Brian W. Aldiss – „Cieplarnia” – recenzja

Trashka
2007/08/18 22:55

Psychodeliczne zielone piekło

Psychodeliczne zielone piekło

Psychodeliczne zielone piekło, Brian W. Aldiss – „Cieplarnia” – recenzja

Wydawnictwo Solaris znów oferuje nam lekturę niezwykłą, nie pozwalając, by młodzi czytelnicy i czytelniczki stracili kontakt z hitami sprzed lat. Tym razem jest to kolejne, trzecie już, wydanie jednej z najbardziej uznanych książek Briana W. Aldissa – niesamowitej pozycji w literaturze fantastycznej i laureatki Nagrody Hugo za rok 1962 - ale nie w kategorii "powieść" (jak często mylnie jest to określane), a zbiorowo za komplet pięciu opowiadań, które później razem utworzyły powieść. Cieplarnia, gdyż o niej mowa, to chyba najoryginalniejsza powieść w dorobku owego pisarza, który przecież na brak inwencji twórczej bynajmniej nie może narzekać. Ostatecznie jest on autorem tak przewrotnych historii jak Non Stop i – co zabrzmi jeszcze bardziej przewrotnie – barwnych jak Mroczne lata świetlne.

Wiele opowieści Science Fiction z lat sześćdziesiątych trąci myszką – czy to ze względów obyczajowych, które w postaci przeróżnych drobiazgów prześlizgnęły się do fabuły, czy wreszcie z powodu niegdyś futurystycznych, a dziś dawno przebrzmiałych pomysłów na rozwiązania technologiczne. Wszystko razem drażni bądź śmieszy współczesnych odbiorców. Nie dotyczy to jednak Cieplarni. Autor pokusił się bowiem o stworzenie historii naukowo niemal nieweryfikowalnej, której bohaterowie różnią się od nas niemal tak bardzo, jak my odbiegamy wyglądem i postrzeganiem świata od, nie przymierzając, radioaktywnych gubików-mutantów z animowanego serialu o Garfieldzie.

Historia owa rozgrywa się w świecie zmienionym nie do poznania, w czasie odległym od naszej epoki o, bagatela, pięć miliardów lat. Oto Ziemia nie obraca się już wokół własnej osi – jedna jej połowa tonie w wiecznym mroku, druga praży się w iście piekielnym żarze Słońca, które niedługo (w kategoriach astronomicznych) wejdzie w ostatnią fazę supernowej. Świat zwierzęcy niemal przestał istnieć, za to niezrównanym bogactwem pleni się żywioł roślinny oraz wszelakie hybrydy roślinno-zwierzęce i roślinno-owadzie. Ludzki rodzaj przetrwał w formie szczątkowej – według porażająco odrealnionej wizji Aldissa nasi potomkowie charakteryzują się zieloną skórą, mikrym wzrostem („wysocy” chlubią się wzrostem powyżej... 35 cm) i odpowiednim do niego relatywnie małym rozumkiem. Relatywnie, bo choć kierują się głównie instynktem i prostym doświadczeniem, a także stracili zdolność do głębszej analizy rzeczywistości i tworzenia co bardziej skomplikowanych rozwiązań cywilizacyjnych, wciąż pozostali względnie inteligentni. Przynajmniej zachowali zdolność porozumiewania się i nadal żywią uczucia – smutek, radość, gniew...

W zielonym piekle trudno żyć inaczej niż z dnia na dzień, a może raczej z godziny na godzinę. Mali ludzie to już jedynie pasożyty na wielkim figowym drzewie, które rozpanoszyło się na niemal całym obszarze dawnych kontynentów. Zewsząd grozi im niebezpieczeństwo ze strony rozszalałych, dziwacznych form życia. Konstrukcja świata prezentuje się wręcz psychodelicznie. Większość gatunków posiada swoistą inteligencję (ten element budzi pewne skojarzenia z Przebudzeniem kamiennego boga Farmera), tworzy społeczności zaskakujące fantastycznością funkcjonowania. Wyobraźnia pisarza jest niespożyta, a tłumacz musiał wykazać się wielką inwencją. Marka Marszała wypada więc bardzo pochwalić za wszelakie traworsery, wierzbomordy, gębokłapy, glistogluty, żarłoziele, parzyperze i tym podobne...

Oglądamy ową surrealistyczną dla nas rzeczywistość oczyma bardzo niewielu bohaterów – już na pierwszych stronach książki śmierć zbiera swoje żniwo. Później niewielka grupka rozpoczyna wędrówkę w poszukiwaniu nowego siedliska, po drodze rozpraszając się i ginąc, a przy okazji pasjonując odbiorców wartkością akcji. Ci, którzy ocaleją, ofiarują nam jednak garść cennych spostrzeżeń na temat człowieka jako takiego, są bowiem rzeczy, które nie ulegną zmianie, nawet gdybyśmy skarleli i stracili sprawność abstrakcyjnego myślenia.

Opowieść Aldissa, oprócz oszałamiania nas wizją godną gorączkowych halucynacji, posiada też przysłowiowe „drugie dno”. Niepokoi nas groteskowymi istotami postludzkimi, krzyżówkami gatunków uwikłanymi w niewolnicze zależności, bezlitośnie wykorzystywanymi przez stworzenia bardziej przystosowane. Ważną kwestią wydaje się być pytanie o wolność, o wybór. Jakie okażą się koszty przetrwania? Czym jest właściwie „człowieczeństwo” i od czego zależy? No bo przecież nie od wzrostu czy kształtu. Niezależnie od poziomu rozwoju człowiek chce przetrwać, ale chce też mieć kontrolę nad własnym losem. Człowiek wykazuje również tendencję do roztaczania kontroli nad, co tu dużo mówić, słabszymi. Może po prostu walka o możliwość podejmowania decyzji, i nic więcej, stanowi właśnie istotę człowieczeństwa? Istotę wszystkich rozumnych stworzeń?

