Dark Messiah of Might and Magic - rzut okiem

Might, ale czy Magic?

Muka!

Might, ale czy Magic?

Might, ale czy Magic?, Dark Messiah of Might and Magic - rzut okiem

Sagę Might and Magic, bo trudno to już nazwać serią gier, zna chyba każdy miłośnik komputerowej rozrywki. Dziewięć tytułów w konwencji cRPG, pięć odsłon turowej strategii, oraz kilka prób stworzenia gier akcji w tym nośnym uniwersum. Niestety, jak pokazał nam to przykład choćby Crusaders of Might and Magic, czy Warriors of Might and Magic, były to dotychczas próby raczej mało udane, gry nie satysfakcjonowały ani miłośników świata M&M, ani maniaków gier akcji.

Twórca serii, firma The 3DO Company, stała się już przeszłością, na scenie zaś pojawił się (posiadający prawa do tytułu) Ubisoft. Zaczęło się od nadspodziewanie udanego powrotu słynnych „herosków”, których piąta odsłona przywróciła tej serii należyte miejsce w panteonie ginącego gatunku strategii turowych. Co prawda większość fanów odsądziła od czci i wiary decyzję Ubisoftu o całkowitym odejściu od poprzedniej linii fabularnej, nie przeszkodziło im to jednak po raz kolejny zagrywać się do białego rana.

Kolejna decyzja wydawcy wzbudziła również wiele kontrowersji i pytań. Kolejnym z trzech zaplanowanych przez Ubisoft tytułów w świecie Ashan miała być bowiem typowa gra akcji, z charakterystycznym dla tego gatunku widokiem z perspektywy pierwszej osoby. Oczywiście zaczęło się od szumnych zapowiedzi: nowatorski system walki, niespotykana fizyka, fascynująca fabuła i oszałamiające wrażenia audiowizualne. Kiedy pojawiły się pierwsze informacje na temat wykorzystanego w grze silnika graficznego, zrodziła się nadzieja, że część z tych zapowiedzi może okazać się prawdą. Zdecydowano się bowiem na użycie znanego doskonale z Half-Life 2 silnika Source, który w swoim czasie był swoistą rewolucją w świecie gier.

Leanna, czyli jak Wam się podobam?

Graficznie, szczególnie w przypadku maksymalnych ustawień, gra prezentuje się bardzo dobrze, chociaż szczerze powiedziawszy, nieco monotonnie. Winna temu jest specyficzna konstrukcja poszczególnych poziomów, gdyż znakomitą większość czasu spędzamy zwiedzając różnego rodzaju lochy, podziemia i ponure wnętrza starożytnych budynków. Nieliczne sceny rozgrywające się na zewnątrz potrafią być zresztą niezłym benchmarkiem dla naszego peceta – framerate na „świeżym powietrzu” potrafi bowiem niekiedy spaść w bardzo drastyczny sposób. Jest to o tyle dziwne, że raczej nie obfitują te lokacje w nadmiar obiektów, czy szczególnie wymyślną aranżację. Co więcej, modele drzew wyglądają słabo, żeby nie użyć kolokwialnego zwrotu, biednie. Zdecydowanym plusem jest jednak fakt, że gra powinna działać nawet na starszych komputerach.

Zachwycić mogą za to animacje postaci. I nie chodzi tutaj o ich wygląd, czy ilość polygonów przypadających na każdy model, bo te są po prostu ładne i starannie wykonane, lecz o animację ich ruchu. Każdy, kto choć raz widział gobliński atak z wyskoku, czy „pływającego” majestatycznie w powietrzu paokai, wie o czym mowa.

