Nowy obyczaj, który trafił do nas prosto zza Wielkiej Wody, zadomowił się w nadwiślańskim kraju chyba na dobre. Jednym ten dzień kojarzy się z romantyczną atmosferą, innym z wszechobecnym różem i czerwienią, kolejni zacierają rączki, podliczając dzienny utarg, ktoś jeszcze klnie na wszechobecny spam i blokuje różowe pop-upy, a historia pokazuje, że znaleźli się i tacy, którzy tego dnia zaprosili kumpli po fachu do garażu... Dla graczy komputerowych, którymi przecież wszyscy jesteśmy, jest to zaś wspaniały pretekst, by spojrzeć na nasze hobby z nieco innej niż zwykle perspektywy. Tak naprawdę bowiem rzadko kiedy kojarzymy gry komputerowe z takimi słowami, jak miłość, romans, flirt czy nawet seks. Motywy te jednak pojawiają się w wielu tytułach; czasem jako tło pewnej historii, czasem jako mało znaczące epizody, bywa jednak i tak, iż stanowią one nawet główną oś fabuły. Tak, tak – od walentynkowej atmosfery nie uciekniecie nawet na gram.pl. No to zaczynamy!
Miłość z jajem
Łysiejący kurdupel z wielkim ego i jeszcze większym libido, będący bohaterem cyklu przygodówek Leisure Suit Larry po prostu musiał się tutaj pojawić. Historię jego wybryków i miłosnych gierek możemy bowiem śledzić już od ponad 30 lat! Co zresztą samo w sobie stanowi niezłą ciekawostkę, gdyż trzymając się chronologii czasu rzeczywistego, nasz bohater w zapowiadanej na obecny rok, najnowszej części swych przygód powinien mieć ponad 70 lat na karku. Co prawda współczesna medycyna i chemia potrafią zdziałać cuda, ale czy na pewno mają aż takie możliwości? Wracając jednak do naszego cherlawego herosa – opowieść o jego przygodach trafiła idealnie w gusta wszystkich spędzających godziny, dnie i tygodnie przed ekranami telewizorów i komputerowymi monitorami. Larry to bowiem klasyczny przykład geeka, który w wieku 40 lat orientuje się, że coś z jego życiem jest nie tak – wciąż jest prawiczkiem, a jedyne znane mu doskonale kobiety mają rozszerzenie .jpg lub dają się złożyć na trzy części i zamknąć w lakierowanych okładkach. Postanawia więc nieco bardziej otworzyć się na świat i nowe doznania oraz odnaleźć Tę Jedyną I Prawdziwą Miłość.
Naszym zadaniem, jako graczy, jest zaś mu w tym wiekopomnym dziele aktywnie pomóc. Bardzo szybko z zakompleksionego fajtłapy zamienia się on w rasowego lowelasa. Wyjaśnijmy sobie bowiem od razu jedną rzecz – Larry tak naprawdę nie jest romantykiem, nie chodzi tu o randki pod księżycem, wspólne oglądanie zachodów słońca czy długie rozmowy o życiu i głębi uczuć targających duszą oraz sercem czterdziestolatka. Naszemu bohaterowi chodzi o to, aby zaciągnąć do łóżka jak największą ilość kobiet, unikając przy tym różnorakich, zazwyczaj niemiłych, reperkusji związanych z ewentualną zazdrością ich partnerów. Chociaż w każdej z kolejnych części swych przygód na końcu odnajduje Tę Jedyną, to zazwyczaj na początku nowego odcinka okazuje się, że jednak nie zaspokajał do końca potrzeb wybranki, przez co musi rozpoczynać swe poszukiwania od nowa. Wszystko to zaś w lekkiej, wypełnionej po brzegi humorem, komiksowej atmosferze. W świecie Larry’ego wszystko jest przerysowane, niekiedy aż do granic absurdu, przez co od samego początku nabieramy stosownego dystansu zarówno do bohatera, jak i jego poczynań. Swoją drogą, ciekawe, ilu osobom ta gra uświadomiła, że życie polega na czymś więcej niż nieustanne klikanie, a słowo „myszka” nabrało dla nich zupełnie nowego, głębszego znaczenia?
