Z życia pieczarek 10/07

Andrzej Tucholski
2007/10/02 07:47
0
0

- I wtedy on go tego, tym tamtym! Dumnym trzeba być! Nie miętkim! - mocny na co dzień głos pod wpływem wykrzykiwania wrażeń już piątą godzinę z rzędu jął łamać się w gardłowe ryczenie. A postępująca skleroza narracji też nie ułatwiała. - I ten tego! Rozumiecie, ludzie?

- I wtedy on go tego, tym tamtym! Dumnym trzeba być! Nie miętkim! - mocny na co dzień głos pod wpływem wykrzykiwania wrażeń już piątą godzinę z rzędu jął łamać się w gardłowe ryczenie. A postępująca skleroza narracji też nie ułatwiała. - I ten tego! Rozumiecie, ludzie? - Rozumiemy – odpowiedzieli ludzie. - A opowiadałem już jak to roku łonego dwa tysiące siódmego żeśmy razem z resztą hałastry zro... - Opowiadałeś – przerwał zaprawionemu w bajaniu dziadowi zgodny chórek. - I w rzyć wam świeca, urągańce! - No nie, i tak opowie... - szepnął jeden siedzący w kącie sali dziadek do drugiego. Ten z kolei, okazując swe oburzenie, zabujał się ekstremalnie na bułanym foteliku. Po doraźnym uspokajaczu zaaplikowanym przez przechadzającą się nieopodal pielęgniarkę (jak jesteś taki mądry to się sam zabujaj z płozami przybitymi nailgunem do podłogi!), obaj chrząknęli znacząco. Pomyśleli o tym samym: "wcale tam nie był, a teraz o tym gada" (tak naprawdę to jeden pomyślał: "nie wziąłem dzisiaj pastylek", drugi zaś: "którędy ja dostaję te płyny?", ale ani to dramatyczne, ani do opowiadania nie pasuje, więc...). Dwa dziadki popatrzyły znowu po sobie. I, oparłszy się czołami, zasnęły ululane we wspomnienia. Ocknęły się dopiero gdy stojąca za nimi pielęgniarka zwaliła się z gracją na ziemię. Młodszy z nich założył denka od słoików na nos i popatrzył na naścienny zegar. Spali osiem godzin. Dziadki uśmiechnęły się szeroko i spojrzały w stronę sceny, spodziewając się zobaczyć ją pustą. Jak bardzo się zdziwili na widok tego samego gaduły co ostatnio to chyba może wiedzieć tylko ich karta choroby. - I tak oto nadszedł ostatni wieczór naszej przygody... Nikczemnie wyglądająca grupka młodych ludzi w jaskrawych strojach w stylu "majtki na wierzchu" stanęła na końcu jednej z mazurskich przystani i popatrzyła prosto w zachodzące słońce. Pojawiające się przed oczami mroczki i postępująca jaskra nie zniechęciły jednak Zlot Breakers, jak lubili sami siebie nazywać, przed trwaniem w tym układzie rodem z filmów SF klasy B. Bow-men Piotr, Kafar Kafar, Dziadu the Magician, piętnaście wcieleń Lifara i wielu innych Skazanych na Zlot cieszyło się na myśl o odbytych pojedynkach z różnego rodzaju Stworami, Wampirami i innymi Szerszeniami. Po pokrytym trzydniowym zarostem policzku Cioci Solci spłynęła mała, fosforyzująca na zielono łza. Żal jej było wyjeżdżać. Zresztą, miała tu wrócić szybciej niż się spodziewała, ale w tej kiczowatej chwili jeszcze o tym nie wiedziała. Na razie przeżywali rozstanie, ale każdy z nich cieszył się niesamowicie na nadchodzące dopiero dni. "Ale się będziemy lansować..." pomyśleli wszyscy i każdy z osobna. Ale o tym to opowiem kiedy indziej – zakończył z przekonywującym sapnięciem dziad. Po chwili się jednak zreflektował, że o czymś zapomniał. - No, i ten tego - dodał wcale pogodnie. Zszedł ze sceny, ale po chwili został zmuszony do taktycznego odwrotu przez istne