W samo południe świętując na swój sposób

Lucas the Great
2007/12/25 12:00

Rozpoczął się pierwszy prawdziwy dzień Świąt. Wczorajszy był wszak jedynie preludium – zarówno z punktu widzenia czasu wolnego, jak i tradycji katolickiej. Inna sprawa, że to sama Wigilia Bożego Narodzenia z czasem stała się najważniejszym elementem całych Świąt... Te dwa dni, które mamy teraz przed sobą, to dla większości Polaków jedynie okazja do mniej lub bardziej radosnych migracji po kraju i odwiedzin u widzianych ostatnim razem w okolicach Wielkanocy krewnych. Migracji zresztą rozpoczętych już wczoraj – będąc zmuszony do krótkiej podróży, obserwowałem nocą, w okolicach około-stołecznych, nieustający ruch samochodowy na całkiem wysokim poziomie natężenia...

Rozpoczął się pierwszy prawdziwy dzień Świąt. Wczorajszy był wszak jedynie preludium – zarówno z punktu widzenia czasu wolnego, jak i tradycji katolickiej. Inna sprawa, że to sama Wigilia Bożego Narodzenia z czasem stała się najważniejszym elementem całych Świąt... Te dwa dni, które mamy teraz przed sobą, to dla większości Polaków jedynie okazja do mniej lub bardziej radosnych migracji po kraju i odwiedzin u widzianych ostatnim razem w okolicach Wielkanocy krewnych. Migracji zresztą rozpoczętych już wczoraj – będąc zmuszony do krótkiej podróży, obserwowałem nocą, w okolicach około-stołecznych, nieustający ruch samochodowy na całkiem wysokim poziomie natężenia...

Zapytacie pewnie, do czego ma prowadzić ten wstęp? Otóż pełni on jednocześnie kilka funkcji – oprócz tego, że może nieźle znudzić – dwie z nich zaś są kluczowe dla dzisiejszego felietonu. Po pierwsze jest próbą udowodnienia, że tekst powstaje właśnie teraz i dziś – przed bożonarodzeniowym południem. Czemu chcę to udowodnić? By zwiększyć wiarygodność i sensowność dalszych dywagacji. Po drugie zaś wstęp wprowadził nam poprzez ruch samochodowy postać zbiorową kierowcy, do której jeszcze wrócimy...

Pora włączyć do rozważań i mnie samego. Długowłosego, brodatego osobnika, tłukącego w klawiaturę archaicznego peceta 486 DX4/100MHz w domu pozbawionym wody... Że co? To dziwny obraz? Spokojnie... komputer jest stary, zakurzony i od dawna nieużywany, stoi w domu rodziny na warszawskim Mokotowie, gdzie ranek przywitał nas lokalną awarią wodociągów (pękła rura i wypłukała dół, w który osunęło się nawet drzewo). Gdy skończę pisać, a rodzina się obudzi, przekąsimy świąteczne śniadanie, zrzucę tekst na dyskietkę (!) i pomknę w stronę sprawniejszej sanitarnie (mam nadzieję) Pragi Południe. Przy okazji wspomnianego śniadania usłyszę niemal na pewno coś na temat pracy podczas Świąt.

W ten sposób wreszcie dotarliśmy do sedna dzisiejszego tematu. Dla wielu osób starszej daty zupełnie niezrozumiały jest tryb życia współczesnego najemnika. Jak ja mogę pracować w święta wszelakie i niedziele, przecież to wręcz grzech! Oto stara tradycja zderza się z – cyberpunkową już przecież – rzeczywistością. W dodatku do owego zderzenia dochodzi w sposób wręcz absurdalny. Otóż wychodzi na to, że dzień święty powinno się święcić – ale głównie lenistwem. Praca jest wtedy grzechem. Należy zalec wygodnie przed suto zastawionym stołem i zacząć pochłaniać jedzenie. Najlepiej dodatkowo wlepiając oczy w telewizor. Jeśli, przykładowo, taki Lucas the Great ogłasza, że musi jechać do domu i opublikować felieton, to biada mu, bezbożnikowi, pohańcowi i łapserdakowi. Co z tego, że bezbożników rozmaitych dookoła wielu – już w okolicy kręcą się robotnicy naprawiający awarię wodociągu, w telewizji siedzą pohańcy odpowiedzialni za ciągłość świątecznego programu, w elektrowni zresztą też kilku łapserdaków z pewnością się czai... Najlepsze w tym wszystkim jest to, że swoje felietony piszę z niekłamaną przyjemnością. Nie zajmują mi wiele czasu, są świetną gimnastyką dla publicystycznego warsztatu i rozleniwionych szarych komórek. Czyli tak na dłuższą metę, według polskich standardów, nie wykonuję pracy. W naszej mentalności obowiązuje bowiem zasada, że coś, co sprawia przyjemność, pracy raczej nie stanowi. Na pracę się narzeka, z powodu pracy się cierpi i marnuje życie. To zresztą jakoś tam, na tak podbitym poziomie abstrakcji, ze sobą koreluje: w święta nie wolno cierpieć, czyli nie wolno pracować. Posłowie – wybrańcy naszego narodu – jakiś czas temu nawet obdarzyli pracującą w handlu część Polaków przepisem zabraniającym cierpienia (to znaczy pracy) w święta.

