Sudden Strike 3: Arms for Victory - rzut okiem

mastermind
2008/02/10 18:00

Powrót mistrza?

Piechotę najlepiej rozmieszczać w okopach albo w budynkach

Powrót mistrza?

Powrót mistrza?, Sudden Strike 3: Arms for Victory - rzut okiem

Seria Sudden Strike należy do jednej z ulubionych przez graczy, którzy specjalizują się w II wojennych RTS-ach. Kiedy w roku 2000 na rynek trafiła pierwsza część znakomitej produkcji spod znaku Fireglow, zachwytom nie było końca. W końcu realizm pola walki oddano z najdrobniejszymi detalami (np. tankowanie pojazdów, uzupełnianie amunicji, obsadzanie załogami porzuconych pojazdów), a i możliwości silnika, jak na tamte czasy, były spore. Nic dziwnego, że Sudden Strike zebrał pozytywne oceny w pismach branżowych i przychylne noty graczy. Nic również dziwnego w tym, że po dwóch latach doczekaliśmy się sequela, który nadal oferował dość wysoką grywalność, choć nie był już tak nowatorski.

Podkreślić jednak trzeba koniecznie, że obie części gry skierowane były raczej do cierpliwych i zaprawionych w bojach zawodników, którym ślęczenie przed monitorem długimi godzinami sprawiało więcej przyjemności, niż problemów. Obecnie, po sześciu latach od premiery „dwójki”, twardziele naszych pieców pragnie podbić „trójka”. Problem jednak w tym, że sześć lat w świecie gier komputerowych to bardzo dużo. Żeby tylko w kręgu RTS-ów pozostać, wspomnieć trzeba koniecznie, że mieliśmy w tym czasie możność poznać: kilka odsłon równie drobiazgowego Blitzkriega, dwie części udanego Codename: Panzers, niedawno wydane Theatre of War, o fenomenalnych Company of Heroes czy World In Conflict nie zapominając.

Jak widać, na rynku zrobiło się dość ciasno, stąd pytanie o to, czy jest na nim wciąż miejsce dla mistrza z dawnych lat, wydaje się być jak najbardziej na miejscu. Aby na nie odpowiedzieć, postaramy się w miarę możliwości rozbić grę na czynniki pierwsze, ale już teraz możemy się podzielić refleksją, która – co tu kryć – nasuwa się po pierwszych dziesięciu minutach zabawy. Sudden Strike III jest baaaardzo podobny do swoich braci. Nadal jest tak trudny, jak poprzednie gry z serii, nadal oferuje porównywalny poziom realizmu i... w sumie wprowadza niewielkie zmiany do gameplaya oraz oprawy graficznej. Czy to źle, czy dobrze? Spróbujmy zatem ocenić.

Interfejs ascety i grafika też...

Gra jest II wojennym RTS-em, więc nic dziwnego, że interfejs odgrywa w niej kolosalną rolę. Względem „jedynki” i „dwójki” uległ on w zasadzie niewielkim modyfikacjom, nadal pozostając niezwykle ascetycznym, ale i... funkcjonalnym. Cały panel sterujący zlokalizowano na dole. Z lewej strony pozostała mini-mapa ukazująca obszar działań, za to na prawą przeniesiono panel z komendami dla oddziałów. To lepsze rozwiązanie, a zresztą ikonom na panelu odpowiadają dokładnie klawisze zlokalizowane w okolicy WSAD-u, więc w zasadzie nie trzeba z niego korzystać, a niezasłonięta niczym mapa jest bardziej czytelna. Środkową część dołu ekranu wypełniają statystyki jednostek, które pojawiają się tam, kiedy najedziemy na pojazd lub żołnierza.

Tu wytknąć musimy sporą wadę. Statystyki znikają, gdy kursor przesunie się poza wskazaną jednostkę. Nawet jej zaznaczenie nic w tym względzie nie zmienia, co jest o tyle dziwne, że częstokroć, kierując pojazdem czy pojedynczym żołnierzem, chciałoby się mieć na oku jego pasek życia czy ilość dostępnej amunicji. Jeśli to przeoczenie, dziwne, że nikt go nie wychwycił. Jeśli celowy zabieg, to dość kontrowersyjny. Idźmy jednak dalej. Góra ekranu w zasadzie pozbawiona jest elementów interfejsu, choć po lewej stronie pojawiają się przyciski przywoływania wsparcia, tzw. premie, a po prawej umiejscowiono niewielki kompas. Ot, tyle.

