Pogromca Tony’ego Hawka?
Jeszcze jakiś czas temu mogło się wydawać, że w temacie gier z deskorolką w roli głównej powiedziane zostało już naprawdę wiele, a jedyne nowości jakie czekają na fanów gatunku, to kolejne odmiany Tony Hawka - jeżeli mają konsolę - bądź katowanie ulubionych, lecz wydanych już dawno temu, części na PC. I o ile dla pecetowców niestety nic się nie zmienia, o tyle dla konsolowców może to być naprawdę ciekawa jesień. 
O dziwo, wszystko za sprawą Electronic Arts. Wydawca, który przyzwyczaił nas raczej do odcinania kuponów od wypromowanych już serii, zdecydował się na wprowadzenie czegoś absolutnie nowego i świeżego. Czegoś, co nareszcie można nazwać symulacją jazdy na deskorolce, a nie zręcznościową grą, w której deska może i odgrywa pewną rolę, ale bardzo często bynajmniej nie taką, jaką fani, by sobie życzyli. Czegoś, co dla skaterów będzie świetnym sposobem na spędzenie jesiennych wieczorów, gdy na dworze będzie akurat padać deszcz bądź śnieg, ale także idealną alternatywą dla tych, którym darkslide śnił się po nocach, ale nie potrafili, bądź obawiali się go wykonać. Jednym słowem, dla spełnionych i nie spełnionych „skejtów”… A tym czymś jest skate.
Od zera do X-Gamera
Przygodę rozpoczniemy od stworzenia bohatera, w którego się wcielimy. Kreator ma być na tyle zaawansowany, by każdy stworzył takiego skatera, jaki tylko mu się zamarzy, ale także na tyle prosty, by przyszło mu to bez problemu. Nasze zadanie jest proste i skomplikowane zarazem. Oto jeżdżąc po mieście i wykonując ewolucje na desce mamy stworzyć swój własny styl jazdy, dostać się na okładki najlepszych magazynów skateboardowych oraz wystartować w najbardziej prestiżowych zawodach, pokroju X-Games. Jednym słowem robiąc to, co lubimy, mamy stać się sławni. Bardzo sławni. Pomogą nam w tym gwiazdy deskorolki, takie jak Człowiek, Który Przeskoczył Wielki Mur Chiński - Danny Way, skater z ekipy Flip’a P. J. Ladd, Chris Cole porównywany z samym Tonym Hawkiem oraz wielu innych.
Miasto, po którym przyjdzie nam jeździć nazywa się San Vanelona. Jedyną jego wadą jest to, że… nie istnieje naprawdę. Twórcy zrobili bowiem z niego prawdziwą mekkę, w której każdy „skejter” będzie się czuł lepiej niż w domu. Jest to wielka metropolia, zapełniona przechodniami, samochodami oraz ścigającymi nas strażnikami, ale przede wszystkim nie brakuje w niej miejsc do pojeżdżenia. Jest ich aż nadto, bowiem całe miasto – które zajmować ma całkiem spory obszar – zostało zaprojektowane w taki sposób, by jak najprzyjemniej było w nim jeździć. Ciekawą sprawą są przechodnie, których możemy albo wkurzać naszą jazdą, albo ich zadziwić – a wszystko całkowicie zależy od nas.
Realizm do bólu
Tym, co odróżni produkcję EA od tej sygnowanej nazwiskiem pierwszego człowieka, który wykonał obrót o 900 stopni w powietrzu, jest ogromny nacisk na realizm. Jak przyznają sami twórcy, skate ma być najbliższą rzeczą skateboardingowi, bez wsiadania na deskę, obdzierania sobie rąk i łamania nóg. Ma być swoistą esencją, która wyzwoli takie emocje, jakie towarzyszą nam podczas samego jeżdżenia na desce, bądź też oglądania o tym filmów, w których ekran czarują najlepsi z najlepszych, a my siedzimy z otwartymi z niedowierzania oczami i ustami.
Cały ten realizm sprowadza się do dwóch rzeczy: fizyki oraz innowacyjnego sterowania. I faktycznie, można stwierdzić, że obie się sprawdzają, a wiemy co piszemy, bowiem sami skate na tegorocznym GC testowaliśmy. Zaimplementowana fizyka sprawia naprawdę dobre wrażenie. Realistyczne, a o takie przecież chodziło. Wszystkie upadki czy triki wraz z tym co dzieje się z ciałem bohatera podczas ich wykonywania wyglądają naprawdę wiarygodnie. Do tego możemy zapomnieć o wykonaniu niewykonalnego – nie poskaczemy na parę metrów i nie pogrindujemy w nieskończoność. Zrobimy tylko to, co naprawdę można zrobić.
Najważniejszym jednak aspektem produkcji – bez którego być może całe to przedsięwzięcie mogłoby skończyć się fiaskiem – jest sterowanie, które wykorzystuje pada w zupełnie inny sposób niż dotychczas. Podczas poruszania się po ziemi musimy sami zadbać o to, by nasz skater się odpychał. Do tego szybkość i intensywność z jaką naciskamy odpowiadający za to przycisk, przekłada się na siłę odepchnięcia się od podłoża. Jednak, aby wykonać triki nie wystarczy nacisnąć któryś z przycisków. Wszystko zaczyna się od ollie (podskok), który wykonamy przechylając prawy analog na dół i po chwili, której długość odpowie wysokości skoku, przenosząc go do góry. W momencie, gdy już jesteśmy w powietrzu przyciski R1 i L1 odpowiadają za kontrolę prawej oraz lewej nogi, a R2 i L2 analogicznie sterują rękoma. Do tego w czasie lotu prawy analog odpowiada za deskorolkę, a więc by wykonać jakiś trik musimy odpowiednio operować deską oraz własnymi kończynami. To się nazywa innowacja. Co prawda, już w Tony Hawk’s Project 8 pojawił się „Nail the trick”, w którym analogi odpowiadały za nogi skatera podczas skoku, ale był to jedynie jeden z trybów. Tutaj mamy rozwinięcie tego obowiązujące cały czas.
Do tego wszystkiego dochodzi także zaawansowany edytor powtórek, który pozwoli nam elegancko zmontować filmik prezentujący szczególnie efektowny trik oraz dodać parę ciekawych elementów, w stylu zwolnienia, itp. Takowy filmik wysyłamy na serwer i pozwalamy obejrzeć całemu światu, który oczywiście go odpowiednio ocenia i komentuje. Konkursy na najfajniejszy trik nabiorą więc zupełnie innego wymiaru.
Oczywiście, wszystko to zostanie okraszone next-genową grafiką i zwalającym z nóg audio. A przynajmniej tak nalezy wywnioskować po udostępnionych screenach i właśnie owych paru chwilach przy grze spędzonych. Pozostaje jedynie kwestia premiery gry. Posiadacze Xbox 360 mogą szturmować sklepy już pod koniec tego tygodnia, bowiem gra ma swoją premierę 21 września. W troszkę gorszej sytuacji jest mniejszość posiadająca PlayStation 3, oni bowiem na skate poczekają do 12 października. Ale na tę grę warto czekać. Szkoda tylko pecetowców, którzy po raz kolejny zostali niestety pominięci.