GramTV przedstawia:

Osobiście wolę, by praca sprawiała przyjemność. Ba! By mogła być zabawą. Jak pisanie felietonów na przykład. Gdy dotrę do domu, pewnie czeka mnie dalszy kierat. Będę musiał odpalić grę i pograć w nią, by później móc napisać recenzję dla czasopisma. Harówa. Może zamiast tego powinienem jednak pogapić się w telewizor? Świętować radośnie, patrząc na durne programy i co roku powtarzane filmy? Doprowadzić się do stanu zatrucia pokarmowego i kilka dni przeleżeć na prochach gastrycznych? To by były prawdziwe Święta!

Osobiście uważam, że dużo cięższą pracę ode mnie wykonują wszystkie te osoby, które po obżarstwie świątecznym sprzątają ze stołu i zmywają. Jeszcze gorzej sprawa ma się ze wspomnianymi już we wstępie kierowcami samochodów – w ramach wypoczynku świątecznego tkwią za kółkiem, skoncentrowani i odpowiedzialni za życie swych bliskich. Szczerze mówiąc, dziękuję za taki „odpoczynek”. Nie mówiąc już o fakcie, że wraz z upływem lat coraz chętniej spotykam się ze znajomymi zamiast z dalszą rodziną, więc świąteczny slalom kuzynowski od dawna mnie mierzi i ostatecznie się z niego całkowicie wypisałem. Poświęcam czas najbliższym, reszta krewnych musi jakoś przeboleć brak moich odwiedzin.

Jako istoty społeczne jesteśmy wciąż poddawani społecznym naciskom. Część z nich zalicza się do uszczęśliwiana na siłę mas przez nieliczne grupy nawiedzonych. Tak właśnie wygląda sytuacja w wypadku całego tego kramu ze świętami i pracą. A przecież człowiek powinien w święta religijne – jeśli jest wierzący – dochować wierności obrządkowi religijnemu w dowolnie przez siebie wybranym stopniu (zostanie z ewentualnego braku gorliwości rozliczony przez „czynniki wyższe”), po czym po swojemu wykorzystać czas wolny. Jeśli jest niewierzący lub niepraktykujący, staje się w taki dzień całkowicie panem swego czasu. Można wypoczywać na różne sposoby, trzeba też nauczyć się tolerancji dla innych. Jeśli ktoś pała chęcią poświęcenia wolnego czasu telewizji, zmywakowi i samochodowi – proszę bardzo. Ja wolę poświęcić ten czas swoim ulubionym rozrywkom, za które – tak się składa – otrzymuję akurat pieniądze. Czyli poświęcić się swojej pracy, która jednocześnie spełnia wszelkie wymogi świetnej zabawy. Bo okres świąteczny powinien nam przynosić zabawę i relaks, nie zaś wymuszać niepraktyczne i obce naszej naturze sposoby spędzania czasu. Tylko wtedy to wszystko ma sens, tylko wtedy odpoczniemy naprawdę – a właśnie tego Wam i sobie na resztę tych Świąt życzę...

Komentarze
16
kindziukxxx
Gramowicz
21/02/2010 11:06

Felieton ma może już 3 lata, ale jest na czasie, bo czytam go i piszę te słowa będąc w pracy, która sprawia mi naprawdę dużo przyjemności i jakoś nie wyobrażam sobie już niedzieli bez pracy, zwłaszcza że robię to co lubię i jeszcze mi za to płacą, fakt nie wymagają ode mnie za dużo inwencji twórczej, tylko trzymanie się schematów, lecz jako ze jest to robota na zlecenie to mogę spędzać wolne chwile siedząc i czytając ciekawe rzeczy, (bo zdjęcia na FTP się ładują a forum łącza nie przeciąża :P). W święta nie byłem, ale bylem w pierwszą niedziele po świętach która przypadła akurat dzień po nich, wszyscy mi odradzali, ale cóż jestem już przyzwyczajony i w sowim mniemaniu spędzam pożyteczniej czas niż gdybym siedział i grał, albo był przy stole i tylko jadł, bo i trzeba się przewietrzyć i rano wstać, a to jest dobre dla zdrowia, więc jeszcze dbam o siebie :)

bEBZOOl
Gramowicz
26/12/2007 16:32

Tekst trafił w samą istotę sprawy. Autor fajnie i luźno opisuje wszyskie zagadnienia, których raczej nie nazwałbym "tłumaczeniem", a czystą chęcią wyciągnięcia wniosków :)

Vojtas
Gramowicz
25/12/2007 20:27

Szczerze mówiąc, nie wiem po co, autor tłumaczy się, co robi i dlaczego ma do tego prawo, skoro nikt mu nic nie zarzuca. ;)W naszej mentalności obowiązuje bowiem zasada, że coś, co sprawia przyjemność, pracy raczej nie stanowi.No to najwyraźniej ja jestem inny. Ogólnie niezbyt do mnie przemawia ten text.




Trwa Wczytywanie