Co najciekawsze zaś, nasz Sareth jest jednym z nielicznych bohaterów gier FPP, którzy posiadają... swoje nogi. Rzecz oczywista, a najczęściej pomijana przez innych twórców, wyraźnie preferujących umieszczone na ruchomej podstawie dłonie z bronią. Odwzorowanie ruchów naszego bohatera, to absolutna perfekcja. W czasie przemieszczania się, wspinania, czy wykonywania jakichkolwiek innych akcji mamy wrażenie, że bierze w tym udział całe jego wirtualne ciało, odpowiednio się kołysząc, czy wychylając. Małe, a cieszy, dodatkowo przydając realizmu i smaczku rozgrywce. Równie smakowicie prezentują się wizualizacje zatrucia, czy choćby ciężkiego zranienia - odpowiednio użyty blur i filtry obrazu dają niesamowicie psychodeliczny i klimatyczny efekt.

Jedno trzeba twórcom przyznać – jeśli chodzi o wykorzystanie w trakcie rozgrywki możliwości interakcji, jakie daje ten engine – stanęli oni na wysokości zadania. Nasz bohater może bowiem między innymi podnosić i przestawiać różnego rodzaju skrzynie i beczki, używając ich nie tylko jako pomocy w dostaniu się na położoną wyżej półkę, ale również jako improwizowanej broni. Zresztą, jednym z założeń rozgrywki jest maksymalne wykorzystanie w czasie walki środków, jakie zapewnia nam otoczenie. Od zwykłego rzutu skrzynią, po przecięcie lub przestrzelenie liny podtrzymującej wiszące nad głowami wrogów beczki, czy zniszczenie podpory, podtrzymującej platformę pełną skrzyń i pakunków.

Miejscami prowadzi to do nieco kuriozalnych efektów, czego najlepszym przykładem są rozmieszone niemalże wszędzie palety nabijane zaostrzonymi kołkami, czy stalowymi kolcami. Po kilku godzinach zabawy można dojść do wniosku, że to najbardziej popularny element dekoracyjny w świecie Ashan. Pradawny kult brony? Może więc nie „Dark”, ale jak śpiewał James H. - „Lepper Messiah”? Jeśli jednak pominąć tego typu szczegóły, sam zamysł jest rewelacyjny i dobrze zrealizowany. Naprawdę dużo radości daje wepchnięcie przeciwnika w ognisko i podpalenie, nadzianie na zaostrzone pale, zrzucenie z klifu, czy przygniecenie monumentalnym posągiem.

Mesjasz, czyli ogniem i mieczem

Gra jest brutalna, można pokusić się o stwierdzenie, że nawet bardzo brutalna. Podczas walki, po wyprowadzeniu odpowiedniego ciosu, jesteśmy w stanie oddzielić od reszty ciała wybrane dowolnie odnóże przeciwnika, a nawet sprawić, że dosłownie straci głowę. Jucha tryska przy tym efektownie na lewo i prawo, a po kilku już ciosach trzymane przez nas narzędzie zbrodni przybiera purpurową barwę.

Wspominaliśmy już, że zapowiadano rewolucyjny system walki. I rzeczywiście, potyczki z przeciwnikami, to cała gama możliwości: ciosy słabe i szybkie, potężne lecz powolne uderzenia, bloki, zasłanianie się tarczą, szarże i kopniaki. Właśnie, kopniaki. Chyba nie takie było zamierzenie twórców, jednak właśnie ten specyficzny cios, zadawany najczęściej w tylną część ciała, jest de facto najpotężniejszą bronią w grze. Gdybyż chodziło tylko o samo zepchnięcie wrażej istoty w przepaść. Jednak „kopa” można „sprzedać” również w czasie bezpośredniego starcia, co najczęściej niezwykle skutecznie odrzuca od nas oponenta. „Z buta” właśnie wpychamy naszych wrogów na wystające kolce i do ognisk. Zaś trafienie w zacną część ciała dowolnego goblina nadaje mu taki pęd, że nieraz ma się ochotę zakrzyknąć: „home run!” i pobiec do ostatniej bazy.

