Olga Gromyko – "Zawód: Wiedźma" - t. 1 i 2 - recenzja

grimnir
2008/01/12 17:21

Wesołe studenckie czasy

Wesołe studenckie czasy

Wesołe studenckie czasy, Olga Gromyko – "Zawód: Wiedźma" - t. 1 i 2 - recenzja

Czasy studenckie przez tych, którzy je mieli, z reguły wspominane są z rozrzewnieniem. Ależ się wtedy balowało, piło (dla zainteresowanych) i ogólnie „łajdaczyło” na potęgę. Taki piękny etap życia, kiedy człek już niby dorosły i ma wszelkie wynikające z tego faktu przywileje, a jeszcze nie ponosi tak do końca za siebie odpowiedzialności i nie jest „obarczony” rodzinką (pomijając szlachetne wyjątki). Z reguły wiązał się z owymi czasami także permanentny niedostatek gotówki (tu również chwała szlachetnym wyjątkom), co jednak nie wykluczało bynajmniej dobrej zabawy. A teraz przypomnijmy sobie, jak wygląda stereotyp studiowania magii w światach fantasy. Są właściwie dwa. Nazwijmy je: „azjatyckim” i „europejskim”. Z jednej strony adept ma siedem lat klęczeć na grochu, kontemplując mechanizmy wszechświata, a potem długo i mozolnie przyswaja wiedzę połączoną z masą indoktrynującej filozofii, a z drugiej strony mamy odpowiedniki europejskich uniwersytetów. Co przekłada się na obraz żaka – birbanta, jeśli nie bandyty, zgrywusa i wszelakiej proweniencji utrapienia dla profesorów. Jasne chyba jest, jaki wizerunek, a i kariera, wygląda na bardziej interesujący. I taką właśnie opowieść o wesołych studenckich czasach stanowi dylogia (jak na razie) pani Olgi Gromyko (ale chyba nie z tych Gromyków na szczęście) pod wiele mówiącym tytułem Zawód: Wiedźma.

Pierwszy tom „cyklu” opowiada o wyprawie młodej, ale za to wyjątkowo bezczelnej i wyszczekanej studentki Starmińskiej Wyższej Szkoły Magii, Wróżbiarstwa i Zielarstwa, Wydziału Magii Teoretycznej i Praktycznej do pewnego zaściankowego, zapadłego księstewka – Dogewy. Księstewko to wprawdzie charakteryzuje się nikczemną powierzchnią i umiarkowaną potęgą, lecz ma pewną cechę odróżniającą ją od sąsiednich monarchii. Mianowicie niemal cała jego populacja składa się z wampirów. Żeby było ciekawiej, z jakowyś, bliżej niezidentyfikowanych przyczyn coś, czy też raczej COŚ, morduje w Dogewie ludzi, również magów.

Wampiry idą w zaparte i twierdzą, że nie mają z tymi aktami przemocy nic wspólnego, ba, wręcz żądają pomocy w rozwiązaniu problemu. A że rasa ta ma wyjątkowo złą reputację i „prasę”, to cała „pomoc” ze strony szkoły magii składa się właśnie z niejakiej Wolhy Rednej. To znaczy kolejna jej rata, gdyż wszyscy jej poprzednicy aktualnie obiadują, dogewski czarnoziem popijając Abrahamowym piwem.

Najwyraźniej nikomu w Starminie nie zależy zbytnio ani na studentce, ani na rozwiązaniu sprawy. Tym bardziej, że ludzie generalnie wyznają doktrynę „wampir twój wróg” i masowo ostrzą kołki, zbijają krzyże, święcą wodę i obwieszają się czosnkiem. Wojna wisi w powietrzu i grozi niczym żarówka dość znanej firmy. Ktoś jednak zapomniał uświadomić to rzeczonej studentce…

Kiedy czyta człek książkę, która stanowi pierwszy tom, z góry wiadome jest jedno – co najmniej jeden główny bohater przeżyje. Twórczość pani Olgi Gromyko od tej normy nie odstaje. W drugim tomie panna W. Redna, wsławiona rozwiązaniem zagadkowej sprawy zgonów w Dogewie, znów zaplątana zostaje w sprawy wampirze. Tym razem to jasnowłosy przystojniak Len (pełne imię pomińmy – długie i nie do wymówienia na trzeźwo), czyli książę dogewski we własnej osobie, pofatyguje się w jej okolice. W samą zresztą porę, aby uratować Wolhę przed konsekwencjami studenckiej biby w akademiku. Biba to może niezbyt fortunne określenie. Bardziej odpowiednie byłoby „libacja połączona z tajfunem i trzęsieniem ziemi”. Ot, niewinne igraszki żaków.

Niestety „dyplomatyczna” wizyta blond wąpierza nie ogranicza się do zmuszania skacowanej niemiłosiernie młodzi do posprzątania po radosnych ekscesach. Len przyjechał, by wziąć udział w turnieju łuczniczym. Jak sam twierdzi, nagroda mu się spodobała. Tylko, kto uwierzy jego wampirzej mości? Przecież nie czarownica (no dobrze, kandydatka na takową). Sęk w tym, że nagroda – stary i umiarkowanie wartościowy miecz po jakimś trzeciorzędnym gieroju – spodobała się jeszcze komuś, kto nie waha się przed kradzieżą...

GramTV przedstawia:

Zawód: Wiedźma to lekka, bezpretensjonalna i zabawna historyjka fantasy, jakich wiele. Autorka nie ustrzegła się jednak paru niekonsekwencji. Najbardziej w oczy rzuca się kwestia religijna. Teoretycznie panuje w jej świecie bliżej nieokreślone wielobóstwo, a mimo to jedną z ludowych metod opędzania się przed wampirami jest ganianie ich z krzyżem. Hmm... Skoro mamy do czynienia z jakimś pogaństwem, to czego boją się te nieszczęsne stwory? Tradycja jakaś chora, czy co? Pomimo takich właśnie drobiazgów lektura obu tomów dylogii powinna podziałać na Szanownych Czytelników i Czytelniczki miło i odprężająco.

Plusy: + sympatyczny humor + niezły warsztat Minusy: - drobne nieścisłości i nielogiczności w kreacji świata

Autor: Olga Gromyko Tytuł: Zawód: Wiedźma t. 1 i 2 Przekład: Marina Makarevskaya Wydawnictwo: Fabryka Słów, 2007 rok Wydanie:miękka oprawa, 296 i 320 stron Cena: 2x25 zł Strona WWW: adres strony

Komentarze
13
Usunięty
Usunięty
13/01/2008 15:02
Dnia 12.01.2008 o 17:36, Dobik napisał:

2- ugi

Ostrzeżenie za spam.

Usunięty
Usunięty
13/01/2008 15:02
Dnia 12.01.2008 o 17:33, bartek002 napisał:

pierwszy

Ostrzeżenie za spam.

Usunięty
Usunięty
13/01/2008 13:56

BTW moze z fantasy ktoś zrecenzuje serie Zabójcy (Trolli, Skavenów, Demonów) Williama Kinga - rewelacyjna saga o przygodach krasnoluda Gotreka w swiecie Warhammera




Trwa Wczytywanie