Żywimy nadzieję, że czytelnicy i czytelniczki „Poza firewallem” nie przyłączą się do owego tłumu, albowiem stracą czas, który lepiej poświęcić na coś konstruktywnego lub przynajmniej miłego sercu.
W książce znajdziemy dosłownie wszystko: kamień filozoficzny, legendy dotyczące świętego Graala, sekrety templariuszy i alchemików, okultystyczne zagadki, tajemne stowarzyszenie Ouorobos, postacie uczonych mnichów, rycerzy, rozbójników, rzezimieszków... Wydawać by się mogło, że wszystkie te elementy złożą się na apetyczną duchową ucztę, niebanalną, pasjonującą intelektualną przygodę albo przynajmniej żywe, sprawnie napisane czytadło, podlane klimatycznym średniowiecznym sosem (akcja ma miejsce w 1313 r., w Anglii). Niestety, dostajemy ciężkostrawny, nużący misz-masz.
Głównym bohaterem jest nastolatek Grimpow, który podróżuje wraz ze swym mentorem Durlibem. Mentor ów uczy go trudnej sztuki przetrwania biedaka z nizin społecznych w paskudnym świecie, słowem: jak ukraść i nie stracić głowy podczas ucieczki (oczywiście, w dosłownym tego słowa znaczeniu). Pewnego dnia uśmiecha się do nich szczęście, stając się zarazem, jak to w życiu bywa, początkiem problemów. Znajdują w śniegu martwego rycerza, przy nim zaś tajemniczy list oraz jeszcze bardziej tajemniczy kamień.
Moment ów staje się początkiem wielkiej misji, która może potencjalnie odmienić losy całego świata. Jej celem staje się odkrycie bardzo wielkiej Tajemnicy, a jest ona rzeczywiście nie byle jaka, pożądają jej bowiem tak świeccy możni, jak i sam papież. Od tej pory nasz Grimpow śmiało podąża ku przeznaczeniu, rozwiązując mroczne zagadki, zgłębiając sekrety i filozoficzne traktaty zgromadzone w pewnym opactwie (ewidentnie wzorowanym na miejscu akcji słynnego Imienia róży). Po drodze gromadzi wokół siebie grupkę oddanych mu osób.
Powiedzmy sobie szczerze, fabuła kryje w sobie doskonały potencjał. Potencjał, który w ogóle nie został wykorzystany. Rozwiązania stosowane przez autora są tak naiwne i infantylne, że aż cierpnie skóra. Nie trzeba też posiadać gigantycznych zasobów wiedzy, żeby rozwiązać większość „straszliwie trudnych” zagadek. Akcję zdecydowanie można określić mianem jednotorowej. Jedziemy tak owym jednym torem, i jedziemy, i jedziemy... i ziewamy. Powieść jest po prostu nudna. To, co spotyka bohaterów, wcale zbytnio nie zaskakuje. Zwłaszcza, że idą jak po sznurku do kłębka, nie napotykając na swej drodze przysłowiowych supełków. „Czarne charaktery" są dziwnie niemrawe, kilka przyśpieszających tętno momentów kończy się błyskawicznie, powodując rozczarowanie – czytelnicy zyskują pewność, że pisarz uczynił Grimpowa praktycznie nietykalnym. Odbiorcy bez trudu przewidują, co wydarzy się dalej... Cóż, już samo to nie wróży najlepiej.
Rozczarowują także postacie. Są nie tylko nakreślone niedbale, ale wręcz nieprawdopodobne psychologicznie. Najbardziej irytującym zabiegiem pisarza okazała się magiczna przemiana chłopaka. Wspomniany kamień, klucz do Tajemnicy, uczynił Grimpowa swoistym uduchowionym geniuszem swoich czasów. Nagle chłopak częstuje innych bohaterów, i czytelników przy okazji, mnóstwem pretensjonalnych religijno-filozoficznych dywagacji, czym zawstydza nawet uczonych zakonników. W cudowny sposób zyskał nie tylko umiejętność czytania, ale też posiadł głęboką metafizyczną mądrość. Od zera do bohatera w pigułce.
Biorąc pod uwagę, że książka przeznaczona jest raczej dla młodych czytelników i czytelniczek, jawi się to jako niezbyt wychowawcze przesłanie. Chłopak nie zdobywa tej wiedzy dzięki uporowi, pracy nad sobą, czy wreszcie jakiejkolwiek chęci edukacji. Nie. Pstryk i już. Bardzo wygodne.
Na zakończenie trzeba niestety wspomnieć o fatalnym stylu narracji. Chwilami niezręcznym niczym pijany barman. Ciężko stwierdzić, czy jest to wina tylko Rafaela Abalosa, czy może przyczyniło się również tłumaczenie. W każdym razie opowieść snuta jest w sposób nader męczący. Dialogi i wypowiedzi bohaterów brzmią sztucznie, opisy są pretensjonalne (choć trafia się kilka całkiem udanych). Momentami daje to wręcz komiczny efekt, ale raczej nie taki był zamiar autora. W narracji można znaleźć też sporo niekonsekwencji.
W niniejszej recenzji wspomniane zostało dzieło Umberto Eco. Otóż książkę Abalosa reklamuje się również jako „hiszpańskie Imię róży”... Cóż, delikatnie mówiąc: to gigantyczne nieporozumienie.
Plusy:
+ nieco ciekawostek na temat Templariuszy
+ kilka ładnych opisów
Minusy:
- naiwność fabularnych rozwiązań
- niespójność narracji
- przewidywalny rozwój akcji, okraszony banalnymi zagadkami
- nierealistyczni, niewiarygodni psychologicznie bohaterowie
- niezgrabny styl, sztuczny i pretensjonalny
Autor: Rafael Abalos
Tytuł: Grimpow. Sekret ośmiu mędrców
Przekład: Maria Mróz
Wydawnictwo: Philip Wilson, 2006
Wydanie: oprawa miękka, 480 str.
Cena: 24,90 zł