Zhang Yimou – "Dom Latających Sztyletów" – recenzja filmu DVD

Trashka
2007/12/19 20:04

Piękny, krwawy melodramat

Piękny, krwawy melodramat

Piękny, krwawy melodramat, Zhang Yimou – "Dom Latających Sztyletów" – recenzja filmu DVD

Zhang Yimou to reżyser i scenarzysta w pełni zasługujący na swą sławę jednego z najbardziej utalentowanych twórców filmowych. Znany jest z tak niezwykłych, urzekających pięknem i dbałością o szczegóły obrazów jak Zawieście czerwone latarnie oraz Hero, którym to filmem w pełni włączył się w coraz popularniejszy tak w Chinach, jak i na świecie nurt superprodukcji kung fu, wykorzystujących na poły mityczne, na poły historyczne motywy. Wprawdzie nie tak dawno przydarzyła mu się wpadka w postaci nudnej jak flaki z olejem – a w tym przypadku raczej jak ryż w słodko-kwaśnym sosie – i pretensjonalnej Cesarzowej (czyli Curse of the Golden Flower), której jedyną bodaj zaletą okazała się oszałamiająca scenografia i takież kostiumy, nie znaczy to jednak, iż nie warto śledzić dokonań owego artysty. Fani azjatyckiego kina z całą pewnością się nie zawiodą, oglądając wysmakowany wizualnie Dom Latających Sztyletów.

W filmie tym również możemy podziwiać nieco szokujące stopniem komplikacji ubiory, barwne, ażurowe wnętrza charakterystyczne dla cesarskiej przeszłości Chin i przyprawiające o jeszcze bardziej „kolorowy zawrót głowy” sceny walki. Choreografia tych ostatnich stanowi jedną z największych zalet utworu Zhang Yimou. Reżyserią scen walki zajmował się zresztą spec od wuxia, instruktor sztuk walki Ching Siu-Tung, który współpracował nie tylko przy arcypoważnych obrazach, w rodzaju symbolicznego Hero, ale i przy radosnych „kwasach” typu Shaolin Soccer.

Rozgrywająca się w 859 roku fabuła Domu Latających Sztyletów zdaje się być mocno pretekstowa, co jednakże nie przeszkadza w odbiorze. Tytułowe „Sztylety” to organizacja buntowników, co przy pomocy iście „robinhoodowych” zagrywek oddolnie podkopuje władzę skorumpowanych cesarskich urzędników, a przy okazji samego, nader nieudolnego cesarza. Dwaj lojalni wobec władcy kapitanowie – Leo (Andy Lau, znany choćby z odjechanego w stronę anime Pojedynku mistrzów) i Jin (Takeshi Kaneshiro, którego mieliśmy okazję ujrzeć w The Returner, ciekawym filmie sf, straszliwie skrzywdzonym nieszczęsnym polskim tytułem Amazonka czasu...) – otrzymują zadanie odnalezienia nowego przywódcy Sztyletów.


Problem w tym, że żołnierze mają na to tylko dziesięć dni. Na szczęście plotka głosi, że jedna z tancerek w domu uciech, znanym jako Peoniowy Pawilon, należy do buntowników... A to już misja, w której piękniś Jin, nie stroniący od imprez, których bynajmniej nie zakrapia się herbatą, czuje się najlepiej. Dziewczyna spotkana w domu uciech okazuje się ze wszech miar niezwykła (na tym poprzestańmy, by nie zdradzić zainteresowanym filmem co smakowitszych szczegółów). Choć wierny zadaniu, Jin nie może się oprzeć fascynacji Mei (Ziyi Zhang – rewelacyjna, świetnie wytrenowana w sztukach walki aktorka, którą mogliśmy podziwiać w Przyczajonym tygrysie, ukrytym smoku). Od chwili zetknięcia tych dwojga zaczyna się wizualna „jazda bez trzymanki”, niejednokrotnie wymagająca zawieszenia niewiary na dość wysoko umieszczonym kołku.

