Clive Barker’s Jericho - Kontra!

Doman
2008/01/29 19:39

Artykuł fanowski opublikowany w ramach działu Kontra!

Artykuł fanowski opublikowany w ramach działu Kontra! Kontrowana recenzja redakcji gram.pl: Clive Barker’s Jericho – okiem Curtissa

Artykuł fanowski opublikowany w ramach działu Kontra!
Kontrowana recenzja redakcji gram.pl: Clive Barker’s Jericho – okiem Curtissa, Clive Barker’s Jericho - Kontra!

Od pewnego czasu pojawia się sporadycznie dyskusja (oczywiście na Zachodzie – u nas ludzie mają ważniejsze sprawy na głowie), czy gry komputerowe mogą być uznawane za sztukę, jak na przykład kino czy teatr. Możliwe odpowiedzi są właściwie dwie, ale nie znalazł się jeszcze taki mądry, który by ów spór rozstrzygnął. Można jednak z takich dywagacji skorzystać i oprzeć na nich promocję swojego produktu. I tak Clive Barker’s Jericho zostało ogłoszone przez wydawcę grą, którą można, a nawet trzeba zaliczyć do sztuki. Czy jest tak w istocie?

Pierwotne zło

Aby nie trzymać Was zbyt długo w niepewności, odpowiem wprost – nie, nie jest. Gdybym miał wybrać grę, która ma zadatki na dzieło sztuki, z pewnością nie byłoby to Jericho. Co nie znaczy, że gra jest zła. Jest całkiem niezła, ale jest... no właśnie – grą. Ale może zacznę od początku.

Jericho to nazwa tajnego amerykańskiego oddziału wojskowego. Członkowie zespołu nie są jednak zwykłymi ludźmi – każdy z nich posiada jakieś nadnaturalne zdolności. Jericho jest wysyłane do akcji zawsze wtedy, kiedy w jakimś zakątku globu dzieje się coś tajemniczego. Tym razem oddział zostaje wysłany do Al-Khali, skąd dochodzą niepokojące wiadomości o działalności stacjonującego tam Arnolda Leacha – oficera armii amerykańskiej. Na miejscu okazuje się, że Leach przemienił się w skrzydlatego potwora, podobnego do sukuba. W walce z nim ginie Ross – dowódca zespołu. Ginie, acz pozostaje – jego duch towarzyszy oddziałowi i może zasiedlić każdego z jego członków. Dobry przywódca będzie jak najbardziej potrzebny, jako że prawdziwym przeciwnikiem nie będzie Leach, lecz Pierworodny – pierwszy twór Boga, który to twór Bóg uwięził, porzucił i zajął się tworzeniem ludzi. Jak łatwo się domyślić, przybywacie na miejsce tuż przed momentem, gdy Pierworodny jest w stanie wyzwolić się po wiekach ze swego więzienia. Czy oddział Jericho go powstrzyma? To zależy tylko od Was.

Dobre gorszego początki

Trzeba przyznać, że fabuła jest dość oryginalna. Koncept istoty idealnej, znajdującej się ponad podziałami na zło i dobro, całkiem mi się spodobał. Podobnie jak rozwój fabuły, która obejmuje nie tylko współczesne wydarzenia w Al-Khali, ale sięga nawet 3000 lat p.n.e.! O ile jednak historia jest dość oryginalna, o tyle rozgrywka już nie. Naszym zadaniem jest parcie po linii prostej i zabijanie wciąż tych samych przeciwników. Na szczęście akcja jest niezwykle szybka i nieźle się napocicie, zwłaszcza przy pierwszych starciach. Kiedy zaś uzyskujemy możliwość „wejścia” w każdego z członków zespołu, gra staje się dość urozmaicona. Każda postać ma dwa rodzaje broni (często z różnymi trybami ognia) oraz dwie umiejętności specjalne (poza Jonesem, który ma jedną), co daje w sumie 10 różnych pukawek plus granaty, katanę oraz 11 unikatowych umiejętności (takich jak telekineza, podpalenie czy też spowolnienie czasu).

