Ziom, ta gra jest wyczesana...
Polakom na najnowszą kinową produkcję z żółwiami w rolach głównych przyszło trochę poczekać, głównie ze względu na to, że postanowiono w pełni zdubbingować film wynajmując do tego popularnych aktorów. I tak w wersji filmowej swych głosów czterem żółwiom użyczają Paweł Małaszyński, Borys Szyc, Mateusz Damięcki oraz Tede. W grze komputerowej również uświadczymy pełną lokalizację, ale nie pokuszono się już o to, by aktorzy dubbingujący film wystąpili również w komputerowej wersji. Nie można jednak się przyczepić do poziomu spolszczenia. Zarówno tłumaczenia tekstów jak i nagrania głosowe wypadły poprawnie. Problemem natomiast jest wszechobecna „ziomalskość” tego tytułu. Owszem, wszystkie żółwie posługiwały się swobodnym i luźnym językiem, jednak w polskiej wersji wyszło to nieco śmiesznie. Przez cały czas słyszymy rozmowy na siłę stylizowane na język, jakim na co dzień posługują się nastolatki siedzące na ławce przed blokiem. Jednak to nacechowane "młodziezowością" słownictwo wypadło w naszym mniemaniu kiepsko. Mimo wszystko młodzi ludzie nie używają jako co drugiego słowa określeń w stylu: „zarąbisty”, „wyczesany” czy też „wypas”. A w tej grze tak niestety jest... W dodatku strasznie denerwujące są komentarze pozostałych członków żółwiej rodzinki podczas rozgrywki, kiedy to niemal co pięć sekund słyszymy te same kwestie typu „suuuuper” czy „niesamowite!”. Siła tkwi w rodzinie Fabuła TMNT jest praktycznie tylko przystawką i spoiwem łączącym kolejne etapy. Oto bowiem na początku jesteśmy świadkami retrospekcji głównych bohaterów po tym jak żółwia rodzina się rozpadła. Leonardo zostaje wysłany przez mistrza Splintera do Ameryki Południowej, by tam odzyskać medalion posiadający tajemniczą moc. Raphael zostaje w Nowym Jorku i tam pod przykryciem kostiumu staje się Nocnym Strażnikiem. Jednak jego poczynania są na tyle kontrowersyjne, że ma niemal tylu samo przeciwników co zwolenników swych poczynań. Natomiast Donatello i Michelangelo otwierają własny biznes polegający na organizowaniu przyjęć dla dzieci. Rozstanie jednak im nie sprzyjało, dlatego postanawiają na nowo połączyć swe siły i stawić czoła napierającej fali potworów, które opanowują miasto. Nie jest jednak im łatwo, ponieważ pomiędzy poszczególnymi członkami wesołej czwórki narodziły się konflikty, a więc nasi bohaterowie nie będą walczyć tylko ze złem, ale także - a może przede wszystkim - z erozją relacji w rodzinie. Rozgrywka w TMNT do złudzenia przypomina tą znaną nam z serii Prince of Persia, z tym wyjątkiem, że jest bardzo uproszczona. Kierując zatem jednym z czwórki bohaterów będziemy przemierzać ulice Nowego Jorku, kanały, zwiedzimy dachy wieżowców, a nawet wylądujemy w Ameryce Południowej. Niestety liniowość tej gry jest tak duża, że nie mamy praktycznie szans by zejść chociaż o pięć metrów ze ścieżki wyznaczonej przez twórców. Przez cały czas trwania rozgrywki jesteśmy prowadzeni za rączkę, nie ma w ogóle szans by utknąć w jakimś momencie, ponieważ ciągle zasypuje sie nas różnego rodzaju podpowiedziami co do tego, jak powinniśmy właściwie postąpić w danej sytuacji. Każdy z etapów (a jest ich kilkanaście) ma ten sam schemat. Najpierw mamy część platformową, w której to musimy pokonać różne przeszkody stojące na naszej drodze - za pomocą wysokich skoków, przeróżnych akrobacji, wspinania się po ścianach czy używaniu żółwich zdolności specjalnych. Potem przychodzi czas na walkę, która jest chyba najsłabszym elementem gry, ponieważ sprowadza się niemal do ciągłego klikania w jeden przycisk na klawiaturze. Czasem