W samo południe, zachowując świadomą postawę

Lucas the Great
2007/10/23 12:00

Jest niemal pewnikiem, że po ogłoszeniu jakiejś imprezy w danym mieście mieszkańcy innych miast zaczynają od razu malkontencić: „Tam? Dlaczego nie u nas?”. Znosiłem to spokojnie latami, ale od jakiegoś czasu moje niezadowolenie taką postawą urosło na tyle, by zostać uzewnętrznionym. Jedni w takich sytuacjach rozwalają przystanki, inni zabazgrują sprayem zabytki, jeszcze inni spontanicznie podnoszą obroty sklepów monopolowych. Publicysta zaś może się uzewnętrznić poprzez felieton. To mniej szkodliwe społecznie od pierwszego ze wspomnianych sposobów, kulturalniejsze od drugiego i zdrowsze od trzeciego. Idealne po prostu.

Jest niemal pewnikiem, że po ogłoszeniu jakiejś imprezy w danym mieście mieszkańcy innych miast zaczynają od razu malkontencić: „Tam? Dlaczego nie u nas?”. Znosiłem to spokojnie latami, ale od jakiegoś czasu moje niezadowolenie taką postawą urosło na tyle, by zostać uzewnętrznionym. Jedni w takich sytuacjach rozwalają przystanki, inni zabazgrują sprayem zabytki, jeszcze inni spontanicznie podnoszą obroty sklepów monopolowych. Publicysta zaś może się uzewnętrznić poprzez felieton. To mniej szkodliwe społecznie od pierwszego ze wspomnianych sposobów, kulturalniejsze od drugiego i zdrowsze od trzeciego. Idealne po prostu.

Tak więc zbiorczo odpowiadam na wszystkie zasłyszane i przeczytane przez lata jęki... Dlaczego tam, a nie u was? Bo komuś się chciało coś zorganizować. U podstaw każdej imprezy – a zwłaszcza tych nie nastawionych na intensywny zarobek – stoi pasja. Stoi zapał i społecznikowska natura. Ta ostatnia jest zresztą mocno powiązana ze świadomą postawą obywatelską, czyli aktywnym, a nie biernym, uczestniczeniem w życiu swojego miasta, regionu, kraju, kontynentu, planety. Żyjemy w cywilizowanych czasach, możemy się łatwiej wykręcić. Gdyby w pradawnych czasach praczłowiek, nazwijmy go Kudłacz, marudził: „Dlaczego szczep Pięściaka ma ognisko i mamuta, a mój nie?”, to jego pula genetyczna nie zostałaby nam przekazana. Jego szczep zdechłby bowiem z głodu i zimna. Bo aby mieć mamuta i ognisko – a więc potencjalnie też sympatyczną imprezkę – należy samemu ruszyć tyłek i zadbać o siebie. Kudłacz mógł zebrać swój leniwy szczep, pójść na polowanie i skrzesać ogień. Mógł też oczywiście złożyć złosąsiedzką wizytę Pięściakowi i zabrać składniki imprezy, ale na głodniaka i zmarzniętemu fatalnie się walczy z sytymi i ogrzanymi, nawet mimo silnych bodźców motywujących. Lepiej zakazać rękawy i coś zrobić.

GramTV przedstawia:

Pora na parę przykładów. Od kilkunastu lat dwóch gości – szefów wydawnictwa Solaris – wraz z małżonkami i przyjaciółmi organizuje Międzynarodowy Festiwal Fantastyki w Nidzicy. Miasto nie jest metropolią, ale zjeżdżają się tam co roku znani pisarze, graficy i tłumacze z Polski i zagranicy. Mało kto liczy tam na status gościa, gdyż uczestnicy wiedzą, że płacąc akredytację, nie sponsorują organizatorom nowej pralki, a pomagają w tym, by Festiwal się odbył. Czyli zdalnie dokładają coś od siebie, aby potem móc się świetnie bawić w doborowym gronie. Innym przykładem niech będzie tegoroczny Polcon w Warszawie. Kilkadziesiąt osób za darmo – a nawet dopłacając, bo chociażby telefony kosztują – zorganizowało imprezę na prawie 2,5 tysiąca osób. Przez dwa lata wykrawali ze skromnej puli wolnego czasu kolejne godziny i dni, by Polcon się odbył. Szaleństwo? Nie, świadoma postawa. Społecznikostwo w najlepszym wydaniu. Te osoby dzięki temu nie musiały marudzić, że impreza odbyła się gdzie indziej, albowiem same ją zrobiły. Podobnie internauci, którzy stworzyli strony fanowskie ulubionych gier, nie muszą już płakać, że nie mogą ich znaleźć w sieci... To samo dotyczy tak naprawdę wszelakich wyborów: parlamentarnych, prezydenckich, samorządowych. Uwielbiamy narzekać na to, co czynią politycy. Problem polega na tym, że prawo do takiego marudzenia mają tylko te osoby, które głosowały. Reszta może co najwyżej narzekać na siebie. Czy naprawdę tak skrajnie trudną rzeczą jest poświęcenie kilku godzin na lekturę programów partii, programów poszczególnych kilku osób i ich życiorysów? Czy tak ciężko jest dzisiejszym Kudłaczom obojga płci ruszyć raz na kilka lat tyłek i przejść kilkaset metrów do urny wyborczej? A może ktoś myśli, że go to nie dotyczy? Ci ostatni to właśnie ci sami, którzy najgłośniej płaczą, iż dany festiwal, festyn, jarmark, zlot, targi (niepotrzebne skreślić) odbywają się w innym mieście. Płaczą, zamiast coś samemu zrobić. Żyjemy nie na bezludnych wyspach, nie możemy też w życiu pozostawać jedynie klientem, konsumentem. Człowiek jest istotą społeczną i nie powinien się od tego odcinać. Życie społeczne nas dotyczy, bez względu na to, czy tego chcemy, czy nie – więc prościej jest działać świadomie, niż czekać, aż owo życie społeczne zapuka do naszych drzwi pałkami tajnej policji, wysłanej przez rząd świadomy apatii obywateli.

W tym roku do wyborów poszło 50% procent młodych ludzi. Najwięcej w historii pokomunistycznej Polski. Niby to dobrze, ale wciąż śmiesznie mało. Czy pozostałe 50% naszej młodzieży to inwalidzi przykuci do łóżek? Nieważne, nawet wtedy można głosować, co pokazał Pan Janusz Świtaj. Im się nie chciało. Wiele osób z tych, które ruszyły się do urny, zrobiło to tylko z gniewu, ze strachu, przez negację rządzącej ekipy. To niewłaściwy bodziec, powinno się iść do wyborów świadomie, po obywatelsku – i tyle. Starsi ludzie głosują na kraj, w którym przyjdzie im żyć jeszcze przez ileś tam lat. Młodych czeka większość życia. Do wyborów poszło 50% młodych ludzi, bo 50% to dzisiejsi Kudłacze. Ponieważ dzięki zaawansowanej cywilizacji nie wyzdychają z głodu i zimna. Miejmy nadzieję, że następnym razem zmądrzeją i frekwencja wyniesie ponad 80%, jak ostatnio we Francji – czego Wam i sobie gorąco życzę.

Komentarze
15
Usunięty
Usunięty
24/10/2007 21:29

Superancki ja też ta samo ;0

Usunięty
Usunięty
24/10/2007 21:29

Superancki ja też ta samo ;0

Usunięty
Usunięty
23/10/2007 19:42

A jednak sie pojawił hehe a już myślałem... ;P




Trwa Wczytywanie