James Barclay – "Płacz narodzonych" – recenzja

Trashka
2008/02/23 20:49
9
0

W sidłach mocy

W sidłach mocy

W sidłach mocy, James Barclay – "Płacz narodzonych" – recenzja

Epicka fantasy pełna monumentalnych tworów w rodzaju ogromnych, starożytnych imperiów, tajemniczych organizacji czy wreszcie niezwykłych ludzi, będących w stanie kształtować oblicze rzeczywistości, a wszystko to wymieszane w tyglu intryg i wydarzeń wstrząsających posadami świata, zawsze cieszyła się sporym wzięciem. Poniekąd nic w tym dziwnego – nic tak nie poprawia nastroju jak możliwość zanurzenia się po uszy w niezwykłości i śledzenia losów bohaterów, którzy – niezależnie od moralnej aprobaty lub jej braku dla ich postępków – czynią rzeczy wielkie. Dlatego tego typu literatura wciąż budzić będzie zainteresowanie tak wśród autorów, zastanawiających się, co tym razem upichcić, jak i oczekujących na duchową strawę czytelników (oczywiście nie wśród tych, co to nie lubią glosariuszy i mnóstwa imion oraz krain do zapamiętania).

Prócz cyklów Martina, Eriksona, Bakkera i nieżyjącego już Jordana dowód stanowi choćby najnowszy utwór brytyjskiego pisarza Jamesa Barclaya, znanego dotychczas na polskim rynku z Sagi o Krukach. Płacz narodzonych, czyli pierwszy tom dylogii zatytułowanej Ascendenci Estorei, opowiada o takich właśnie wydarzeniach, o zmierzchu pewnej epoki i narodzinach nowej. I co bardzo miłe, w zalewie kwestii nader typowych (ambicje władców, skryte za pragnieniem „zapewnienia bezpieczeństwa obywatelom”) znajdziemy zasygnalizowane sprawy, nad którymi warto się zastanowić. Naturalnie, Barclay nie serwuje nam literatury problemowej, lecz stricte rozrywkową, dlatego jest tu lekka porcja dydaktyzmu (bez histerycznego moralizatorstwa), podlana smakowitym sosem bitew, pościgów i pogoni oraz politycznych intryg, a nie traktat filozoficzny dla wytrawnych smakoszy o odpornym żołądku.

Ujrzymy tu i problem religijnego fanatyzmu, i wielkie plany ekspansji, i wewnętrzne problemy imperium, i czwórkę dzieci (tytułowych Ascendentów), dysponujących potężną mocą, która w oczach jednych czyni ich czymś bezcennym, inni zaś widzą w nich niebezpieczeństwo bądź obrazę praw Boga (trudno tu odciąć się od skojarzeń z szeregiem lektur traktujących o walce Kościoła z magią, ale na szczęście autor uniknął kalek, w które obfituje np. pięcioksiąg Paula Kierneya). Moc, którą zostali obdarzeni, jest wynikiem długotrwałego procesu selekcji i eksperymentów (tu z kolei ciężko pozbyć się obrazu Kwisatz Haderach z Diuny Herberta), co w zasadzie stanowi jedną z zalet książki – nie mamy tu bowiem sztampowej magii, lecz naukę i rodzaj talentów Psi, umożliwiających kontrolę nad żywiołami i wszelakimi częściami składowymi natury. Moc owa wszakże wpędza ich w sidła. Inni ludzie pragną kontrolować naszych bohaterów. Nie wiadomo też do końca, czy bohaterowie będą nad nią panować, czy też ona nie weźmie w posiadanie ich umysłów.

Obserwujemy więc, jak zmieniają się przedstawione nam osoby i relacje pomiędzy nimi. Barclay umie świetnie rozbudzić naszą ciekawość kwestią, na ile takie osoby mogą pozostać normalnymi istotami ludzkimi, czy przypadkiem nie zmienią się w potwory, przekonane o nadrzędności swej roli. Przykuwają również uwagę inne persony – np. potężna władczyni imperium, Orędowniczka Przymierza Estorei, Herine Del Aglios, owładnięta poczuciem misji i pragnieniem coraz to nowych podbojów, albo skarbnik Zbieraczy (poborców podatkowych, a zarazem żołnierzy) Paul Jhered.

