Wierzcie lub nie ale dziś przyszło mi pisać podczas lotu pasażerskiego, a więc znajdując się mniej więcej na wysokości 3000 metrów nad poziomem morza. W związku z tym nie mam chyba innego wyjścia jak tylko napisać coś na temat symulatorów wszelkich latających pojazdów. W ciągu tych 20 lat kiedy to rynek rozrywki elektronicznej przeżywa nieustający boom powstało ich naprawdę wiele. Wciąż pamiętam jak będąc nastolatkiem wypatrywałem wspaniale się zapowiadającego tytułu jakim był X-21 Retaliator.
Kto dziś pamięta tę grę? A przecież była to taka rewolucja. Wspaniała grafika, misje wiążące się z celami zarówno powietrznymi jak i naziemnymi no i ten realizm lotu... Istne cudo. Choć muszę przyznać, że i tak nigdy nie przebił symulatora markowanego nazwiskiem generała Chuka Yagera. To było dopiero coś. Ilość samolotów, którymi można było latać wręcz powalała. Można było sprawdzić się podczas starć zarówno czasie II Wojny Światowej jak i podczas konfliktu w Korei czy Wietnamie. Różnorodność misji nie pozwalała oderwać się od ekranu komputera. Raz leciało się jako osłona bombowców, innym zaś razem uczestniczyło się w pojedynku myśliwskim. Do tego wszystkiego instrukcja i samouczek zostały napisane przez samego Yagera. Dokładnie opisał on wiele sztuczek pilotów myśliwców i radził w jakich momentach najlepiej z nich korzystać. I wiecie co? To naprawdę działało! Gra uwzględniała te wszystkie manewry a przecież jeszcze nikt nie słyszał wtedy o silnikach fizyki.
Wspominając te czasy sam czuję się niemalże jak weteran dawnych wojen. Wspominam je z pewną nostalgią i rozrzewnieniem. Nie wiem czy to efekt wieku i zarzekania się, że „za moich czasów to wszystko było lepsze”, ale w pewnym momencie symulatory lotu przestały mnie bawić. I to nie o to chodzi, że przestałem interesować się awiacją czy też po prostu mi się przejadły, tylko czegoś w nich zabrakło. Gdzieś uciekła magia i zaczęło mi się wydawać, że to wszystko już widziałem. Od razu zaznaczę tu, że nie jestem jakimś wielkim miłośnikiem starych tytułów. Oczywiście niektóre lubię wspominać, ale nie grywam już w starocie i to nawet (a może przede wszystkim) tych które uważam za kultowe. Powód jest prosty: uwielbiam wszystkie nowinki techniczne, graficzne wodotryski i powalające audio, nie chcę zatem psuć sobie wspomnień i oglądać czegoś co kiedyś uznałem za świetne, a co teraz wygląda wręcz żałośnie.
Wracając jednak do sedna. Oczywiście należy przyznać, że symulator lotu jest dość ograniczony jeśli chodzi o różnorodność misji. Czy to lecimy helikopterem czy samolotem zawsze musimy zniszczyć mniej lub bardziej ruchomy cel znajdujący się na lądzie, morzu lub w powietrzu. Jednakże to tak naprawdę przypadłość większości gier a jednak nie wszystkie mi się znudziły. Powód jest prosty, tak naprawdę nie ma znaczenia jak bardzo powtarzalny jest schemat rozgrywki o ile fabuła da nam dobry powód aby w niej uczestniczyć. Niestety ta z reguły jest w symulatorach lotu prawie zupełnie pomijana lub co najmniej traktowana po macoszemu. Oczywiście możecie powiedzieć, że niezwykle trudno jest zrobić ciekawą fabułę w symulatorze lotu, jednakże jest to nieprawda. Weźmy na przykład takiego Wing Commandera IV. Nie tylko scenariusz wciągał bez reszty to jeszcze mieliśmy na niego duży wpływ poprzez wybór wzajemnie wykluczających się misji prowadzących do kilku różnych zakończeń. Jak więc widać można, ale jak zwykle ich twórcom żal jest wydać pieniądze na kogoś, kto taki scenariusz wymyśli. Poza tym wiecie ile to stwarza komplikacji uczciwym programistom?
Zresztą i tak nie trzeba się starać. Od kilku lat na rynku prawdziwych symulatorów jest tyle co kot napłakał, więc gracze bez mrugnięcia okiem biorą wszystko co się pojawi na rynku. Za to jesteśmy zalewani arkadowymi strzelankami, których twórcy próbują wcisnąć nam, że mają one cokolwiek wspólnego z symulacją. Nie mówię oczywiście, że są to gry z gruntu złe. Przy wielu z nich spędziłem parę miłych chwil. Nie mniej nie jest to, to co tygrysy lubią najbardziej a na symulator lotu z prawdziwego zdarzenia przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać.
Pozdrawiam Was nocne marki.