T 72 Bałkany w ogniu - rzut okiem

Grimnir
2007/10/10 20:53

...kupię sobie duży czołg...

Nieprzyjaciel w polu rażenia...

...kupię sobie duży czołg...

...kupię sobie duży czołg..., T 72 Bałkany w ogniu - rzut okiem

Zapewne każdy pamięta serial „Czterej pancerni i pies”. Abstrahując od z gruntu kłamliwej wizji historii II Wojny Światowej i naszego braterstwa broni z Sowietami, był to kawał świetnej filmowej roboty. Wyraziste postacie, wartka akcja - to wszystko, czego było potrzeba by stworzyć propagandówkę, która do dziś, mimo swej „gadzinowej” wymowy, ma spore grono miłośników. A zresztą, czy ktokolwiek wychowany w czasach gdy ten serial święcił triumfy zaprzeczy, że też chciał pojeździć takim czołgiem? Na szczęście twórcy gier komputerowych zadbali o ten segment rynku tworząc tak zwane symulatory. Jedną z takich właśnie gier jest wydana w Polsce przez Nicolas Games w serii „Wojny Bitwy i Kampanie” produkcja T 72 Bałkany w ogniu. Wprawdzie sama nazwa sugeruje, że rozbijać się po kotle bałkańskim będziemy w sprzęcie znacznie młodszym od legendarnego T34 (najlepiej o imieniu „Rudy”), jednak w praktyce jest nieco inaczej.

Była Jugosławia to kraina, która do historii przejdzie jako pierwsze (daj Boże żeby ostatnie, acz nadzieja to ściętej głowy raczej) po „upadku” komunizmu miejsce europejskiego konfliktu zbrojnego. W 1991 roku rozpoczęła się tam krwawa hekatomba, w której walczące strony bynajmniej nie przebierały w środkach. Mordowano się czym popadnie: od siekier po rakiety. A że nawet w Polsce wówczas w rezerwie mobilizacyjnej przechowywano tak nowoczesny sprzęt jak wspominane T 34, to nic dziwnego, że mogły się te czołgi i tam przydać.

...bo ruski tank nie będzie walczył za Chorwatów...

Przystępując do kampanii wcielamy się jednak nie w dzielnego chorwackiego lub też słoweńskiego bojownika o niepodległość, czy też serbskiego czetnika walczącego o „zjednoczoną” Jugosławię, lecz w rosyjskiego najemnika. Czołgistę, który po zaprowadzaniu pokoju i socjalizmu w Afganistanie, tudzież wojnie w Mołdawii, postanowił wspomóc prawosławnych braci Serbów i pod sztandarem „RRO” (Regiment Rosyjskich Ochotników) zaprowadza pokój (już bez socjalizmu) na Bałkanach. W miarę wykonywania kolejnych zadań nasz główny „gieroj” (żeby było bardziej z rosyjska) awansuje i przesiada się na coraz nowszy sprzęt, dostając również pod komendę oddziały piechoty i wozy pancerne.

Kierowanie czołgiem na polu walki to nie przelewki. A tym bardziej nie robota dla samotnego wojownika. Zatem masz szanowny Graczu lub Graczko okazję zarówno pobawić się w dowódcę czołgu (jankowokosowe – „odłamkowym ognia” niestety nie występuje wśród dostępnych komend), jego kierowcę, artylerzystę tudzież strzelca. Przechodzenie z jednej funkcji do drugiej jest błyskawiczne, wymaga naciśnięcia jednego klawisza. A tempo takich działań może okazać się nader ważnym czynnikiem decydującym o tym czy wybuchnie czołg Twój, czy przeciwnika.

Początkowo do dyspozycji mamy „nieśmiertelny” T 34/85, później w miarę osiągniętych sukcesów przesiadamy się na nieco bardziej zaawansowany technologicznie T 55, zaś na końcu czeka nas „mercedes” tej gry, czyli tytułowy T 72. Każdy z nich ma swój własny oryginalny interfejs i zdecydowanie zróżnicowane możliwości. Celowniki od działa i karabinów maszynowych róznią się w nich tak, że przesiadka z czołgu na czołg może początkowo sprawiać drobne problemy.

...a może jednak?

Poza kampanią mamy również możliwość przejścia kilku pojedynczych misji. Co ciekawe dowodzimy w nich przeciwną stroną konfliktu. Jako Chorwaci musimy powstrzymywać Serbów i ich moskiewskich sojuszników.

Misje są nader zróżnicowane. Zadaniem może być zarówno atak mający na celu przerwanie frontu, rozbicie umocnień przeciwnika, jak również obrona, misje aprowizacyjne i na przykład osłanianie ewakuacji ludności cywilnej z jakiejś zapadłej wsi. Jak to na wojnie: raz na wozie, raz pod wozem.