Ciekawy okazuje się także stworzony przezeń świat, w którym mamy niemało państw i krain, zdominowany jest jednak przez Przymierze Estorei wzorowane trochę na Cesarstwie Rzymskim, a trochę na Bizancjum. Widać to szczególnie w opisach taktyki wojskowej (choć znacznie więcej tu machin), jak również w nazewnictwie. Podobnie przedstawia się kultura, może z wyjątkiem równouprawnienia płci, którego nie uświadczyłoby się w starożytnym Rzymie. Wspomniane nazewnictwo (dość wierna kalka określeń właściwych tej cywilizacji) jest może o tyle kontrowersyjne, że używanie nazw zanurzonych w historii konkretnych rejonów geograficznych naszej Ziemi jako nazw wyrosłych przecież z zupełnie innego języka w zupełnie innym świecie to zabieg w najlepszym razie dyskusyjny. Na pewno jednak należą się wielkie słowa uznania tłumaczce Annie Studniarek. Kawał dobrej roboty.

W opowieści widać, iż autora zainspirowały książki Stevena Eriksona. Obiektywnie rzecz biorąc, James Barklay nie wykroił czegoś na tę samą miarę, ale nie da się zaprzeczyć, iż także wykazał się pomysłowością oraz umiejętnością kreowania specyficznego klimatu. Płacz narodzonych to barwne, ale klarownie pisane czytadło z ambicjami, obfitujące w świetne sceny batalistyczne, którego karty zaludniają interesujące postacie o wielkich planach. Może nie zmusza do czołobitnego ukłonu, lecz zapewnia znakomitą rozrywkę.

GramTV przedstawia:

Plusy: + ciekawa fabuła + interesujące postacie i relacje pomiędzy nimi + specyficzny klimat + opisy, a zwłaszcza sceny batalistyczne Minusy: - kontrowersyjna (choć klimatyczna) kwestia nazewnictwa użytego przez autora - niektóre rozwiązania fabularne nie sa zbyt trudne do przewidzenia

Tytuł: Płacz narodzonych Autor: James Barclay Przekład: Anna Studniarek Wydawnictwo: ISA, 2008 rok Wydanie: oprawa miękka, 640 str. Cena: 37,90 zł

Komentarze
9
Usunięty
Usunięty
24/02/2008 13:27

Tatuś pisze książki genialne i basta. Synek jak narazie bardzo dobrze zaczął, ale w stylu kompletnie innym od ojca. "Pudełko w kształcie serca" raz że jest w klimatach "hard-rockowych", a dwa że jest zgrabnym połączeniem horroru i thrillera. To bardzo ważne żeby do książki nie podchodzić jako do horroru pełną gębą, ale coś właśnie pół na pół gdzieś między horrorem a thrillerem. Wspomniałem już o stylu, że jest inny od ojca, nie znajdziemy tu wnikliwych analiz głównych bohaterów, jest tu po prostu dużo więcej akcji. Mimo że książka inna od tego co tworzy ojca (ale to bardzo dobrze!), polecam z całego serca :).

Sephirath
Gramowicz
24/02/2008 13:13

I co z tego, że przybrał Hill przydomek jak i tak wszyscy wiedzą kim jest ;pNa razie zostanę przy tatusiu :>

Campino
Gramowicz
24/02/2008 13:03

"Pudełko..." przeczytałem jakiś miesiąc temu. Przetrawiłem pudełeczko (chyba) w 3 dni (po kilka godzinek spokojnego czytania) i było to ogromnie przyjemne "trawienie" :) Książka GENIALNA, polecam :P




Trwa Wczytywanie