Nie zmienia to jednak faktu, że sam system walki jest jednym z najlepszych i najbardziej efektownych, a zarazem realistycznych, z jakimi mieliśmy do czynienia. Potyczki, szczególnie w początkowej fazie rozgrywki, potrafią w pełni usatysfakcjonować, zmuszając do stosowania różnorodnych taktyk i metod. Co chwila odkrywamy z radością kolejne niuanse i smaczki, choćby fakt, że w momencie jednoczesnego wyprowadzenia ciosu miecze uderzają o siebie ze szczękiem, krzesząc przy tym snopy iskier. Tym bardziej, że SI (w czasie samych starć) stoi na wysokim poziomie, przeciwnicy potrafią niekiedy (nie)przyjemnie zaskoczyć, choćby stosując którąś z „naszych” sztuczek – chwila nieuwagi i na głowę Saretha spada sterta beczek lub celny kopniak posyła nas poprzez ognisko na najeżony kolcami grill.

GramTV przedstawia:

Jednak nie samym żelastwem Sareth żyje, kiedy znudzi nam się tłuczenie ciężkimi przedmiotami po orkowych łbach, zawsze możemy sobie takiego brzydala przysmażyć, zamrozić, czy nawet zminiaturyzować i podeptać. To wszystko dzięki magii, której nasz adept również może używać. Co prawda samych zaklęć nie ma zbyt wiele, jednak wraz z rozwojem postaci stają się one coraz potężniejsze i szybko okazuje się, że zaoferowana nam przez twórców ilość w zupełności wystarcza. Ciekawostką jest również zaimplementowanie w grze wersji fantasy Half-Life’owego gravity guna – ot nazywa się to teraz czarem Telekinezy, a działa niemalże identycznie.

Sareth, czyli kim będę, kiedy dorosnę

Mimo typowo zręcznościowego charakteru rozgrywki, Dark Messiah oferuje nam również pewne elementy znane z gier cRPG. Otóż nasz heros, wraz z postępem w grze i wykonywaniem kolejnych zadań, zdobywa punkty umiejętności, które następnie można dowolnie rozdysponować, w ramach jednego z trzech drzewek rozwoju. W ten zresztą sposób budujemy jego „profesję”, bowiem właśnie poprzez odpowiedni balans umiejętności określamy jego status w trójkącie wojownik-mag-łotrzyk. Cieszy również fakt, że w przeciwieństwie do większości klasycznych cRPGów punkty te otrzymuje się jedynie za wykonanie zadań, nie zaś zabitych wrogów. Możemy jednak zapomnieć o stworzeniu Super-Herosa-Od-Wszystkiego, ilość punktów jest tak skalkulowana, że wymusza w pewnym momencie specjalizację. Teoretycznie mamy więc do czynienia z grą, którą można ukończyć przynajmniej na trzy sposoby.

Teoretycznie, bowiem każdy ze stylów gry po pewnym czasie jednak rozczarowuje. Walki stają się z czasem monotonne i zaczynają nudzić, nie zmienia tego nawet sporadyczne pojawienie się bossa. Po początkowej fascynacji, szybko zaczynamy dostrzegać powtarzalność i popadamy w nudny schematyzm. W przypadku magii, po kilku eksperymentach również dochodzimy do wniosku, że tak naprawdę przydatnych jest tylko kilka zaklęć i na nich zaczynamy się całkowicie skupiać. Jeśli chodzi o grę łotrzykiem, ta ścieżka wydaje się mieć największy potencjał, jednak szybko wychodzi na jaw, że gra stworzona została z myślą o beztroskim wyżynaniu wszelakich niemilców. Nie jest to, niestety, Thief, zbyt często trzeba stawać do bezpośredniej i otwartej walki z przeważającymi siłami wroga.

Mniej więcej od połowy gry zaczynamy również dostrzegać, że coraz mniej w nas motywacji, by kontynuować rozgrywkę. Zaczyna się męczące i mozolne łażenie po kolejnych poziomach kolejnych budynków i jaskiń, szukanie miejsc, gdzie da się wbić strzałę z liną, i co jakiś czas eksterminowanie kolejnych przeciwników. Brak tutaj jakichś wciągających zagadek, o które przy takim klimacie gra aż się prosi. Zamiast tego, twórcy fundują nam, niczym w starym Tomb Raiderze, ukryte lokacje z precjozami i bronią.

