam jeszcze) w uniwersum Power Rangers. Po prostu wystarczy założyć na łeb biały kask motocyklisty, otworzyć portal, a pod nim wykopać wilczy dół z palikami wysmarowanymi czymś brzydkim, na modłę wietnamską. Wysoce inteligentni wielcy wojownicy prawa i sprawiedliwości nabiorą się na ten numer stuprocentowo.

Ale wracając do fabuły, naszym zadaniem jest oczywiście pobicie tudzież skopanie pana Zedda i oczywiście uratowanie historii przed wrażą interwencją.

Trochę techniki a człek się nawet nie gubi.

Grafika Power Rangers: Super Legendy jest o tyle ciekawa, że odbiega od standardów wszechobecnej animacji 3d. Postaci zarówno bohaterów, jak i wrogów są nader ładnie narysowane. Obwiedzione oczywiście czarnym konturem, z wszelkimi akcesoriami, które w aktorskim filmie wyglądały tak żałośnie. Wszystko to w starym, dobrym komiksowym stylu. I trzeba przyznać, że bardzo pozytywnie wpływa to na klimat tej gierki. Gdyby próbowano osiągnąć jakikolwiek efekt realizmu, finał byłby żałosny. Natomiast w konwencji komiksu uchodzi znacznie więcej. Wielkie, świetliste wybuchy, wrogowie, którzy pokazują numer obuwia w locie i fikają koziołki po szczególnie bolesnym trafieniu - to wszystko wygląda bardzo zabawnie i sympatycznie. „Wystrój wnętrz” ogólnie sprawia miłe wrażenie, acz umieszczenie stalowych kontenerów zawierających pożyteczne różności w japońskim lesie, tudzież papierowych chałupach, jest cokolwiek śmieszne.

Sterowanie to nader istotna sprawa, w szczególności w grze, która w całości polega na jak najszybszym skakaniu, biciu, kopaniu, wywijaniu fikołków i od czasu do czasu strzelaniu. Trzeba przyznać, że opanowanie tej sztuki w Power Rangers: Super Legendy nie przysparza najmniejszych problemów. W sytuacjach skrajnych wystarczyć może nawet paniczne walenie na oślep w klawiaturę. Coś na pewno się wydarzy i zachodzi duże prawdopodobieństwo, że to "coś" będzie w danym momencie bardzo pomocne. Dla osób lubiących zespołowe kopanie wrogów, dostępna jest opcja współdziałania dwóch graczy. Co do kopania, to gra pod tym względem dba o morale swych użytkowników – nie da się kopać leżącego wroga. Choć czasem bardzo by się tego chciało.

Między kolejnymi poziomami polegającymi na bieganiu pośród hord przeróżnych monstrów, wielkich zielonych złoczyńców o głosach niefachowo wytrzebionych kastratów oraz pokonywaniu, wbrew jakimkolwiek prawom fizyki, pionowych ścian - jest chwila odpoczynku. Tą chwilą są poziomy polegające na pojedynku tego lub owego megazorda z nadmuchanym nagle do gigantycznych rozmiarów wrażym potworem. Dla niewtajemniczonych – megazordy to gigantyczne roboty na kształt szerzej znanych transformerów, złożone jednakowoż z kilku mniejszych, będących osobistymi pojazdami poszczególnych Power Rangerów. Obsługa ich jest dziecinnie prosta, lecz zabawy z tego nijakiej nie ma. Ot, taki przerywnik będący niskim ukłonem w kierunku schematu, na którym oparto serial.

Podsumowanie

Pomimo niezbyt nachalnie inteligentnej fabuły, wiernie oddającej poziom telewizyjnego protoplasty, takiej sobie grafiki i absolutnego braku oryginalnych pomysłów, gra się w Power Rangers: Super Legendy zadziwiająco dobrze. Nie jest to oczywiście produkcja nawet aspirująca do miana naprawdę dobrej, ale… Kiedy człek wraca po całym dniu ciężkiej roboty lub nauki, żona lub dziewczyna przechodzi właśnie te trudne dni, mąż lub chłopak nie rozumie, że właśnie nastały te trudne dni, dziecko robi sceny przy kładzeniu się spać, zaś wspomnienie szefa lub profesora podnosi ciśnienie ponad wszelkie normy, to wtedy właśnie jest czas na taką gierkę. Wyłącza się mózg , widzi tylko mrowie kolorowych małych, wrednych ludzików. I kopa, i kopa…

GramTV przedstawia:

P.S. Gra teoretycznie przeznaczona jest dla dzieci od lat dwunastu, ale młode, nieskażone umysły, głodne nowych wrażeń i informacji, wypadałoby karmić nieco bardziej treściwą paszą.

Materiał filmowy

Jak znakomicie widać na zwiastunie, komiksowa grafika dodała grze Power Rangers: Super Legendy bardzo dużo uroku. Dzięki temu plastikowe stroje i zbroje, które używane są w filmach i serialach, wcale nie rażą, a i poziom efektów specjalnych jest znacznie lepszy, niż w oryginale.

0,0
null
Plusy
  • możliwość odreagowania negatywnych emocji
  • dla zainteresowanych – wierność filmowym pierwowzorom
Minusy
  • Delikatnie rzecz ujmując, nie najmądrzejsza fabuła
Komentarze
25
Usunięty
Usunięty
08/03/2008 10:48

Żal.pl teraz to już wątpie czy małe dzieci ogladają!! ja jak byłem lody to lubiałem ogladać 1 serie i ta z dinozordamii tymi samochodami inne to już chała była

Usunięty
Usunięty
07/03/2008 18:21

Współczuję autorowi recenzji, że musiał w to "coś" grać. Mam nadzieję, że pensja zrekompensuje te męczarnie ;] .

Usunięty
Usunięty
07/03/2008 18:21

Współczuję autorowi recenzji, że musiał w to "coś" grać. Mam nadzieję, że pensja zrekompensuje te męczarnie ;] .




Trwa Wczytywanie