Z życia pieczarek 06/07

Michał Amielańczyk
2007/05/15 08:09
0
0

„Ibiza? Nieee, za gorąco i się wstydzę... Honolulu? Eee, głupio się nazywa... Scopabanana? To chyba gdzieś w Australii a ja się boję niedźwiedzi...” Tak to sobie deliberowałem przeglądając pamięć mojego wściekle różowego Pip-Boya. Choć złom to niemożliwy (od dobrego miesiąca wyskakują jakieś błędy, coś o braku wody), to ma jednak parę użytecznych funkcji. Moduł ZomerFerjen’87 to niezastąpione źródło informacji o miejscowościach wypoczynkowych na całym świecie. A jak pamiętacie, właśnie pragnąłem zmienić klimat., w Rynnie zmyło już nawet asfalt. W końcu dotarłem do interesującej pozycji: „Czarnobyl – cicha, urokliwa miejscowość na Ukrainie. Błogi spokój, samotność i opalenizna w parę chwil gwarantowana przez promieniowanie.” Nieco zaniepokojony zapytałem Pip-Boya: „Chodzi o promieniowanie słoneczne”? „Też.”.

„Ibiza? Nieee, za gorąco i się wstydzę... Honolulu? Eee, głupio się nazywa... Scopabanana? To chyba gdzieś w Australii a ja się boję niedźwiedzi...” Tak to sobie deliberowałem przeglądając pamięć mojego wściekle różowego Pip-Boya. Choć złom to niemożliwy (od dobrego miesiąca wyskakują jakieś błędy, coś o braku wody), to ma jednak parę użytecznych funkcji. Moduł ZomerFerjen’87 to niezastąpione źródło informacji o miejscowościach wypoczynkowych na całym świecie. A jak pamiętacie, właśnie pragnąłem zmienić klimat., w Rynnie zmyło już nawet asfalt. W końcu dotarłem do interesującej pozycji: „Czarnobyl – cicha, urokliwa miejscowość na Ukrainie. Błogi spokój, samotność i opalenizna w parę chwil gwarantowana przez promieniowanie.” Nieco zaniepokojony zapytałem Pip-Boya: „Chodzi o promieniowanie słoneczne”? „Też.”.

***

GramTV przedstawia:

-Ja tu widzę niezły burdel! Takie oto słowa padły z ust jednej z uczestniczek wycieczki. Co ciekawe, wcale nie dotyczyły sporego budynku naprzeciwko (był to zresztą ratusz), a kilkunastoosobowej grupy małolatów ubranej w radzieckie mundury i biegającej dookoła nas z obrzynkami w rączkach. Nasz przewodnik szybko wyjaśnił: -To są, psze pani, dzieci naszego burmistrza, Wasilija Stalkera. Jest też pisarzem... -Musi być niesamowicie płodny... – zauważyłem. -Tak, wydał ponad sto książek. W tym momencie dwójka umorusanych dzieciaków przegalopowała obok nas wymachując młotkami i drąc pysie na sposób głośny i ordynarny („Przybijaj, przybijaj!”). Widać, że tutejszej młodzieży przydałby się jakiś edukator... -Roman! Gdzie ty nas wywiozłeś?! – wrzaśnięto mi nagle nad uchem. To pani Kleofasa Tyszka, dosyć nerwowa osoba, postanowiła werbalnie wyrazić swą irytację. – Nie po to w końcu na emeryturę przeszłam, by spędzać wczasy w takiej dziurze jak ta! Swój wiek mam, młody, z niejednego chleba piec jadłam! Myślisz że możesz wykiwać mnie tylko dlatego, żem w podeszłym wieku kobiecina?! O, tak się zgina dziób Lenina, panocku! Weźmiesz nas teraz zawieziesz na... na Komory! O...! Tu nasz biedny przewodniko-pilot pozwolił sobie na mało stosowny żart... -Pani chce do komory? Haha? -Cooo?! Pan sugerujesz że ja... na gazie...?! -Ale... -Spieprzaj, Dziadu! – zawyła potępieńczo, potępiająco i wulgarnie (pewne jest, że podobna wypowiedź nie przeszłaby u polityka), nasunęła beret na czoło i wskoczyła do wycieczkowego aeroplanu, którym tu przybyliśmy (nr boczny G-rób006) . Za nią poczłapała cała reszta grupy a w końcu i sam nieszczęsny pan Romek (zwany „Wesołym”). Na miejscu pozostałem tylko ja (mi się tu nawet podobało, czułem się „jak u mamy”). Aeroplan wystartował więc beze mnie (po chwili jednak i tak wrył się w glebę – zapomnieli wciągnąć kotwicę). Ja zaś spokojnie wyruszyłem celem jak najdokładniejszego zapoznania się z leżącą przede mną Żoną... (tak napisano na ładnym, żółto-czarnym znaku wsadzonym pomiędzy czyjeś dawno oskubane z mięsa żebra, choć tzw. Kropkę Nad Ż dostawił najpewniej autor widocznego nieco niżej pozdrowienia: „Tó byliźmy – Jakub W., Semen K. & Justyna M.”).

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!