Kate Wilhelm – „Gdzie dawniej śpiewał ptak” - recenzja

Trashka
2007/03/10 22:29
7
0

Nieludzka ludzkość

Nieludzka ludzkość

 Nieludzka ludzkość, Kate Wilhelm – „Gdzie dawniej śpiewał ptak” - recenzja

Wielu z nas niejednokrotnie marzyło o bliźniaku czy też bliźniaczce. To przecież cudowne – ktoś, kto rozumie bez słów, a w dodatku wygląda tak samo... Ileż spraw można by wtedy wygodnie załatwić, jakie dowcipy robić znajomym. Nigdy nie bylibyśmy samotni. Tymczasem znaczna część bliźniąt wcale nie czuje się komfortowo na skutek posiadania... klona. Bo tym właśnie czyni owego brata bądź siostrę identyczny zestaw genów. Niektóre bliźniacze rodzeństwa rozpaczliwie starają się od siebie odróżnić. I nic dziwnego, każdy chce być przede wszystkim „sobą”. Dążenie do choć śladowej niezależności, oryginalności i podkreślania swej tożsamości to zachowanie na wskroś ludzkie. Jesteśmy indywidualistami, choćby nie wiadomo jak usiłowały temu zaprzeczać rozmaite ideologie, czy to społeczne, czy o charakterze religijnym. Jesteśmy ludźmi. Zatem jak czulibyśmy się w otoczeniu istot, które unikalność uznają za zagrożenie?

Odpowiedź na owo pytanie można odnaleźć w książce Kate Wilhelm – Gdzie dawniej śpiewał ptak.

Jest to kolejna solidna pozycja serii KLASYKA SCIENCE FICTION prowadzonej przez wydawnictwo Solaris. Ta opowieść, choć napisana w 1976 roku, a więc dość dawno, właściwie nie uległa wpływowi czasu. Poruszane w niej tematy pozostały zdumiewająco aktualne. Być może jest to po prostu cecha książek, które mają coś ważnego do przekazania.

Lata 70-te to nie tylko czas hipisowskich nawoływań do życia w zgodzie z naturą i w duchu pokoju, lecz także okres odkryć w wielu dziedzinach nauki – szczególnie intensywnie rozwijała się genetyka. Innym charakterystycznym aspektem były liczne, całkowicie poważne w tonie prognozy futurologów, wskutek których zapewne niejeden ekolog-amator dostał zawału, a rodzice siwieli patrząc na swe pociechy, rozpaczliwie poszukując zdrowej żywności i odliczając czas do końca świata. Wracając jednak do genetyki: otóż wyjaśniono mechanizm procesu różnicowania się komórek w trakcie rozwoju organizmu. A co za tym idzie, rozpoczęto pierwsze próby klonowania.

Cały ten tygiel owego okresu stanowił inspirację dla wielu pisarzy i pisarek. Także dla Kate Wilhelm, której udało się stworzyć naprawdę poruszającą opowieść.

Nagrodzony Hugo i Locusem utwór Wilhelm wpisuje się w nurt antyutopii, których charakterystyczną cechą jest postawienie niedopasowanej jednostki naprzeciw usiłującej ją sobie podporządkować społeczności. Wyróżniająca się z jakiegoś powodu persona zmuszona zostaje do przeciwstawienia się presji grupy i tworzonego przezeń bezdusznego systemu.

Gdzie dawniej śpiewał ptak jest również historią o dramatycznych skutkach kataklizmu, do którego doprowadziła głupota gatunku homo sapiens. Kataklizm ów przypomina nieco sytuację znaną polskim czytelnikom i czytelniczkom z powieści Ludzkie dzieci P.D. James. Głównym problemem staje się bowiem zanik zdolności do prokreacji, głównie na skutek wad spowodowanych zanieczyszczeniem środowiska i promieniowaniem (to ulubione przyczyny cywilizacyjnych katastrof pisarzy z tamtych czasów, ci, którzy nie doczekali końca XX w., zapewne nielicho by się zdziwili naszym relatywnie niezgorszym samopoczuciem). Sytuacji owej towarzyszą nieco „mniejsze” kłopoty: klęski żywiołowe, szereg nowych epidemii i rabunkowa gospodarka, nie powstrzymywana pomimo ostrzeżeń. Doprowadzają one do wyginięcia wszelakich gatunków zwierząt oraz śmierci większości ludzi.

Naturalnie ci, którzy pozostali, rzucają się sobie do gardeł i wydzierają resztki zapasów. W tym piekle istnieje bastion cywilizacji, gdzie trwają prace nad ratunkiem dla ludzkości. Rozwiązanie to klony, wśród których z czasem mają się w końcu pojawić osobniki zdolne do rozmnażania drogą płciową. Wtedy wszystko wróci do normy. Niestety, klony mają inne plany – środek zastępczy staje się jedynym i słusznym.