Nie sprzyja temu również sama fabuła, która, jak cała gra, zaczyna się mrocznie i intrygująco, szybko jednak staje się bardzo przewidywalna i ostatecznie prosta niczym konstrukcja cepa. Owszem, jest to gra akcji i tego przede wszystkim należy się po niej oczekiwać, jednak musimy przyznać, że spodziewaliśmy się czegoś więcej, niż tylko opartego na dość oklepanych schematach pretekstu do krwawej wyżynanki. Tym bardziej, iż wielość pomysłów i atrakcji upchniętych w tym tytule sugerowała coś więcej, niż zwykłą siekaninę. Na dodatek gra jest niestety dość krótka, kilkanaście godzin w zupełności wystarczy, aby bez problemu dojść do jednego z trzech (a w zasadzie czterech) możliwych zakończeń.

Xana, czyli gorzka prawda

Niestety, mało wciągające są tryby gry wieloosobowej, choć teoretycznie tutaj właśnie powinien tkwić wielki potencjał tego tytułu. Jednak wciąż złe zbalansowanie pięciu dostępnych profesji (nadzieja w łatkach) i - przede wszystkim - brak tego trudnego do określenia „czegoś” sprawiają, że po kilku sesjach online zapominamy o tej grze, wracając choćby do nieśmiertelnego Counter-Strike’a.

Trudno tak naprawdę jednoznacznie ocenić ten tytuł. Z jednej strony mamy tu bowiem rewelacyjnie zrealizowaną walkę wręcz, wręcz porażającą swym brutalnym realizmem, z drugiej jednak, nawet ona zaczyna po jakimś czasie zwyczajnie nużyć. Podobnie zresztą, jak całość rozrywki, która mimo wielu prób uatrakcyjnienia, dość szybko zaczyna popadać w schematyzm i powtarzalność. Grze przede wszystkim zaczyna od pewnego momentu brakować „pazura”, staje się zbyt przewidywalna i monotonna.

Niestety, choć zgodnie z myślą Mistrza Hitchcocka, gra zaczyna się niemalże od trzęsienia ziemi, to jednak w późniejszych etapach, napięcie miast wzrastać, stopniowo opada. I chyba właśnie to jest największym grzechem tego tytułu. Jednak dla każdego, kto nie będzie oczekiwał po Mrocznym Mesjaszu niczego więcej, poza pretekstem do urządzenia kolejnej krwawej łaźni bandzie goblinów, jest to gra godna polecenia. Może nawet pozycja obowiązkowa... szkoda tylko, że trochę zabrakło grze tego tytułowego „magic”.

Tytuł: Dark Messiah of Might and Magic Gatunek: First Person Slasher Wymagania sprzętowe: sprawdź tutaj + realistyczna i dynamiczna walka + interakcje z otoczeniem + animacje postaci + brutalność i krwistość Minusy: - po jakimś czasie zaczyna być monotonna - pretekstowa i przewidywalna fabuła - krótka rozgrywka - brutalność i krwistość Czas na opanowanie: 15 min. Poziom trudności: średni Producent: Arkane Studios Wydawca: Ubisoft Polski wydawca: CD Projekt Cena: 99,90 zł Wersja: polska, kinowa Strona www: http://darkmessiahgame.uk.ubi.com/

Komentarze
27
Usunięty
Usunięty
11/09/2007 21:13

TopSeller będzie edycją limitowaną ?

Usunięty
Usunięty
11/09/2007 21:11

TopSeller będzie edycją limitowaną

Usunięty
Usunięty
29/08/2007 21:45

mam pytanie czy wy macie jakąś inną czcionkę czy inne obrazki u mnie wygląda to o ciupinke inaczje możecie co o tym powiedzieć??




Trwa Wczytywanie