Tu jednak warto przypomnieć, iż azjatyckie kino akcji, a zwłaszcza wspomniany na początku nurt, odwołuje się przede wszystkim do legend. Tworzy rzeczywistość opartą na zakorzenionej w chińskiej i japońskiej kulturze swoistej mitologii – opowieściach o mistrzach, którzy dzięki sile woli wspięli się na wyżyny, o zaginionych księgach uczących, jak poznać wszystkie tajniki ciała i okiełznać moc umysłu i ducha. Dlatego zanim ktoś, kto nie zalicza się do grona wielbicieli azjatyckiego kina i mitologii tych kultur, zacznie zżymać się na poszczególne sceny, niech postara się uświadomić sobie tę specyfikę i powie sobie, że to legenda.

W samym doborze tematu i sposobie przedstawienia organizacji widać typowy dla chińskiej kinematografii proludowy chwyt. Cóż, pewne rzeczy zawsze muszą zostać zasygnalizowane, inaczej produkcja nie zyska odpowiedniej dotacji, a bez tego ciężko oczekiwać należytej oprawy. Lecz Zhang Yimou, pochodzący z rodziny o antykomunistycznych tradycjach, jak zwykle znalazł sposób, aby przewrotnie pokazać grozę sytuacji, w której jednostka, jej racje i pragnienia, zawsze przegra wobec molocha, jakim staje się racja państwa, czy choćby i tajnego stowarzyszenia buntującego się przeciw zastanemu porządkowi.

Jednostka zawsze pada ofiarą i przez to widz odbiera nieco inny przekaz. Tu właśnie zawiera się wspomniana wcześniej pretekstowość fabuły – pomimo pseudopolitycznych, śladowo zarysowanych kwestii, widowiskowych pojedynków i co najmniej dwóch zwrotów akcji, które można by podsumować określeniem „Finta w fincie w fincie” z Diuny Franka Herberta, tak naprawdę chodzi tylko o emocjonalne zawirowania kilku osób, o tragiczne uczucie. Uczucie skazane na niepowodzenie, bo „wojna to zły czas na miłość”, a zwłaszcza jeśli wojnę tę toczy się w imię wyższych racji (plus „małe utrudnienie” w postaci wschodniego poczucia obowiązku, integralnie związanego z honorem). Do tego dochodzi też samotność, zazdrość i egoizm, słowem: potwór czający się za kotarą miłości.


GramTV przedstawia:

Film okazuje się zatem przede wszystkim pięknym, dość pompatycznym (ale tego typu historie mają taką właśnie poetykę i paradoksalnie stanowi to o części ich uroku) i krwawym melodramatem. Czynnik melodii jest bardzo ważny, gdyż niezwykły nastrój Domu Latajacych Sztyletów uwypuklony został dzięki świetnej ścieżce dźwiękowej. Poruszająca muzyka autorstwa Shigeru Umebayashi, choć bazująca na wschodnich motywach i instrumentach, sprawia przyjemność także europejskiemu uchu (zapewne amerykańskiemu również). Podstawowym wątkiem muzycznym, w rozmaitych aranżacjach, jest zapowiadająca tragiczne skutki wywołane przez nieodpartą siłę uczucia piosenka, zaśpiewana przez Mei w Peoniowym Pawilonie.

Sposób realizacji tegoż melodramatu zasługuje na oklaski. Bardzo dynamiczne, widowiskowe sceny chwilami poprzetykane są niemal statycznymi, bardzo malarskimi w treści obrazami, które epatują pięknem krajobrazu i symboliczną, kontrastową kolorystyką. Tej ostatniej nie uświadczy się tyle, co w przypadku wspominanego już Hero, ale i tak mamy temat do zastanowienia. Biel roślin i padającego śniegu, towarzyszących dramatycznym momentom jest oczywista: biel to barwa żałoby. A są jeszcze, często występujące, zieleń i błękit... Krótko mówiąc: znakomite zdjęcia i montaż, choć niektórym osobom mogą nie przypaść do gustu nader długie sekwencje o charakterze nostalgiczno-romantycznym. Kawał dobrego kina akcji skrzyżowanego z romansem.