Przechodząc do wad i zalet T 72 Bałkany w ogniu, trudno nie zwrócić uwagi na grafikę. Niestety ciut siermiężną. W szczególności poruszanie się postaci ludzkich jest miejscami skandalicznie niedopracowane. Tak właśnie: niedopracowane, gdyż póki taki sołdat porusza się „ pionie” to sprawia jak najbardziej naturalne wrażenie. Jednak, jeśli tylko zaczyna się czołgać to przypomina w tym momencie postać wyciętą z kartonu. Wygląda to jakby twórcy gry odpuścili sobie część roboty. Wychodzili zapewne z założenia, że jak taki skubaniec będzie leżał w trawie czy innych krzakach to się go i tak nie zauważy. Do pewnego stopnia trudno się z nimi nie zgodzić, jako że jednym z najgroźniejszych przeciwników dla naszego czołgu jest właśnie zaczajony w wysokiej trawie wredny typ z wielka rurą zwaną „riucznyj protiwtankowyj granatomiot”. Oto kolejny dowód, że czołgi bez wsparcia piechoty nadają się - co najwyżej - na wielkie, drogie i piekielnie trudne do zakopania samobieżne trumny.

Kolejna rzecz to inteligencja przeciwników i sojuszników. Trzeba przyznać, że jako przeciwnik, komputer potrafi się postarać i nieźle przetrzepać nam skórę. Poczynając, od wspominanego wyżej, wesolutkiego cwaniaczka siedzącego w krzakach z RPG w garści, po wyjątkowo sprytnie ustawioną artylerię przeciwpancerną. Nader zabawnym elementem gry jest pomysł, by pokazywać grającym, co właściwie ich zabiło. Tuż po tym, gdy opuścisz ten padół łez, a resztka załogi opuści resztkę czołgu, masz możliwość przyjrzenia się swym pogromcom. Patrzysz wtedy jak kamera oddala się na kilka kilometrów, ukazując ci chłopców z obsługi działka p-panc ukrytego tak, że na piechotę byś go nie zoczył a co tu mówić o rozglądaniu się przez peryskop.

Tak samo gdy oberwiesz od pieszego łowcy czołgów , ten (będąc jednakowoż znacznie bliżej) oddala się w tak irytująco nonszalancki sposób że niemal słychać jak łajdak pogwizduje lekceważąco. O wrogich czołgach i wozach pancernych nie ma co wspominać, te są przynajmniej lepiej widoczne z daleka. Jednakowoż, kiedy wczuwając się w rolę prawdziwego eks-sowieckiego bohatera, „przypadkiem” ostrzelasz sojuszniczą bazę lub „niechcący” zaczniesz jeździć po bratniej serbskiej piechocie, to komputer nie uzna tego za cassus belli. Najwyraźniej uważa, że rosyjski sojusznik ma do wszystkiego prawo. Ach ta niezachwiana wiara w pokojowe intencje Armii Czerwonej!

”T 72 Bałkany w ogniu” nie są grą, która powala na kolana. Zbyt słaba grafika, będąca w tego rodzaju produkcjach rzeczą nader istotną skutecznie ją dyskwalifikuje z wyścigu o górne miejsca w tabeli. Jednak nie jest bynajmniej gra zła. Rozrywkę zapewnia godziwą. Zaś, jeśli weźmie się pod uwagę stosunek jakości do ceny, to można stwierdzić spokojnie – za te pieniądze to naprawdę dobry towar.

GramTV przedstawia:

Tytuł: T 72 Bałkany w ogniu Gatunek: symulator czołgu Wymagania sprzętowe: CPU 1 GHz, 256 MB RAM, karta graficzna 64 MB Plusy: + duża grywalność + niska cena Minusy: - niedopracowana grafika - szwankujące AI Czas na opanowanie: 2 godziny Poziom trudności: średni Producent: Crazy House Wydawca: Battlefront.com Polski wydawca: Nicolas Games Cena: 9,99 Wersja: polska Strona www: tutaj

Komentarze
11
Usunięty
Usunięty
13/10/2007 09:21

Jak dla fanów symulatorów gra warta tej kasy - masa opcji, nawet mnie wciągnęła, choć fanem tego typu gier nie jestem, ale niestety do czasu. Jak na jej cene to można znaleźć coś ciekawszego.

Usunięty
Usunięty
11/10/2007 11:08

Zdecydowanie najlepszy symulator czołgu od paru ładnych lat, co nie zmienia faktu że to mniej niż średniak.

Usunięty
Usunięty
11/10/2007 09:35

Ech to gniot zdecydowanie niepolecam :(




Trwa Wczytywanie