W zeszłym tygodniu nie bez kozery pisałem o rozrywce elektronicznej w Azji. Daje mi to, czego część z was się słusznie domyśliła, wyjście do napisania czegoś o konsolach. Nie poważę się jednak jeszcze na porównanie ich i PCtów, zamiast tego postaram się obalić kilka mitów, które w Polsce wokół tego tematu narosły.
Podstawowym argumentem przeciw posiadaniu konsoli, jest cena gier. Patrząc po półkach sklepowych wahają się one gdzieś między 200 a 300 zł. Oczywiście można znaleźć zarówno droższe jak i tańsze tytuły, lecz na potrzeby tego felietonu przyjmę przeciętną sumę 250 zł. Porównując to z przeciętną ceną 100 zł (oczywiście podobnie jak w przypadku konsol wahają się między 50 a 150 zł, ale jakieś uproszczenie przyjąć muszę), którą płacimy za gry na PCty faktycznie wydaje się to dużo. Mało kto jednak zwraca uwagę na koszty ukryte, które wiążą się z ceną samego sprzętu.
Weźmy na przykład taki Test Drive: Unlimited. Można w niego grać zarówno na Xboksie 360 jak i komputerze osobistym. Jednakże aby cieszyć się podobną jakością odczuć musimy wydać na blaszaka około 5,5 tysiąca złotych (wliczając w to wszelkie peryferia i zakładając, że nie kupujemy szmelcu z hipermarketu, który rozleci się po roku), podczas gdy za pudełko Microsoftu damy około 1600 zł. Oczywiście można by tu doliczyć jeszcze cenę telewizora, ale ten akurat jest już standardem w polskich domach, więc pozwalam sobie przyjąć, że go nie kupujemy. Zatem za TDU w wersji PC płacimy jakieś 5600 zł a na Xboksie jedynie około 1850 zł.
Jak zatem widać, aby dorównać cenie peceta musimy do Xboksa dokupić jakieś 16 gier. Jednakże jeżeli założymy, że w tym samym czasie kupimy tyle samo tytułów na PC to jego cena podskoczy o kolejne 1600 zł. Idąc dalej tym tropem ceny obu maszyn wyrównują się dopiero po jakichś 24 tytułach, a miłościwie nie doliczyłem kupna oprogramowania blaszaka, zakładając, że większość sprzedawców oferuje przynajmniej te podstawowe w cenie zestawu. 24 tytuły to dwie skończone gry miesięcznie, czyli luksus na który mogą sobie zazwyczaj pozwolić jedynie osoby wciąż się uczące a nie te, które starają się pogodzić dom, pracę i jeszcze chęć pogrania. Dla nich jest to, przy sprzyjających wiatrach, około 1,5 roku rozrywki, czyli czas po którym warto zainwestować w jakiś nowy podzespół na komputerze osobistym aby cieszyć się nowymi, lepszymi tytułami. Zatem czeka nas kolejny wydatek rzędu około 1400 zł a więc kolejne sześć gier na konsolę i tak można liczyć dalej.
Zarówno o PC jak i konsoli należy myśleć jak o długoletniej inwestycji. Jeżeli decydujemy się na tego pierwszego to musimy mieć na uwadze to, że po dwóch latach należy w niego ponownie zainwestować. Oczywiście zazwyczaj już nie tak dużo jak na początku, ale przy sprzyjającej aurze i tak dopłacamy do niego połowę jego pierwotnej wartości. O zmianie konsoli powinniśmy zacząć myśleć dopiero po jakichś czterech latach, kiedy to na rynku ukaże się kolejna platforma. A i tak mamy wtedy jeszcze jakiś rok zanim na naszą staruszkę przestaną wydawać nowe tytuły. W tym czasie naszymi jedynymi wydatkami z nią bezpośrednio związanymi (naturalnie poza grami) jest okazjonalna wymiana zużytych padów, a nie oszukujmy się, przy kwotach o jakich tu mówimy to sumy doprawdy groszowe. Jak zatem widać mit o nieopłacalności zakupu konsoli jest jakąś kolosalną bujdą wyssaną z palca.
Naturalnie zdaję sobie sprawę, że w tej chwili trudno się bez PCeta w domu obejść a jeśli chodzi o możliwości pracy to konsola go nijak nie zastąpi. Jednakże być może warto pomyśleć o zakupie tańszego komputera osobistego do pracy i konsoli do zabawy.
Dzisiejszy felieton nie wyczerpuje oczywiście tematu konsol, dlatego też wrócimy do niego w przyszłym tygodniu.
Pozdrawiam Was nocne marki.