Czytamy o żałosnych, tragikomicznych, budzących współczucie, lecz i odrazę, brzunio-brzuchach (jedna z form postludzkich), które wykorzystywane są jako „końcówki” przez pasożytujące na nich brzunio-drzewa. I nie wiadomo, co bardziej przeraża – czy to, że owa niewola jest dla nich „slodka”, daje im poczucie, że są kochani i potrzebni, i stanowi jedyny wyobrażalny sposób egzystencji, czy to, że Gren (jeden z głównych bohaterów) odcina ich od pnączy pełniących rolę pępowiny z roślinnym „właścicielem”. Czyni to pomimo ich sprzeciwów i twierdzi z dumą, że powinni być mu wdzięczni za „wolność”. Nie rozumie i nie obchodzi go, że nie potrafią nic zrobić z tą „wolnością”. Z drugiej strony Gren walczy ze smardzem – inteligentnym grzybem, który opanował jego umysł. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Aldiss piętnuje pewne postawy. Postawy, które pozostały aktualne do dziś.

Inną kwestią, związaną z wolnością, na którą warto zwrócić uwagę (wskazuje to też Oramus w swym felietonie-posłowiu), jest problem władzy i odpowiedzialności – „(...) Rządzić, znaczy służyć, kobieto. Ci, którzy sprawują władzę, są jej niewolnikami.” A co za tym idzie, są oni odpowiedzialni wobec swoich ludzi, służą im, a nie sobie. Miejmy nadzieję, że kiedyś podobne słowa wryją się w świadomość co poniektórych polityków. Powinni poczytać „starą” fantastykę.

Cieplarnię można odczytać również jako swoisty prztyczek w nos ludzkości. Pisarz wskazuje (co akurat specjalnie oryginalne nie jest), że nie powinniśmy być tak zadufani we własną potęgę, gdyż może ona okazać się wyjątkowo złudna. Dziś jesteśmy na szczycie ewolucyjnego drzewa, jutro będziemy pełzać w jego korzeniach. Jak mówi wiersz na początku utworu: „(...) Formy, co odeszły, inne zastępują. (Ledwie oddech chwytamy, kolejne królują) (...)”

GramTV przedstawia:

Cała wizja ewolucji w wydaniu Aldissa podsuwa czytelnikom wizję koła – prezentowane przezeń gatunki dążą ponownie do zmieszania się form. To „dewolucja” oferująca nową jakość. Nową, bo życie jest tak potężne, że i tak przetrwa – gdy umrze Ziemia, jego zalążki (a może raczej pozostałości?) podążą w kosmos. Tym sposobem autor oferuje też nadzieję.

Z całą pewnością Cieplarnia stanowi pozycję, którą koniecznie trzeba przeczytać. Jednakże należy też powiedzieć, iż nie pozbawiona jest pewnych drobnych wad. Niektóre rozwiązania fabularne kłują w oczy naiwnymi uproszczeniami. Oczywiście, nie one są najważniejsze, lecz wnikliwi czytelnicy i czytelniczki zapewne uśmiechną się pobłażliwie, zapoznając się z historią upadku ludzkości oraz z wyjaśnieniem smardza (inteligentnego grzyba), w jaki sposób przebiegała ewolucja człowieka i komu zawdzięcza on cywilizację. Drażni także fakt, iż różne ludzkie i postludzkie grupki, jak również wszelkie te inteligentne, a tak odmienne od siebie, stworzenia mogą się bez problemów porozumiewać (mają wmontowany jakiś biologiczny translator?). Z drugiej strony, to wszak bardziej metafora posiadająca cechy upiornej baśni aniżeli Hard Science Fiction. Tak czy owak, zachęcamy do lektury.

Plusy: + niesamowicie wręcz oryginalny pomysł na fabułę + oszałamiająca kreacja świata + wartka akcja + „drugie dno” + słowotwórstwo zasługujące na oklaski (tak w przypadku autora, jak i tłumacza) Minusy: - naiwność niektórych rozwiązań fabularnych - pustka ostatnich stron (którą mogły wypełnić choćby informacje o innych pozycjach wydawniczych)

Tytuł: Cieplarnia Autor: Brian W. Aldiss Przekład: Marek Marszał Wydawnictwo: Solaris, 2007 rok Wydanie: oprawa twarda z obwolutą, 290 str. Cena: 39,90 zł Strona www: tutaj

Komentarze
25
Usunięty
Usunięty
20/08/2007 18:53

Widziałem też notkę w NFS, zachęciła mnie już i ona, a ten tekst utwierdził w przekonaniu, że koniecznie do twórczości pana Aldissa trzeba sięgnąć.

Usunięty
Usunięty
19/08/2007 14:20

Nie czytałem tej książki a wydaje się być całkiem ciekawa. Lubię takie oryginalne pomysły i taką oryginalną fabułę, pewnie będzie mi się przyjemnie czytać, więc muszę po nią sięgnąć...

Usunięty
Usunięty
19/08/2007 14:20

Nie czytałem tej książki a wydaje się być całkiem ciekawa. Lubię takie oryginalne pomysły i taką oryginalną fabułę, pewnie będzie mi się przyjemnie czytać, więc muszę po nią sięgnąć...




Trwa Wczytywanie