Z punktu widzenia nowszych odkryć (choćby, że identyczny zestaw genów bynajmniej nie gwarantuje tego, iż duplikat będzie posiadać identyczny wygląd zewnętrzny i talenty jak dawca komórek) można mieć wątpliwości co do kilku rozwiązań autorki. Trzeba jednak pamiętać, że Wilhelm mniej chodziło o warstwę SF, która skądinąd porządnie wyszła, a bardziej o kwestie socjologiczne – relacje między dwoma osobnymi gatunkami o odmiennym sposobie myślenia i schemacie reakcji emocjonalnych.

W jej wizji relacje te okazały się skrajnie konfliktowe. Indywidualizm człowieka nie może koegzystować ze świadomością grupową wygenerowaną przez klony. Nowe istoty nie są już ludźmi, lecz zaledwie cząstkami organizmów złożonych z identycznych braci i sióstr; które nie potrafią bez siebie egzystować ani podjąć błahej decyzji. Wszystko podporządkowuje się dobru społeczności, kto zagraża rodzinie nie ma prawa do życia. Klony nie mają sentymentów: nieprzystające do norm egzemplarze są usuwane, a płodne kobiety odrywa się od ich sióstr, po czym hipnozą i narkotykami wtłacza do roli reproduktorek. Nie ważne, czego chcą one. Nie są już siostrami, członkiniami wspólnoty. To fabryki do rodzenia dzieci. Klony się degenerują, tracą zdolności, więc co jakiś czas potrzeba nowego zestawu genów.

GramTV przedstawia:

Co zatem czeka kogoś, kto chce być unikalny?

Bohaterowie wykreowani przez Wilhelm postawieni są w sytuacji tragicznej. Śledzimy rozwój wydarzeń, począwszy od wytężonej pracy ostatnich ludzi, którzy mogą coś jeszcze zrobić. Znamy pełne uporu motywacje młodego biologa Davida i patrzymy, jak jego nadzieje rozpadają się w pył, gdy wie już na pewno, że wcale nie pomógł stworzyć ludzi, lecz co najwyżej ich żywe wspomnienie. Jak się okazuje, człowieczeństwo nie zostało bezpowrotnie utracone przez klony, ale tych nielicznych, w których może się przebudzić, czeka niewyobrażalny ciężar. Portrety psychologiczne skonstruowane przez pisarkę są bardzo przejmujące i niepokojące.

Wymowa powieści nie jest nadmiernie skomplikowana: autorka podkreśla groźbę utraty indywidualizmu i wolnej woli, a więc istoty człowieczeństwa, jego zdolności do kreacji i innowacji. Kate Wilhelm dzięki oszczędnej i precyzyjnej, choć w kilku miejscach ciut monotonnej, narracji buduje szokujące różnice pomiędzy klonami a tym, co znamy, co widzimy u ludzi wokół.

Z kart Gdzie dawniej śpiewał ptak przebija przede wszystkim wielka wiara w człowieka jako takiego, w ludzką zdolność przetrwania. Nie wiemy, czy sklonowany organizm ludzki byłby nieudaną kopią człowieka. Nie wiadomo, czy przeciwnicy klonowania mają rację. Jest bardzo prawdopodobne, że się mylą. Ale też książka Kate Wilhelm nie stanowi dosłownej opinii w dyskusji „klonować czy nie klonować”. Jej powieść to przede wszystkim metafora, która pokazuje, jak ważny jest indywidualizm i wola przetrwania. Choć trzeba przyznać, że w dobie spadku wskaźnika narodzin, a jednocześnie sporów na temat idei klonowania, jak również ideologicznego nakłaniania kobiet do prokreacji w interesie społecznym jest to tym ciekawsza książka. Szeroko zakrojona, interesująca fabuła – zawierająca kilka naprawdę wzruszających scen – trafia do serca. Na pewno warto przeczytać.

Plusy: + ważne przesłanie + ciekawa fabuła + udane portrety psychologiczne + fascynujący, oszczędny styl Minusy: - w kilku miejscach nazbyt monotonna narracja

Autor: Kate Wilhelm Tytuł: Gdzie dawniej śpiewał ptak Przekład: Jolanta Kozak Wydawnictwo: Solaris, 2007 rok Wydanie: twarda oprawa, 284 str. Cena: 39,90 zł Strona WWW: tutaj

Komentarze
7
Usunięty
Usunięty
11/03/2007 13:07

a stos ksiąg w pokoju rośnie ....

Usunięty
Usunięty
11/03/2007 11:30

Kolejne książki warte przeczytania... <w kolejce>.

Usunięty
Usunięty
11/03/2007 10:01

Te książki mnie nie interesują...dla wykształciuchów xD




Trwa Wczytywanie