Michael White – „Ekwinokcjum” - recenzja

Trashka
2007/02/03 22:00

Atak klonów

Atak klonów

Atak klonów, Michael White – „Ekwinokcjum” - recenzja

Ekwinokcjum to kolejne miałkie dziełko autora, który pozazdrościł Danowi Brownowi. Powieść ta stanowi kryminał okraszony historycznymi ciekawostkami, przede wszystkim jednak okultyzmem i ezoteryką.

Co do poziomu Kodu Leonarda da Vinci zdania są podzielone, lecz trzeba pamiętać, że jest to przynajmniej oryginał i choćby w tym sensie sam w sobie posiada jakąś wartość... Sukces Amerykanina spowodował istny atak klonów, bombardujących czytelników i czytelniczki ekscentrycznymi tytułami bądź okładkami zdobnymi w kontrowersyjne magiczne symbole. Zapoznajmy się zatem z napastnikiem spłodzonym przez Michaela White’a.

Tajemniczy termin „Ekwinokcjum” oznacza koniunkcję kilku ciał niebieskich, a w praktyce... czas potwornych zbrodni. Główną osią powieści są tajemnicze rytualne mordy, dokonywane na obiecujących studentkach Oksfordu. Tak się składa, że studiuje tam również córka poczytnej pisarki, Laury Niven, i współpracującego z policją fotografa, Philipa Bainbridge’a. Owa para rodziców, zaniepokojonych niebezpieczeństwem grożącym ich latorośli, bierze sprawy w swoje ręce i rozpoczyna prywatne śledztwo. Oczywiście dlatego, że policja do niczego się nie nadaje i ani myśli wskoczyć na właściwy trop.

Jednakże Laura i jej były facet bez trudu (między innymi szperając w internecie) odkrywają kolejne poszlaki. Tak dowiadujemy się o... krwiożerczych tendencjach alchemików.

Niejako drugim, równoległym, a zarazem uzupełniającym wątkiem powieści są wydarzenia historyczne, odsłaniające przed czytelnikami mroczny Zakon Czarnego Sfinksa. Dodajmy, że w czasach gdy przewodził mu nie kto inny, lecz sam Isaak Newton (który przez całe swe życie musiał ukrywać przed światem, a zwłaszcza przed środowiskiem akademickim, alchemiczne zainteresowania...).

Smutne jest to, że miłośnicy i miłośniczki okultystycznych teorii spiskowych mogli otrzymać fascynującą lekturę, ale potencjał został zmarnowany. Zdławiony w zarodku.

Sama osoba pisarza dawała wręcz pewność inteligentnej rozrywki. Michael White to autor popularnych, bardzo ciekawych biografii, choćby: Galileusza, Leonarda da Vinci, Karola Darwina, i umieszczonego w warstwie fabularnej Ekwinokcjum Isaaka Newtona. Co szczególnie zainteresuje fanów fantastyki, wziął na warsztat również osoby J.R.R. Tolkiena i Isaaka Asimova. Stanowczo powinien pozostać przy pracach popularnonaukowych. Potwierdza to fakt, że najlepszą częścią książki okazał się naukowy dodatek, dokumentujący stan wiedzy na temat szczegółów pracy dawnych alchemików i astrologów. Dzięki temu można odseparować licentia poetica White’a od faktów.

Sama część fabularna książki jest zatrważająco naiwna, zarówno pod względem założeń, jak i rozwiązań. Jak gdyby autor nie szanował czytelników. Konstrukcja utworu ewidentnie naśladuje powieść Browna, także chwyty fabularne, jednak autor Kodu... sprawił się znacznie lepiej. Choćby w rozłożeniu akcentów i stopniowaniu napięcia. Opowieść jest boleśnie wtórna, w dodatku logicznie kuleje niczym znerwicowany kucyk w cyrku. Wydarzenia są nazbyt naciągane. Bodajże jedyną oryginalną kwestię stanowi fakt, że mordy dokonywane są nie podczas pełni czy nowiu, lecz gdy promienie słońca padają pod kątem 90 stopni na równik.

Naiwne, chwilami irracjonalne, wydają się także zachowania bohaterów. Nasza dzielna para, choć utrudnia sobie życie, jak może, dziwnym trafem bez trudu odkrywa potrzebne im kawałki łamigłówki. Ponadto wszyscy bohaterowie, włącznie z potencjalnie intrygującym i diabolicznym Newtonem, zdają się być wyrwani wprost z kart kryminalnego czarno-białego komiksu, w którym to medium dla potrzeb akcji często rezygnuje się z pogłębionych psychologicznie sylwetek postaci. Prosty jest także język powieści. Kojarzy się nie tyle z przejrzystością, co z brakiem umiejętności opowiadania historii.

GramTV przedstawia:

Podsumowując:

Naprawdę lepiej zasiąść wygodnie w fotelu i zabrać się za Kod Leonarda da Vinci, posiłkując się jednym z dość licznych przewodników, informujących, w których miejscach Dan Brown nagiął fakty. „Ekwinokcjum” można sobie śmiało darować. To bardzo szpetny i chorowity klon.

Plusy: + dodatek „Fakty ukryte za fikcją” Minusy: - naiwność zarówno fabularnych założeń, jak i rozwiązań - wtórność - „papierowi” bohaterowie - kiepski styl, nie tyle prosty, co prostacki

Autor: Michael White Tytuł: Ekwinokcjum Przekład: Maciej Szymański Wydawnictwo: Rebis 2006 Wydanie: oprawa miękka i oprawa twarda, 318 str. Cena: odpowiednio 27 zł i 35 zł

Komentarze
16
Usunięty
Usunięty
05/02/2007 16:29

No ja po takiej recenzji na żadną z tych książek się nie skuszę :(

Usunięty
Usunięty
05/02/2007 02:20

Co do "Grimpowa" to muszę zgodzić się z autorem recenzji...książka nijak mająca się do "Imienia Róży", naiwna, płytka. Było w niej kilka dobrych momentów, ciekawych pomysłów, ale bliżej jej do twórczości Browna niż Eco.Ale mojemu młodszemu bratu się podobała, więc każdy musi się przekonać osobiście. Według mnie 5/10.

Usunięty
Usunięty
05/02/2007 02:20

Co do "Grimpowa" to muszę zgodzić się z autorem recenzji...książka nijak mająca się do "Imienia Róży", naiwna, płytka. Było w niej kilka dobrych momentów, ciekawych pomysłów, ale bliżej jej do twórczości Browna niż Eco.Ale mojemu młodszemu bratu się podobała, więc każdy musi się przekonać osobiście. Według mnie 5/10.




Trwa Wczytywanie