Miłość śmiertelnie poważna
O miłości i seksie można też inaczej. Bardziej poważnie, znaczy. Są bowiem i takie gry, gdzie temat ten potraktowano w ujęciu – nazwijmy to – dramatycznym. Choćby taki Max Payne. Powiedzmy sobie szczerze – facet jest zdecydowanie jednym z najbardziej doświadczonych przez los bohaterów w historii gier komputerowych. Jego historię poznajemy w tragicznym momencie, kiedy po powrocie do domu znajduje w nim martwą żonę i córeczkę. Mocny początek, prawda? Przy okazji zaś główny motyw, popychający bohatera – który jest przecież stróżem prawa – do działań nie zawsze z tymże prawem zgodnych. Trudno jednak się dziwić komuś, kto w ciągu jednego wieczoru stracił dwie ukochane osoby, nadające sens jego życiu. Znalezienie sprawców i zemsta stają się obsesją Maksa, który zdolny jest teraz w imię utraconej miłości wybić połowę miasta, jeśli tylko przyniesie to spokój jego duszy.
Druga część opowieści o nieszczęśliwym Maksie w jeszcze większym stopniu wykorzystuje wątek dramatycznego uczucia – wystarczy spojrzeć na charakterystyczną grafikę na okładce gry oraz jej podtytuł: A Film Noir Love Story. Opowiedziana tu historia jest jeszcze bardziej zagmatwana niż w poprzedniej części. Na scenę powraca znana nam już Mona Sax – płatna zabójczyni, w której zakochuje się nasz bohater, który otrząsnął się już po szoku spowodowanym śmiercią żony i córki oraz powrócił w szeregi stróżów prawa. Sytuacja zaczyna się komplikować, kiedy okazuje się, że Mona jest główną podejrzaną w sprawie dotyczącej śmierci senatora Gate’a. Nowa partnerka Maksa, Valerie Winterson, próbuje przekonać do tej wersji wydarzeń Maksa, ten jednak, zawierzając własnym uczuciom i słowom Mony, pozwala jej uciec, zabijając przy tym Valerie. Ta bowiem, jak się okazuje, pracuje dla... Nie, nie. Nie będziemy przecież streszczać tu całej, trzeba przyznać fascynującej i nieco zagmatwanej, fabuły. Dość powiedzieć, że po raz kolejny miłość popycha Maksa do zachowań, których trudno byłoby spodziewać się po policjancie.
Na nieco podobną motywację determinującą działania bohatera trafić możemy również w kontrowersyjnym Kane & Lynch. Czego by nie mówić o głównym bohaterze, jest on kawałem bezlitosnego drania i wyrachowanym do cna bandytą. W swoim dotychczasowym życiu nie wahał się nacisnąć na spust, jeśli tylko miało to przybliżyć go do osiągnięcia celu – nawet kiedy mogło to pociągnąć za sobą śmierć niewinnych ludzi. Wydawałoby się, że nic, poza egoistycznie pojmowanym własnym interesem, nie jest w stanie zmusić go podjęcia jakichkolwiek działań. Byli współpracownicy znajdują jednak jego słaby punkt – miłość do żony i córki, które kocha on mimo nienawiści, jakie one same żywią do niego jako męża i ojca. Tutaj miłość okazuje się słabym punktem zdałoby się pozbawionego wyższych uczuć twardziela. Jednocześnie jednak stanowi dla niego najsilniejszą motywację do podejmowania działań, często balansujących na granicy ludzkich możliwości.