Cały interfejs, za wyjątkiem wspomnianych statystyk, jest dość funkcjonalny, ale nie na tyle, by mówić tu o jakiejś znacznej rewolucji czy wprowadzeniu innowacyjnych rozwiązań. To po prostu dość klasyczny, a przy tym wygodny model, bez jakichkolwiek udziwnień. Jak już zostało powiedziane, całą grą da się sterować przy pomocy szybkich skrótów, których opanowanie - w wypadku tego tytułu - wydaje się nieodzowne.

Największym zaskoczeniem dla kogoś, kto miał styczność z wcześniejszymi częściami Sudden Strike’a, będzie jednak zapewne grafika. Otóż całość przeniesiono z 2D do tzw. 3D, wykorzystując przy tym nowy silnik, ale wygląda to dość... mizernie. Mówiąc wprost - skok technologiczny między „dwójką” a „trójką”, choć rzecz jasna zauważalny, jest niczym skoki Małysza w obecnym sezonie. Krótki, płaski i mało porywający... Przeważają buro-zielone barwy, po eksplozjach tworzą się małe leje w ziemi i coś na kształt zaczernienia podłoża. Podczas bombardowań zabudowania zamieniają się w kupy gruzu, ale gdzież Sudden Strike III: Arms for Victory do Company of Heroes czy World in Conflict...? Te gry - pod względem graficznym - dzieli przepaść! Plusem silnika byłoby może to, że jest w stanie obsłużyć wiele setek (tysięcy) jednostek równocześnie. Byłoby, gdyby ukazał się PRZED Supreme Commanderem chociażby, który również o kilka długości przewyższa go rozmachem. I proszę nie mówić, że to gry z gruntu inne i nie można ich porównywać. Oceniamy wszak aspekty wizualne, a biorąc to pod uwagę, Sudden Strike III: Arms for Victory jest kilka lat w tyle za konkurencją.

Piekielna siła artylerii

Słabe wrażenie wizualne gra usiłuje nadrobić oferowanymi opcjami. I w sumie jej się to udaje. Po pierwsze, możemy wziąć udział w jednej z pięciu kampanii. Do dyspozycji są: kampania aliancka w Europie, bitwa o Iwo Jimę po stronie Amerykanów, obrona Iwo Jimy siłami japońskimi, kampania krymska oraz kampania niemiecka. Dodatkowo można odpalić jedną z misji potyczki oraz pograć z żywym przeciwnikiem. Kampanie są prawdziwym wyzwaniem i długo się je rozgrywa. Mechanika gry pozostała bez zmian. To znaczy, że nie musimy zaprzątać sobie głowy budową bazy oraz wydobywaniem surowców. Zamiast tego, otrzymujemy przydzielone do misji jednostki, które bezustannie przesyłane są na front. Problem z dostawami jest jednak taki, że nigdy nie wiemy, ile jeszcze oddziałów dowództwo nam przydzieli w danej misji. Stąd o każdy czołg, a nawet strzelca, dbać należy jak o oko w głowie, co zresztą i tak się opłaca, bowiem nasze oddziały nabywają doświadczenia, co oczywiście sprawia, że są potem skuteczniejsze w walce.