Na koniec zaś informacja o kolejnym plusie, który na tle uprzednio wymienionych zalet zdaje się tym większy. Cena owego filmu DVD to bajońska suma (sic) 9,99 zł. Na płycie nie znajdziemy żadnych dodatków, co dla widzów ceniących sobie możliwość obejrzenia materiałów na temat sposobu realizacji czy scen wyciętych będzie, oczywiście, minusem, lecz wobec tak szokująco niskiej ceny chyba nie mamy prawa nadmiernie kręcić nosem. Zatem wszyscy chętni niech ruszają na łów do kiosków i salonów prasowych!


Plusy: + nastrój, uwypuklony zwłaszcza wspaniałą muzyką + choreografia scen walki + stroje i dekoracje + solidna gra aktorów + sposób realizacji, a szczególnie „malarskie” zdjęcia + szokująco niska cena Minusy: - niektórym nie spodobają się romantyczne dłużyzny - brak dodatków

Tytuł: Dom Latających Sztyletów Reżyser: Zhang Yimou Scenariusz: Li Feng, Zhang Yimou i Wang Bin Zdjęcia: Zhao Xiaoding Muzyka: Shigeru Umebayashi Obsada: Takeshi Kaneshiro, Andy Lau, Ziyi Zhang, Song Dandan Produkcja: Chiny/Hong Kong 2004 Dystrybucja: Vision Cena: 9,99 zł

Komentarze
18
Usunięty
Usunięty
29/12/2007 20:17

Oglądałem ten film leciałe w TV chyba nawet w tym roku, całkiem przyjemnie mi się oglądało najbardziej zapadły mi w pamięć świetne sceny walki połączone z fajnymi efektami specjalnymi ale nie lubie w filmach tak nachlnego wądku romantycznego jak dla mnie troche przynudza ale jak ktoś lubi to może się spodobać.

Usunięty
Usunięty
29/12/2007 20:17

Oglądałem ten film leciałe w TV chyba nawet w tym roku, całkiem przyjemnie mi się oglądało najbardziej zapadły mi w pamięć świetne sceny walki połączone z fajnymi efektami specjalnymi ale nie lubie w filmach tak nachlnego wądku romantycznego jak dla mnie troche przynudza ale jak ktoś lubi to może się spodobać.

Usunięty
Usunięty
20/12/2007 13:21
Dnia 20.12.2007 o 00:08, Dexter McAaron napisał:

a nie takie skoszenie równo z trawą... :/

filmy, które na to zasługują powinny być koszone, żeby więcej takich nie było ;]Jest to tylko w części kwestia gustu, niektóre elementy są obiektywnie patrząc słabe...>fabuła

Dnia 20.12.2007 o 00:08, Dexter McAaron napisał:

naprawdę nie jest zła

Jednym z ważniejszych elementów fabuły jest zakończenie i pointa... a to w tym filmie naprawdę pozostawia wiele do życzenia... oglądając je masz na myśli "dobra kończcie to, chcę już do domu">zaś muzyka Umebayashiego skromnym zdaniem osoby która przesłuchała

Dnia 20.12.2007 o 00:08, Dexter McAaron napisał:

wieeeleee soundtracków filmów azjatyckich jest bodajże najlepsza w swojej kategorii.

Muzyka to kwestia gustu, mnie nie porwała, w przeciwieństwie do muzyki np z Musa, która zapada w pamięć na długo... w ogóle Musa to dla mnie wzór dobrego azjatyckiego kina w takich klimatach, niestety takie filmy nie mają aż tak dużej siły przebicia, mimo że zbierają bardzo dobre oceny.

Dnia 20.12.2007 o 00:08, Dexter McAaron napisał:

Krytykujmy sobie wszyscy, proszę bardzo, ale krytykujmy z umiarem i konstruktywnie :)

To miała być trochę ironia nt tegoż artykułu, z którego można wywnioskować, że to najlepszy film jaki nakręcono ;]

Dnia 20.12.2007 o 00:08, Dexter McAaron napisał:

P.S. A jak szukasz filmu lipnego i taniego z tej dziedziny, to "polecam" Przysięgę Chena Kaige.

Jakoś mi szkoda czasu....Wodzasty---> już sie zaczynałem zastanawiać, czy aby wszystko z Tobą ok, póki nie dotarłem do końca wpisu ;PAle końcówkę w śniegu warto zobaczyć, bohaterowie odżywają i umierają po parę razy :DDD




Trwa Wczytywanie