Już powyższy opis przesądza w zasadzie o sposobie rozgrywki. Mimo zmienionego silnika graficznego, usprawnień, którymi chwalą się twórcy nadal pozostajemy w sferze starego, dobrego Combat Mission. Walka o każdą piędź ziemi jest bowiem bardzo zacięta, a dokonywanie jakiś szaleństw i nieprzemyślanych akcji skończyć się może tylko katastrofą. Dlatego też tryb RTS, który wprowadzono w tej edycji serii, wydaje się kompletną pomyłką. Owszem, można sprawdzić jak działa (no jak działa? Normalnie jak RTS – wszystko dzieje się w czasie rzeczywistym), a nawet skorzystać z aktywnej pauzy, ale tak czy inaczej poziom trudności ekstremalnie rośnie, więc lepiej pozostać przy sprawdzonych turach.
Z owymi turami też jest w sumie pewien kłopot, wprawdzie typowy dla serii, ale jednak. Otóż ich ograniczona liczba w połączeniu ze wspomnianym wyżej ślimaczym tempem rozgrywki może sprawić, że na moment przed zaliczeniem zadań danej misji nagle skończy się nam czas. A wówczas nie ma przebacz - kilka godzin ślęczenia przed kompem psu na budę, bo wszystko trzeba zaczynać od początku, albo chociaż jakiegoś „pewnego” save’a. To jednak spuśćmy na karb pewnej umowności. Cała zabawa polega więc na tym, aby w trakcie owych tur wydawać jednostkom rozkazy. Jakie? Jest ich niemało. Począwszy od najprostszych komend ruchu (szybko, wolno, błyskawicznie) po różne formy ostrzału (strefowy, precyzyjny, łuk) aż po komendy specjalne związane z zabieraniem ekwipunku z pojazdów, kryciem się, rozstawianiem broni, ewakuacją, zadymianiem, dzieleniem oddziałów, wykrywaniem min oraz wchodzeniem i wychodzeniem z transporterów. Osobny rozdział stanowią rozkazy dla artylerii i lotnictwa. W zasadzie wydawać je mogą wszyscy żołnierze, w których zasięgu wzroku znajduje się przeciwnik, ale warto by robiły to wyspecjalizowane jednostki, które przekażą dokładniej koordynaty. Najlepsi obserwatorzy mają najszersze pole widzenia oraz idealne połączenie C2 z innymi jednostkami. Warto również zadbać o to, by znalazły się na odpowiedniej wysokości (np. wzniesienia, dachy budynków) oraz by miały wysoki poziom morale. Podczas wydawania rozkazu nalotu lub ostrzału wybiera się typ dział, rodzaj celu, czas trwania ostrzału, poziom opóźnienia i kilka innych parametrów. Trzeba koniecznie dodać, że ów ostrzał też jest jak najbardziej realistyczny i może się zdarzyć, że będzie niecelny, niszcząc przy okazji nasze wojska. Ot wojna i na straty trzeba być przygotowanym. Pewnym mankamentem wydawania rozkazów jest fakt, że choć można je kolejkować to nie wszystkie. O ile da się wydać komendę kilku typów ruchu, to nie wiedzieć czemu rozkazy zabrania amunicji, opuszczenia wozu, ruchu piechoty w połączeniu z ruchem pojazdu są niemożliwe do wykonania w czasie jednej tury. To błąd, bo często traci się przez to cenny czas. W dość urozmaicony sposób autorzy gry potraktowali misje. Z pozoru mamy tylko starcia na pustyniach, ale w miarę upływających godzin trafiamy do zabudowanych enklaw, na ulice miast i miasteczek, a nawet wykonujemy nocne zadania. Amerykanie są wówczas uprzywilejowani, dysponując sprzętem noktowizyjnym i zaawansowanymi czujnikami ciepła, które jak na dłoni pokazują rozmieszczenie przeciwników. Zresztą – co oczywiste – Jankesi mają generalnie lepszy sprzęt (czołgi, wozy bojowe, wsparcie artylerii i lotnictwa), co zapewnia im zazwyczaj druzgocącą przewagę w bezpośrednim starciu. Gra Syryjczykami narzuca zupełnie inną taktykę. Na wsparcie lotnicze nie ma co liczyć, a wsparcie artyleryjskie jest mocno ograniczone. Syryjczycy mogą wykorzystywać przestarzałe czołgi (np. T-55, T-72), wozy bojowe i średnio wyszkoloną piechotę. Aby skutecznie przeciwstawić się żołnierzom Wuja Sama muszą wykorzystywać niespodziewane ataki terrorystyczne, ręczne wyrzutnie rakiet stanowiące przeszkodę nie do przejścia dla czołgów oraz samochody pułapki i zdalnie sterowane ładunki wybuchowe. Na wagę złota są też pickupy z zainstalowanymi karabinami maszynowymi oraz nie wzbudzające podejrzeń taksówki. Jadący samochód, na którego tylnym siedzeniu znajduje się butla z gazem nie jest w tej grze wcale rzadkim widokiem. Jak widać, choć poziom uzbrojenia obu armii dzieli przepaść, nie oznacza to, że Syryjczycy skazani są na zagładę.