Masakrująca siła artylerii, znana z poprzednich części, pozostała w Sudden Strike III: Arms for Victory bez zmian. Oznacza to jedno. Nadal posuwać się będziemy po milimetrze, walcząc o każdą piędź ziemi. I byłoby to nawet miłe, wszak dobrze niekiedy zagrać w wymagającą strategię, gdyby nie kilka spraw. Po pierwsze, nie wiedzieć czemu, informacja o aktywnej pauzie zasłania środek ekranu, utrudniając dowodzenie. Po drugie, całkowitą porażką jest pathfinding. Pojazdy, a niekiedy nawet piechota, potrafią zmierzać do miejsc docelowych niebywałymi drogami, a na dodatek często nie docierają tam, gdzie powinny. Powoduje to sytuację, w której linii złożonej z powiedzmy pięciu czołgów, nie da się utrzymać przy przekraczaniu zabudowań. Po trzecie w końcu, dość dziwnie odbierana jest komenda marszu do określonego punktu przez całe zgrupowania wojsk. W typowym RTS-ie, po zaznaczeniu rozproszonych oddziałów i kliknięciu PPM, przybywają one we wskazany punkt w jedno miejsce (zbita grupa). Tymczasem tu utrzymują ustawienie, co prowadzi do kolejnych perturbacji. W efekcie musimy albo wydawać komendy pojedynczym jednostkom, klikając za każdym razem w pożądany punkt, albo przystajemy na rozproszenie i w ten sposób ograniczamy własny potencjał ataku.

Trzeba jednak przyznać, że pod względem realizmu pola walki gra sprawuje się doskonale. Rzecz jasna, trzeba tankować pojazdy. Cysterny robią to automatycznie, choć można i ręcznie. Należy również uzupełniać amunicje (znowu automat lub ręcznie). Musimy też dokonywać napraw pojazdów, co czasami ratuje nam skórę. Można oczywiście przejmować sprawne pojazdy przeciwnika, a i on niekiedy przejmuje nasze, więc jeśli nie są już potrzebne, warto je niszczyć... zyskując przy tym dodatkowe punkty doświadczenia. Należy także pamiętać o specjalizacjach oddziałów. Strzelec albo sanitariusz czołgiem nie pokierują. Oczywiście można leczyć własnych żołnierzy, więc trzymanie w pogotowiu kilku sanitariuszy jest jak najbardziej zasadne. Świetnie, z punktu widzenia realizmu, sprawuje się oczywiście wymiana ognia między oddziałami. Atak pojazdów na obsadzone okopy przeciwnika będzie bardzo nieskuteczny, jeśli wróg dysponuje ręcznymi wyrzutniami rakiet lub ustawionymi za okopem niszczycielami czołgów. Zresztą nawet zwykła piechota miota granatami na tyle skutecznie, że pozostawiony bez obstawy czołg może znaleźć się w tarapatach.

Z kolei wsparcie pojazdów przy jednoczesnym szturmie piechoty okazuje się wyjściem dobrym, choć ze stratami trzeba się oczywiście liczyć. Najlepiej zatem zmiękczyć obronę wroga artylerią i nalotami, a potem dopiero przystąpić do szturmu. W niektórych przypadkach niezbędne okaże się również naprawienie mostu. Z zadaniem tym świetnie poradzą sobie inżynierowie, których wszakże trzeba chronić. Niezwykle dużą wagę przywiązywać trzeba do rozpoznania terenu. Ponieważ oficerowie i snajperzy dysponują lornetkami, łatwiej im wypatrzyć zgrupowania przeciwników. W zasadzie, aby skutecznie przesuwać swoje oddziały, trzeba koniecznie nauczyć się stosować strategię łączącą rozpoznanie, bombardowanie i szturm.

W czasie wykonywania zadań, w lewym górnym rogu ekranu, pojawiają się tzw. premie. Można z nich skorzystać w dowolnym momencie, a im lepiej radzimy sobie w akcji, tym więcej ich otrzymamy. Wśród premii mogą znaleźć się: loty zwiadowcze, ataki myśliwców, ataki bombowców, ostrzał artyleryjski oraz artyleria okrętowa (to w misjach, w których dostępna jest flota). Generalnie zatem walki są ciężkie, niezwykle zacięte i - jeśli już się w nie wciągniemy - bardzo emocjonujące. Tym bardziej, że przeciwnik potrafi zaatakować znienacka i wynaleźć w naszej obronie oczywiste luki, co również zasługuje na słowa uznania...

Z czym na wroga? Interesującym dodatkiem jest w Sudden Strike III: Arms for Victory tzw. mapa strategiczna. Obrazuje ona cały teren zmagań w dużym pomniejszeniu, dając jednocześnie możliwość kontrolowania m.in. lotniskowców, pancerników oraz radarów. Z poziomu mapy możemy np. poderwać samoloty do akcji, mając przy tym całościowy obraz sytuacji i rozmieszczenia swoich oraz wrogich wojsk.