Miłość fabularna
Chyba nie ma gracza, który nie potrafiłby rozwinąć skrótu RPG. Dla porządku wyjaśnijmy jednak, że pod tymi literami nie skrywa się Ręczny Przeciwpancerny Granatnik, lecz Role Playing Game. Czyli – w naszym rodzimym języku – gra polegająca na wcielaniu się w różne role. Przed skrótem wystarczy dodać teraz literkę „c” oznaczającą – oczywiście znów z angielska – „komputerowa” i mamy oto jeden z najpopularniejszych gatunków gier. Gdzie jak gdzie, ale właśnie w grach tego typu motywy miłosne powinny być obecne. Bowiem nawet w najbardziej fantastycznych światach wciąż działają odwieczne prawa natury – stworzenia wszelakiej maści mają tendencję do łączenia się w pary w celu zachowania gatunku. No dobrze, niekiedy również dla przyjemności z tego wynikającej. O ile jednak w przypadku zwierząt i istot mniej cywilizowanych jest to działanie czysto instynktowne, to już ludzie i inne rasy inteligentne posiadają zdolność do odczuwania tak zwanych wyższych uczuć. W tym również miłości.
Niemalże w każdym cRPGu trafić możemy na jakieś wątki miłosne – czy to wplecione w historię naszej postaci, czy też dotyczące bohaterów niezależnych, których niejednokrotnie przychodzi nam swatać, godzić czy też po prostu przysłuchiwać się ich małżeńskim kłótniom. Czasem jednak sami mamy wpływ na „życie uczuciowe” naszego bohatera, oczywiście w obrębie danej konwencji, tudzież w sposób ograniczony przez twórców gry. Sztandarowym przykładem mogą być takie gry, jak Baldur’s Gate 2 czy Jade Empire. Oprócz bowiem interakcji ze światem przedstawionym, czyli lokalnym folklorem, twórcy zaserwowali nam również możliwość prowadzenia rozmów z członkami naszej drużyny. Z tychże właśnie, jeśli poprowadzimy je w odpowiedni sposób, a dodatkowo z osobą płci przeciwnej, może okazać się, że nasz bohater właśnie odnalazł swoją „drugą połowę”. Co więcej, zakończyć się to może nie tylko zwykłym, przelotnym romansem pod postacią kilku linii dialogowych więcej – ciekawe, ilu graczy złapało się za głowę, kiedy jedna z pań należących do ich baldurowej drużyny poinformowała, że wspólny potomek ma się póki co dobrze, lepiej jednak byłoby zakończyć ratowanie świata przed upływem magicznych dziewięciu miesięcy. Słodkie, prawda?
Przekrojowy tekst na jakikolwiek temat bez Fallouta? Nie, to chyba niemożliwe. Ekipa „wyspiarzy” pojechała bowiem po temacie jeszcze mocniej. Tutaj to dopiero można zaszaleć! Ktoś ma ochotę zostać gwiazdą filmów porno, którą rozpoznają wszystkie panienki w New Reno? Żaden problem. Upojna noc z żoną lub córką, czy nawet i żoną, i córką głowy gangsterskiej rodziny? Też się da. A może ktoś chciałby się ustatkować, założyć rodzinę i dać się spętać przysięgą małżeńską? No cóż, Fallout zadowoli chyba każdego, bez względu na preferencje. Rzeźnik z Modoc ma na wydaniu parkę swoich dzieci – jeśli się odpowiednio zakręcimy, możemy bez problemu zmienić stan cywilny. Najlepsze zaś jest to, że nasz – przykładowo – męski bohater może uwieść zarówno zdrową niczym rzepa dziewuchę, jak i rzeźnickiego następcę tronu. Jak się bawić, to się bawić – to przecież postnuklearna Ameryka, świat wolności, równouprawnienia i wielkich możliwości.
