Wydawcy należą się słowa uznania, Miasto śniących książek jest wydane po prostu ślicznie. Twarda oprawa i urocze ilustracje w cenie niecałych czterdziestu złotych to naprawdę miły widok dla każdego kupującego nałogowo książki...
Wróćmy jednak do zawartości tego dosyć grubego tomiszcza. Głównym bohaterem powieści jest młody początkujący pisarz, niejaki Hildegunst Rzeźbiarz Mitów. Jest to niewyróżniający się niczym młody dinozaur o tradycyjnym dla swego gatunku zamiłowaniu do literatury. Mieszka on sobie spokojnie w Twierdzy Smoków i usilnie próbuje stworzyć coś na poziomie drukowalności. Pomaga mu w tym jego „ojciec poetycki”, czyli ktoś w rodzaju literackiego mentora. W przypadku naszego młodzieńca jest to Dancelot Tokarz Sylab, autor wiekopomnego zapewne, lecz niestety jedynego dzieła „O rozkoszach ogrodu”, traktującego o meandrach tresury kalafiorów. Jako że Dancelot jest dinozaurem stojącym już na progu wieczności, w testamencie przekazuje swemu uczniowi ważną dlań tajemnicę (tak, zawsze musi być jakaś tajemnica w testamencie, to taka tradycja lub stary przywilej, jak napisałby Robert Rankin). W ręce – a może raczej szpony? - Hildegunsta wpada opowiadanie nieznanego autora, które kiedyś jego szlachetny mentor, zasiadający w niezliczonych komisjach konkursów literackich, otrzymał w liście. Opowiadanie tak genialne, tak doskonałe w formie i treści, że po jego lekturze czytelnik nie jest w stanie sam dalej tworzyć. Skonfrontowany z absolutnym ideałem, prawdziwym literackim „świętym Graalem”, człowiek (lub jakaś inna bestyja, w Camonii ilość inteligentnych gatunków przekracza granice zdrowego rozsądku), zostaje wręcz ogłuszony świadomością, iż nigdy mu nie dorówna, a o prześcignięciu to nawet pomarzyć nie śmie. Istota taka może tylko porzucić trudny fach pisarski i zająć się sadzeniem pietruszki na przykład, lub też wcześniej wspominanych kalafiorów. Młody dinozaur przybity zarówno śmiercią kochanego starca, jak kryzysem mocy twórczych i poczucia własnej wartości, wyrusza na poszukiwanie genialnego pisarza. Jedyne, co nasz bohater wie, to fakt, iż nieznany Autor (właściwie to chyba AUTOR) miał udać się do sławnego Księgogrodu w celu znalezienia wydawcy dla swej twórczości. I właśnie w tym dziwnym co nieco mieście, nasz bohater przeżyć ma przygodę będącą tematem tej powieści.
Świat wykreowany przez pana Moersa nie jest logiczny ani spójny. Świat taki, jaki przedstawił w Mieście śniących książek nie ma szansy zaistnieć choćby teoretycznie Nie oszukujmy się, Czytelnik poszukujący tu klimatów w stylu George’a R.R. Martina zawiedzie się. Ale Walter Moers nie napisał traktatu historycznego tylko baśń. Piękną, malowniczą i miejscami wzruszającą baśń o miłości do książek. Książek, wokół których kręci się cała Camonia. Zaiste fascynujący jest ten kraj, gdzie bestsellerami są książki dla analfabetów. Zresztą takich „kwiatków” jest więcej, choćby produkowane przez radykalną sektę terrorystyczną (na szczęście już nieistniejącą) Analfabetyczne Książki Terrorystyczne, wybuchające podczas lektury, książki toksyczne - ba - nawet żywe książki, książki naszpikowane pułapkami, nasączane uzależniającymi substancjami wywołującymi strach (szczególnie często używane przez wydawców literatury grozy). Camonię zamieszkuje mnogość gatunków inteligentnych istot wszelkich rozmiarów i proweniencji, z których to gatunków każdy ma swą literaturę „narodową”. Bogactwo tego świata naprawdę urzeka.
Osobną sprawą jest kwestia przekładu. Walter Moers nie napisał powieści łatwej do tłumaczenia. W tekście roi się od anagramów i gier słownych. Trzeba przyznać, że tłumaczka, pani Katarzyna Bena, „odwaliła” kawał bardzo dobrej roboty translatorskiej.
Kolejną sprawą są ilustracje. Naprawdę doskonale współgrają z tekstem. Nie jest to jednak zbyt dziwne, jeśli weźmiemy pod uwagę, że ilustratorem dzieła był jego Autor, utrzymujący się zresztą również z rysowania komiksów.
Walter Moers stworzył piękną książkę. Piękną zarówno pod względem warsztatu literackiego jak i graficznego. Czytając tę baśń na pewno będziecie się dobrze bawić. Warto zwrócić uwagę na nazwiska pisarzy występujących w powieści. Ktoś może się okazać kimś zupełnie innym, co więcej dobrze znanym. Jeśli za zachodnią granicą jest więcej takich autorów, to zaiste wielka szkoda, że ta literatura jest u nas tak mało znana...
Plusy:
+piękna baśń nie tylko dla dzieci
Minusy:
- Gdzie jest następny tom?!
Autor: Walter Moers
Tytuł: Miasto śniących książek
Przekład: Katarzyna Bena
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie, 2006
Wydanie: twarda, 455
Cena: 39,90 zł
Strona WWW: brak