Zangielszczenie nazwiska scenarzysty może nieco mylić, ale już spieszymy rozwiewać wątpliwości: twórcy są Polakami, komiks jest produktem polskim, chlubiącym się – co niezwykle wręcz podnosi na duchu – jakością na poziomie światowym. W Polsce dominuje komiks o specyficznej kresce, utrzymany w klimacie groteski i nawiązujący do stylistyki undergroundowej (Jeż Jerzy, Likwidator, czy choćby liczne utwory – a dla co poniektórych „potwory” – Śledzia). W Biocosmosis: Enone mamy do czynienia z kreską realistyczną, malarskimi kadrami, konstrukcją graficzną odwołującą się po trosze do wydań ze stajni wydawnictwa Image (np. seria Spawn). Strona wizualna jest nie tyle „specyficzna”, co po prostu ładna, a właściwie wręcz bardzo ładna.
Omawiany komiks nie należy do świeżynek wydawniczych, jednakże warto go zaprezentować na wypadek, gdyby jakiemuś potencjalnie złaknionemu krajowych dań komiksożercy umknął z zasięgu wzroku wskutek zalewu rynku przeróżnymi ciekawostkami z Europy bądź Ameryki. Wszak nie od dziś wiadomo, iż najciemniej pod latarnią. Biocosmosis: Enone stanowi pierwszą część serii Biocosmosis: Emnisi i aktualnie dostępna jest już kolejna część owej opowieści – Biocosmosis: Savas – oraz zbiór Biocosmosis: Antologia. Scenariusz tomu pierwszego wyewoluował ze scenariusza filmowego pt. Entirum, przygotowanego przez Edvina Volinsky’ego na jeden z konkursów odbywających się w Stanach Zjednoczonych, który z kolei był pierwszą częścią zaplanowanej trylogii. Stąd całość opowieści graficznej na temat uniwersum Biocosmosis ma zostać podzielona na trzy cykle, po pięć części każda. Co wyniknie z tych ambitnych planów, dopiero czas pokaże, na razie jednak skoncentrujmy się na prezentowanym tytule. Tajemnicze słowo „Enone” to imię emnicha – głównego bohatera niniejszego tomu. Przybywa on na planetę Erra Neffia, gdzie zamierza przygotować grunt pod założenie klasztoru; można by rzec, standardowej placówki oświatowej. Miałaby ona umożliwiać wszystkim chętnym mieszkańcom planety dostęp do wiedzy z całej galaktyki, zaś świeżym adeptom zakonu Equilibrium – kształcenie w sobie niezwykłych umiejętności umysłu i ciała, lecz zgodnie z filozofią: „Przede wszystkim umiar i harmonia”. Tu trudno oprzeć się skojarzeniom z zakonem Jedi – emnisi są nie tylko uczonymi, ale i wspaniałymi wojownikami o parapsychicznych mocach, również kroczącymi drogą przypominającą buddyjską złotą ścieżkę.Enone wpada oczywiście w bagno politycznych rozgrywek pomiędzy przedstawicielami sił roszczących sobie prawo do decydowania o losach tej skądinąd zapyziałej, marginalnej ludzkiej kolonii. Walka o wpływy toczy się pomiędzy nominalnym planetardem, jedynowładcą planety z ramienia Kosmoracji, a dowódcą elitarnego oddziału preventorian, wojskowego namiestnika Legionu Entirum – guberiona Shynaka. Owa pośrednio stylizowana na rzymską struktura, nazewnictwo i neologizmy odwołujące się niejako do łaciny, jak również ewidentny powrót ludzkiej cywilizacji, zorganizowanej w imperium Entirum, do klasycznej, feudalnej formy rządów przywołują fanom „Czterdziestki” nader oczywiste obrazy. W fabule zostało również zasygnalizowane zagrożenie ze strony tajemniczej rasy Obcych.
Jak widać, autorzy zdają się całymi garściami czerpać z dorobku fantastyki... Czy to jednak przeszkadza w odbiorze? Otóż... wcale. Pomysł na fabułę okazuje się całkiem oryginalny, wątki scenariusza rozegrane zostały nieomal koncertowo. Na uwagę zasługuje zwłaszcza fakt wyważenia pomiędzy polityką, filozoficznymi dywagacjami (a właściwie w pewnym sensie moralitetami) i dynamicznymi scenami walki. Akcja nie pędzi na złamanie karku, ale również nie nudzi. Toczy się we właściwym tempie, by odbiorcy dali radę złapać oddech i zastanowić się nad tym, co czytają. A jest to bardzo przydatne, gdyż autorzy wrzucają nas w sam środek wykreowanej przez siebie rzeczywistości, nic nie tłumacząc, lecz wychodząc ze słusznego skądinąd założenia, iż ci, którzy umieją czytać ze zrozumieniem, spokojnie ułożą sobie w głowach elementy układanki. Gdy już to nastąpi, w efekcie otrzymuje się skomplikowane, ciekawe i bynajmniej nie banalne uniwersum. Na ogromną pochwałę zasługuje rysunek, charakteryzujący się solidnym technicznie warsztatem, realizmem (miło popatrzeć na proporcje poszczególnych postaci) i dynamiką, oraz kolorystyka wykonana przez Grzegorza Krysinskiego. Dominanta czerni i stonowanych barw, które jednakże od czasu do czasu zaskakują nagłą jaskrawością, świetnie oddaje ponury klimat opowieści. Designe symboli, uniformów, ubiorów i mrocznych wnętrz także jest bardzo udany.Podsumowując: bardzo porządna robota, tym lepsza, że zaprezentowana w pięknym wydaniu – szyty album, twarda oprawa, lakierowany papier... Pracownicy wydawnictwa ProArte mogą sobie pogratulować sukcesu. Apetyczne danie, palce lizać i brać się za czytanie. Warto poznać ów rodzimy produkt.
Plusy: + świetna strona graficzna (rysunki, kompozycja, kolor) + ciekawy pomysł na fabułę + złożone, barwne uniwersum + ładne, solidne wydanie Minusy: - dla co poniektórych nadmierny stopień komplikacji i zbyt duża liczba wątków
Rysunki: Nikodem Cabala Scenariusz: Edwin Volinski Kolor: Grzegorz Krysinski Tytuł: Biocosmosis: Enone Wydawnictwo: ProArte, 2006 rok Wydanie: oprawa twarda, kreda, kolor, 52 str. Cena: 34,70 zł