Miłość... hmm... po prostu Molyneux
Na końcu rzucimy jedno nazwisko – Peter Molyneux. Po tym, co zaserwował nam w Fable – ze szczególnym naciskiem na dodatek Zapomniane Opowieści – trudno będzie komukolwiek w tak zróżnicowany i dowcipny, a zarazem wciąż kulturalny sposób oddać w grze całkiem szerokie spektrum ludzkich zachowań związanych z miłością i seksem. Po pierwsze bowiem nasz bohater może rozkochać w sobie niemalże każdą spotkaną w grze kobietę, następnie zaś po skutecznym usidleniu ofiary, zawrzeć z nią związek małżeński i dokonać jego konsumpcji. Jeśli jednak dla kogoś jedna żona to zbyt mało, nic nie stoi na przeszkodzie, by mieć takowych kilka jednocześnie. Oczywiście, lepiej w takim przypadku dobrze rozplanować to logistycznie – dwie dziewczyny w jednym mieście to nic więcej jak tylko kłopoty. Gdy już znudzi nam się rola statecznego mężulka, zawsze możemy wziąć rozwód, bądź też wyskoczyć na małe co nieco do ukrytego na bagnach domu uciech wszelakich. Z naciskiem na te cielesne. Tutaj do wyboru mamy kilka kobiet pracujących, zdolnych zaspokoić najbardziej wybrednych klientów. Nawet miłośnicy skórzanych kostiumów, przykuwania, skuwania, poniżania i chłostania będą w pełni zaspokojeni – frau Hedwiga to niezwykle urocza dama, zawsze chętna, by udzielić nam pomocy. Oczywiście, za stosowną opłatą.
Gra zmusza nas fabularnie do prowadzenia męskiej postaci. Jeśli ktoś stwierdzi, że czuje się jednak kobietą – droga wolna. Wystarczy ogolić pysk naszego bohatera, przywdziać seksowne łaszki, przypudrować nosek, wydepilować nogi et voila! Laska jak malowana! Do tego stopnia, że zauroczony właściciel przybytku uciech cielesnych w te pędy chciałby nas wypróbować. No cóż, teraz tylko od nas zależy, czy mu na to pozwolimy. Tak czy inaczej wszelkie nasze dokonania na tym polu są śledzone i skrzętnie notowane, zaś odpowiednie statystyki obejmujące takie informacje, jak nasza orientacja seksualna, ilość odbytych stosunków, małżeństw, rozwodów i posiadanych aktualnie na składzie żon, pozwalają na szybką i łatwą ocenę naszych osiągnięć. No tak, Peter Molyneux. Pozostając wciąż pod wpływem walentynkowej atmosfery, ma się ochotę powiedzieć: „I jak tu nie kochać tego wariata?”
Teraz powinno nastąpić jakieś zebranie myśli, analiza faktów czy chociażby zwykłe podsumowanie. Zamiast tego będzie jednak apel. Drodzy gracze i graczki – w skryptach SI nie znajdziecie ani miłości, ani zaspokojenia. Tak więc teraz wszyscy grzecznie naciskamy X w prawym górnym rogu monitora, następnie szukamy przycisku „Wyłącz komputer”, idziemy do łazienki zrobić się na boginię/boga (w zależności od płci tudzież preferencji) i wychodzimy z domu. Czasem naprawdę warto. A dziś jest ku temu całkiem niezła okazja. Jeszcze nie jest za późno, Walentynki trwają... Powodzenia!
Nadzorca lokalnej Krypty, o grach pisze od dwóch dekad, gra dwa razy dłużej. Bo papierowe erpegi i planszówki też się przecież liczą. Kocha gęstą atmosferę, gęstą muzykę, gęste piwo i ciemne jaskinie.
Piszą o Wiedźminie - źle. Nie napiszę - też się czepiają. I jak Wam tu, ludzie kochani, dogodzić, co? :D A poza tym, to Fallout jest Falloutem. I uważam to za koronny argument w każdej dyskusji. ;)Tormenta zabrakło, bo całkiem niedawno napisałem o nim osobny tekst, zaś Wieśka i jego podboje znają już chyba nawet przedszkolaki. :)
Sandro
Gramowicz
15/02/2008 00:19
Heh, no właśnie... O sławie pornostar w Falloucie wspomnieli, a o Geralcie i jego figlarnych przygodach ani słówka ;>Fajny tekst, naprawdę miło mi sie go czytało.