Dziwi tylko fakt, że Ross, który nie posiada żadnych magicznych zdolności i używa tej samej broni, co Jones, jest dowódcą. Widocznie twórcom nie chciało się wymyślać dodatkowych sztuczek, skoro i tak większość gry spędzimy w skórze jednego z podkomendnych. Szybko jednak okaże się, że Waszym najlepszym kumplem zostanie Delgado. Pozostali członkowie zespołu mają bowiem do dyspozycji pistolety, karabiny maszynowe o marnej sile ognia albo strzelby wymagające dużej precyzji, co – ze względu na tempo akcji – czyni je niezwykle kłopotliwymi w użyciu. Delgado zaś dysponuje – poza bezużytecznym pistoletem – minigunem. W prostych słowach, oznacza to dużą siłę ognia i brak potrzeby przeładowywania broni. Miłym dodatkiem jest także ognisty smok (czy też demon ognia pod postacią smoka) imieniem Ababinili, którego Delgado może wypuścić, aby polatał trochę, spalając do szczętu napotkanych na drodze wrogów.

GramTV przedstawia:

Trąby jerychońskie

W świetle tego, co napisałem o członkach oddziału, pojawia się pytanie o sztuczną inteligencję. Czy potrafi ona zrobić dobry użytek z mało poręcznych broni Twoich współtowarzyszy? Nie do końca. Na początku AI zrobiło na mnie dobre wrażenie – często ktoś biegł przede mną i po zauważeniu wroga informował o tym tak krzykiem, jak i otwarciem ognia. Umiejętności specjalne używane były dość często, zaś kiedy tylko ktoś porządnie oberwał, natychmiast zostawał leczony (umiejętność taką posiada nawet Ross). Niestety, szybko okazało się, że wystarczy dosłownie chwila nieuwagi, by cały oddział poległ. Aby bowiem ich broń zadawała jakieś większe obrażenia, trzeba zaliczać same headshoty, czego oczywiście AI robić nie może, gdyż byłoby to jawnym oszukiwaniem. Jeśli chodzi zaś o niesienie pomocy bliźnim, to pali się do tego jedynie Rowlings (który, tak na marginesie, jest księdzem). Pozostali członkowie oddziału krzyczą jedynie, kto aktualnie potrzebuje pomocy. Dużym ułatwieniem jest to, że jeśli postać, którą aktualnie kontrolujemy, śmiertelnie oberwie, możemy szybko wybrać, do kogo chcemy się przenieść. Dlatego też zabawa kończy się dopiero wtedy, gdy zginą wszyscy członkowie oddziału.

Cieszy to o tyle, że gra jest trudna i wymaga świetnej celności. Bywa też, że dezorientuje ona gracza. Ogólnie chodzi o to, że aby dotrzeć do kolejnego checkpointu, należy wybić napotkanych wrogów. W kilku zaś przypadkach trzeba po prostu przedrzeć się przez oddział wrażych stworów do jakiegoś tunelu. Pytanie tylko, kiedy gracz ma się domyślić, że nadszedł ten moment, kiedy „wystarczy” przebić się gdzieś, nie dając się przy tym zabić. Efektem tego były kilkukrotnie powtarzane dziesięciominutowe walki, zanim domyśliłem się, że trzeba dotrzeć do jakiegoś przejścia. Innym razem zaś biegałem jak głupi po pomieszczeniu, gdyż dość długa i trudna walka sugerowała, że znów należy znaleźć ukryty korytarz. Po czym okazywało się, że tym razem trzeba po prostu wszystkich wybić. Wkurzają również sporadyczne quick time events. O ile w God of War czy Resident Evil 4 były one jak znalazł, o tyle tu są dość wymuszone i trudne do opanowania, zwłaszcza na początku. Wadą wersji konsolowych są też problemy z celowaniem, ale na to mogę odpowiedzieć jedynie złośliwym uśmieszkiem – wszak w FPS-a powinno się grać porządną myszką, a nie padem. Zrzynka oponentów

