Francis Lawrence - "Jestem legendą" - recenzja filmu

mastermind
2008/01/16 19:47

Bezmiar wyobcowania

Bezmiar wyobcowania

Bezmiar wyobcowania, Francis Lawrence - "Jestem legendą" - recenzja filmu

Will Smith, świetny w roli Roberta Neville’a, obrazy pustych ulic Nowego Jorku i cisza, która aż dzwoni w uszach uświadamiają widzom, że samotność może być czymś nie do zniesienia.

Jestem legendą, dopieszczone ręką Francisa Lawrence’a, autora udanej adaptacji Constantine, to już trzecia filmowa wersja minipowieści Richarda Mathesona. Jeśli jednak filmowi wielbicie oryginału oczekują wiernej adaptacji, srodze się zawiodą. W zasadzie z dzieła Mathesona zaczerpnięto sam pomysł oraz kilka mniej istotnych szczegółów, zmieniając przy tym, ile się dało. Cóż... prawa rynku. Fabuła filmu koncentruje się zatem na losach Roberta Neville’a, który po epidemii śmiercionośnego wirusa pozostał jedynym człowiekiem żyjącym na Manhattanie. Nie oznacza to wcale, że jest jedyną istotą, która przetrwała. Otóż ocalałym przyjacielem Roberta jest owczarek niemiecki. To jednak pikuś w porównaniu do tego, kto – lub raczej: co – ukrywa się w mrokach podziemi, zawalonych budynków i tunelach miasta. Na skutek działania wirusa bowiem ogromna część populacji zamieniła się w żywe, bezustannie pragnące mięsa potwory, przypominające pod pewnymi względami zombie. Wyłażą one ze swoich kryjówek o zmroku, gdyż mają tę wspólną właściwość z powieściowymi wampirami, że nie znoszą światła. Dlatego też życie ostatniego człowieka na świecie (?) do przyjemnych nie należy.

Aby jakoś radzić sobie z dojmującą pustką i czyhającym na jego życie niebezpieczeństwem, Robert wypracował pewną rutynę. Codziennie udaje się na przejażdżkę tymi samymi ulicami, wchodzi do wypożyczalni dvd, rozmawia z rozstawionymi manekinami, czasami poluje. W południe nadaje zawsze ten sam komunikat z tego samego miejsca i wyczekuje na ocalałych, którzy zdecydują się do niego dołączyć. O zmroku zaś rygluje szczelnie drzwi oraz okna i zapada w nerwowy sen. Często w wannie, z psem... Ze strachu, smutku, bezsilności i samotności. I ten właśnie klimat oraz owe odczucia, które udzielają się widzom, zarysowane kilkoma zgrabnymi scenami, uznać można za znakomite i do pewnego stopnia przypominające książkowy oryginał. Problem jednak w tym, że jest jeszcze coś więcej...

Film Francisa Lawrence’a robi znakomite wrażenie, ale tylko do – mniej więcej – połowy. Potem sytuuje się raczej w stanach średnich, bowiem autorom chyba zabrakło pomysłu na to, jak utrzymać balansujący gdzieś na granicy niedopowiedzenia ulotny nastrój wyobcowania. Nie było to zresztą takie proste, mamy bowiem historię rozpisaną w zasadzie na jednego aktora. Posłużono się wobec powyższego retrospekcjami, które w miarę upływu czasu stają się coraz dłuższe, nieco rozbijając konstrukcję całości. To pierwsza wada. Druga jest taka, że mając w zasadzie bardzo głęboki, nieomal społeczno-psychologiczny materiał, autorzy chcieli przy okazji hołdować dzisiejszej modzie i postawili na efekciarstwo. Z całym szacunkiem dla speców od efektów specjalnych, ale dziesiątki „gollumów” – bo dokładnie tak wyglądają zmutowani ludzie w Jestem legendą – goniących bohatera raczej nie przerażają, a co najwyżej wywołują uśmiech politowania. Tak... elementy grozy zdecydowanie nie wypaliły.

Na szczęście całość ratują trzy sprawy: rewelacyjne ujęcia nadszarpniętego pazurem czasu Nowego Jorku oraz znakomita gra Willa Smitha. Tak dojmującej, opowiadającej dużą część historii zaledwie kilkoma obrazami scenografii próżno szukać w innym dziele. Neville porusza się ledwie kilkoma przecznicami miasta (prawdziwego miasta dodajmy – a nie jakiejś wirtualnej rzeczywistości), które pełne są wraków samochodów, niszczejących budynków, zwierzyny leśnej oraz wysokiej trawy wyrastającej spod płyt chodników i kół aut. Bezmiar wyobcowania i samotności bohatera rewelacyjnie oddają również zdjęcia, a warto wspomnieć, że ich autorem jest Australijczyk Andrew Lesnie – twórca, który wsławił się w tej dziedzinie m.in. Władcą Pierścieni i King Kongiem). Zresztą nastrój świetnie pogłębia również wirtuozerską nieomal grą główna gwiazda spektaklu.

Will Smith doskonale wczuł się w popadającego powoli w obłęd Neville’a, mamrocząc coś pod nosem, rozmawiając z psem i manekinami, czy w końcu z obłędem w oczach strzelając do straszących martwą pustką powybijanych okien upiornych, opuszczonych domów. To bez dwóch zdań jedna z najlepszych ról aktora, która sprawia, że mimo średniego pomysłu na drugą część filmu, Jestem legendą wychodzi jednak na prostą. Summa summarum mamy więc do czynienia z filmem udanym, momentami bardzo przejmującym, acz nie genialnym.

GramTV przedstawia:

Plusy: + scenografia i zdjęcia + Will Smith + atmosfera Minusy: - niepotrzebne efekciarstwo Tytuł: Jestem legendą Reżyser: Francis Lawrence Scenariusz: Akiva Goldsman, Mark Protosevich Zdjęcia: Andrew Lesnie Muzyka: James Newton Howard Obsada: Will Smith, Alice Braga, Charlie Tahan, Salli Richardson, Willow Smith Produkcja: 2007, USA Dystrybucja: Warner Bros. Poland Strona WWW: tutaj

Komentarze
59
Usunięty
Usunięty
22/01/2008 16:25

Moim zdaniem lepszy jest nowy Skarb Narodów

Usunięty
Usunięty
20/01/2008 16:11

Jak dla mnie jeden z lepszych filmów jakie oglądałem... może nawet najlepszy...

Usunięty
Usunięty
20/01/2008 02:58

Ja także oglądałem film ,,Jestem Legendą". Film całkiem spoko warto zobaczyć.




Trwa Wczytywanie