bombardowanie sztucznymi szczękami i fragmentami stojaczków do kroplówki. - Chcemy jeszcze! - zawołał tłum. - Ale tym razem coś czego nie znamy! Dziad wywrócił oczami ze zniechęceniem, lecz kolejna salwa przedmiotów niewiadomego pochodzenia zmusiła go do stawienia czoła problemom. Wytrąbił galon Maślanki, mlasnął i poczekał krótką chwilkę aż niskoprocentowy trunek przywróci mu rumieńce. Gdy jął przypominać dwunożnego buraka, drgnął, chwycił mikrofon. - A wiecie, że w niemieckim kraju nasza ekipa gościła? - teraz mu się udało, idealnie cała sala na chwilę zamilkła. Połowie widowni pękły respiratory. - ALE JAK TO? - nad głowami tłuszczy znowu zafalowały dziwne przedmioty. - NORMALNIE! Gejmy się konwekted i w Lipcigu hale otworzyły. I tam już z górki wszystkim maniakom było, cudności tyle, że i tygodnia mało bo przecie w dwóch miejscach naraz nie będziesz. Światełka świeciły, muzyka grała, monitory nagrzewały powietrze - pełen serwis. Ale wszyscy po jakiemuś dziwnemu szprechali toteż nie wiem o co im chodziło. Ale tam też naszych pełno było, wiecie? Pełno a pełno! Wniosek więc - chyba o czymś ciekawym mówili. A i jeden z naszych tamże furorę robił! Ale do niego jeszcze dojdę. - Powiedz, kto! Powiedz, kto! - przerwał mu tłum. - Oj zaraz no... - Powiedz, kto! Powiedz, kto! - To powiem. Krótko po owej krwawej krucjacie mającej na celu przekazanie ciemnym ludom gier odbył się sabat zwany również Syrenkowym, pewnie przez wzgląd na lokalizację. Spotkać można tam było nie było nie tylko ludzi ubranych w fetyszystyczne pomarańczowe kostiumy w kształcie jeży, ale nawet niektórych spośród starych znajomych. Kto nigdy w miejscu publicznym nie zobaczył okręconej w belę różowego pluszu Fumi ten niczego jeszcze w życiu nie zobaczył. Albo na przykład taki Wampir – niby światła się boi a między ludźmi się pojawia. Normalnie nie do pomyślenia! Ale, tak na dobrą sprawę, to waga przedsięwzięcia była tak ogromna, iż nawet Sol się ogoliła. Dziwne. - Mów! Na! Temat! Mów! Na! Temat! - A co do naszego zakładowego idola... Wszystkie trzy z łącznie... - bajarz na chwilę się zająknął patrząc na swoją rękę z trzema wyciągniętymi palcami - ... z łącznie trzech prezentacji poświęconych naszemu bohaterowi, brawa dla Gieralta z trzeciego rzędu, zakończyły się sukcesem, o, takim sukcesem – dziad przy pomocy swojego łokcia pokazał jakim. - Gieralt, powiedz ty mi jednak, ile w końcu było w tej grze o tobie sutków? Bo się bardzo o to ludzie pytali a ekipie głupio było odpowiadać. - Po dwa na każdą kobietę - uśmiechnął się radośnie prezentując swoje wszystkie dwa zęby zapytany Wieśmin. - Aha - dziad nie stracił animuszu. - Muszę również pochwalić ludzi odpowiedzialnych za organizację, likwidowanie zbyt aktywnych fanów odbywało się wreszcie kulturalnie i bez większego szumu. Dobór cielęcej skóry na fotele również został dogłębnie przemyślany; tkankę mózgową się ściera z wyżej wymienionego materiału najszybciej i bez pomocy detergentów! - wielu spośród siedzących na widowni dziadków pokiwało ze zrozumieniem głową. W końcu gdzie jak gdzie, ale na prelekcji organizowanej w domu złotego wieku "Kaer Morhen 60 lat później" wszyscy znali się na rzeczy.

GramTV przedstawia:

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!