jeszcze przyda się wcisnąć klawisz odpowiedzialny za unik, ale i to rzadko się zdarza. Są jeszcze ataki specjalne, ale one również wyprowadzane są tak samo jak zwykłe ciosy. Ot, takie nudne klik, klik, klik. Nieudolność walki w TMNT potęguje jeszcze to, że toczy się ona na zamkniętym obszarze, niemal jak w ringu, z którego nie zejdziemy dopóki nie rozłożymy wszystkich adwersarzy na łopatki. I nawet pojedynki z bossami nie zmienią naszej opinii – są tak samo nudne i przewidywalne co starcia ze zwykłymi opryszkami. Co nieco o żółwiach i ich wrogach Starym koneserom żółwiej pulpy zapewne nie trzeba tłumaczyć, czym charakteryzują się i jakie noszą imiona dzielne zmutowane testudines. Jednak nie zapominajmy o młodszych graczach, do których de facto ta gra jest przede wszystkim skierowana. Na każdej planszy w danym momencie możemy kontrolować tylko jednego z „fantastycznej czwórki”, choć w późniejszych etapach nic nie stoi na przeszkodzie, by w locie zmieniać kierowanego przez nas bohatera. Najstarszym z żółwi jest Leonardo. Ten zdyscyplinowany i zabójczy facet jest dobrym przywódcą całej gromady. Jego cechą charakterystyczną jest niebieska bandana i dwie katany zawieszone na skorupie. Jego zupełnym przeciwieństwem jest Michelangelo, najmłodszy z całej czwórki, typ imprezowicza skłonnego do zabaw. Chociaż kiedy w swe dłonie weźmie parę nunchaku staje się naprawdę groźny... Donatello to najbardziej tajemniczy żółw, zamknięty w sobie, mechanik, wynalazca, „mózg” całej drużyny, którego bronią jest kij bo. Ostatni z całej paczki to postać nad wyraz intrygująca. Raphael - bo o nim mowa - to buntownik, awanturnik, indywidualista, zawsze szukający kogoś do bitki. Te cechy charakteru bardzo często źle wpływały na jego relacje z rodziną, ale kiedy zachodzi taka potrzeba, wspomaga braci swymi dwoma ostrzami sai. W TMNT możemy również wcielić się w Nocnego Strażnika, czyli mroczną stronę Raphaela oraz Cowabunga Carl, czyli „zdziecinniałą” postać Michelangelo. W grze pojawiają się jeszcze tak ważne postacie jak szczur Splinter czy reporterka April O’Neil, jednak występują one tu jakby gościnnie. Z wrogami sprawa ma się kiepsko. W zasadzie, nie licząc bossów, mamy ich jedynie cztery rodzaje. Są panowie z Milicji, którzy większej szkody nam nie zrobią, są Purpurowe Smoki, którym skopanie tyłków także nie sprawia większych problemów. Bardziej wymagające są Czarne Aligatory oraz Klan Stopy, jednak nie oszukujmy się – zorientowany w temacie gracz nie będzie miał z nimi większych kłopotów. Kłopoty w walce zaczynają się dopiero kiedy napotkamy na bossów, jednak i w tym przypadku szybko one znikają, ponieważ łatwo wpaść na pomysł jak sprawnie i skutecznie odesłać ich do lepszego świata. Turlaj żółwia, turlaj! Podczas rozgrywki goni nas czas. Nie w sensie, że musimy ukończyć dany etap w wyznaczonym limicie czasowym, ale wypada działać szybko, ponieważ na koniec nasze poczynania są poddawanie ocenie, a im jest ona lepsza tym więcej zyskujemy dodatków. Przede wszystkim za „dobre sprawowanie” odkrywamy kolejne wyzwania. Wyzwania to nic innego jak minigry, w których to lądujemy na arenach swym wyglądem przypominających wnętrze komputera z filmu Tron, a naszym zadaniem jest rozprawienie się z przeciwnikami najszybciej jak to tylko możliwe. Za każde wyzwanie możemy otrzymać maksymalnie trzy monety, które możemy przeznaczyć na różne bonusowe bajery poprawiające wygląd naszych podopiecznych. Monety należy także kolekcjonować podczas każdego etapu, bo za zebrane pieniądze możemy odblokować również dostęp do specjalnych grafik i filmików.