Kolejnym minusem gry są sami przeciwnicy. Jeśli graliście kiedyś w Soul Calibura, pamiętacie zapewne Voldo – tym samym wiecie już, z czym przyjdzie Wam walczyć przez całą niemal grę. Drugi z podstawowych przeciwników nie jest już tak oczywistą zrzynką, ale podobieństwu nie da się zaprzeczyć. Jeśli pamiętacie Sacrifice (niesamowity RTS z perspektywy trzeciej osoby, w którym dowodziło się armią wrażych potworów), to skojarzycie zapewne niejakiego Ohydźca (Abomination) z armii Charnela. Ta sama postura, żółte oko zamienione na kilka żółtych weakpointów i tendencja do pośmiertnego wybuchania. Spotkacie też kilku innych przeciwników, minibossów i bossów (z których jeden, Hanne Lichthammer, wygląda jak nazistowskie zombie, których setki tępiliśmy w grze BloodRayne), ale tak naprawdę większość czasu spędzicie, eksterminując wspomniane dwa podstawowe stwory.

Nieźle, nieźle, ale...

Jericho jest tak zwanym tytułem „next-genowym”, co widać w grafice. Crysis toto nie jest, ale wygląda całkiem nieźle. Wrażenie robią zwłaszcza wnętrza budynków rzymskich z monumentalnymi kolumnami, a także krew podobna do tej, którą widzieliśmy rok temu w Gears of War. Jeśli zaś chodzi o udźwiękowienie, to nie jest ono jakieś wybitne, poza może motywem z menu głównego. Dość powiedzieć, że specjalnie aby go posłuchać, podłączyłem do komputera wieżę, co nie zdarzyło mi się od lat.

Reasumując, Jericho jest całkiem ciekawym tytułem. Wiele przemawia na jej korzyść: interesująca i oryginalna fabuła, niezwykle intensywne i dynamiczne walki, a także świetna grafika oraz ponury, momentami przytłaczający klimat. Dochodzi do tego urozmaicenie rozgrywki dzięki możliwości wyboru postaci, którą chcemy kontrolować. Można zaś narzekać na stuprocentową liniowość, nieporęczność wielu broni i nie najlepsze AI. Mimo tych mankamentów Jericho pozostaje całkiem niezłą grą, do której można z przyjemnością wrócić po pewnym czasie. Wiele jest na rynku produkcji lepszych od tej, ale ja nie żałuję czasu spędzonego z Jericho i na pewno w przyszłości ponownie przeżyję tę przygodę wraz z Rossem, Rowlingsem, Jonesem, Black, Cole, Delgado i Church.

0,0
null
Plusy
  • dynamiczna i wymagająca rozgrywka świetna oprawa graficzna
  • oryginalna fabuła i przytłaczający klimat
  • możliwość wcielenia się w poszczególnych członków oddziału
Minusy
  • momentami dezorientuje gracza, przez co bywa zbyt trudna
  • skromna ilość przeciwników, do tego mało oryginalnych
  • bardzo niska skuteczność większości broni
  • skrypty udające sztuczną inteligencję
  • liniowa do bólu
Komentarze
30
Usunięty
Usunięty
05/02/2008 16:15

Lekko zdziwiło mnie to wnikanie duszy do każdego bohatera naszego oddziału...

Usunięty
Usunięty
05/02/2008 16:11
Dnia 04.02.2008 o 17:18, Konował napisał:

wszak w FPS-a powinno się grać porządną myszką, a nie padem."

Dnia 04.02.2008 o 17:18, Konował napisał:

Co za wstrętny stereotyp że w FPS-y powinno sie grać tylko na PC!!

Przecież w tym poście chodzi o sterowanie, a nie platformę. Pisze wyraźnie o graniu klawiaturą i myszą w FPS, a nie to co ty napisałeś.

MisioKGB
Gramowicz
05/02/2008 16:08

NIE NIE I jeszcze raz NIE ... po grze oczekiwałem czegoś wiecej czegoś co przykuło by mnie na kilka wspanialych godzin przed Kompa tak jak to zrobił Undying ^^ no i to mial bys horror a co wyszlo ? teletubisie -.- ;)




Trwa Wczytywanie