Jednym z największych plusów zabawy jest natomiast przeogromne zaplecze jednostek, pojazdów naziemnych, lotnictwa i floty, które oddano do naszej dyspozycji. Różnorodność jest tym większa, że w grze biorą udział różne nacje (Amerykanie, Niemcy, Rosjanie, Japończycy), a każda z nich ma rzecz jasna odrębne jednostki. Już nawet same typy oddziałów robią niemałe wrażenie, a co dopiero mówić o konkretnym sprzęcie, którego jest tu naprawdę niezmiernie dużo. Pod nasze dowództwo wpadną zatem: piechota, snajperzy, oficerowie, jednostki przeciwpancerne, załoganci, mechanicy, sanitariusze czy oddziały wyposażone w miotacze płomieni. Do walki użyjemy także haubic, moździerzy, dział przeciwlotniczych i przeciwpancernych, dział samobieżnych, artylerii lądowej i okrętowej. Nie zabrakło również kilku rodzajów czołgów, transporterów piechoty, dżipów, motocykli, cystern i pojazdów zaopatrzeniowych. Nad głowami zaświszczą nam silniki samolotów zwiadowczych, myśliwców i bombowców, a z morza wspierać nas będą barki desantowe, pancerniki, lotniskowce i zwykłe statki transportowe. Wprawdzie dowodzenie lotnictwem i flotą jest dość symboliczne, ale jednak.

Tytuł dla maniaków

Przystępując do ostatecznej oceny Sudden Strike III: Arms for Victory, trzeba zaznaczyć, że nie jest ona łatwa. Gdyby oceniać grę pod względem poziomu graficznego oraz kilku mniej udanych rozwiązań, poległaby na całej linii. Konkurencja jest co najmniej dwie długości z przodu. Byłaby to jednak ocena dość krzywdząca, zważywszy na to, że Sudden Strike III: Arms for Victory przeznaczona jest dla specyficznego odbiorcy. Maniacy pieczołowicie planowanych posunięć, drobiazgowo śledzący ruchy wroga na froncie, mogą odnaleźć w niej dobre strony, które wynikają z dużego realizmu. Zważywszy przy tym na wyśrubowany poziom trudności, w żadnym wypadku nie można Sudden Strike III: Arms for Victory polecać żółtodziobom. Weterani II wojennych strategii oraz miłośnicy serii powinni jednak spróbować zmierzyć się z legendą, pamiętając oczywiście, że za sprawą wytkniętych grze istotnych wad, zabawa nie będzie kolorowa, ale raczej pełna potu i łez. Jak to na wojnie...

Materiał filmowy

GramTV przedstawia:

Najnowsza odsłona cyklu Sudden Strike nie może się graficznie równać z takimi grami jak World In Conlict czy też starszą i zarazem bliższą tematycznie Company of Heroes. Jednakże wciąż pozostaje ciekawą strategią, przeznaczoną dla hardcorowych graczy. Poniżej prezentujemy wam trzy filmy ukazujące rozgrywkę.

0,0
null
Plusy
  • realistyczny system zniszczeń
  • doskonale odwzorowane jednostki
  • duże mapy
Minusy
  • fatalny pathfinding
  • blokowanie się pojazdów
  • ogromna siła artylerii przeciwnika
Komentarze
10
Usunięty
Usunięty
11/02/2008 07:05

Tylko chodzi o to, że mi Demo World in Confict nie poszło (znaczy się poszło, ale gra się tak zacinała, że szkoda grać) a CoH ruszył bez problemów (prawie wszystko na średnich detalach).

Usunięty
Usunięty
10/02/2008 22:53

To taki FPS dla tych którzy nigdy nie grali w Battelfielda Czy COD-a.

Usunięty
Usunięty
10/02/2008 22:00

Sugerowanie się wymaganiami oficjalnymi to zła praktyka.Ja łapałem się w najniższych wymaganiach WiC''a (gf fx 5200) a gra mimo to chodziła płynniej niż CoH.Anyway, nie wiesz czy ci pojdzie - sciagnij demo.




Trwa Wczytywanie