Richard Morgan – „Zbudzone Furie” – recenzja

Trashka
2006/11/25 22:30
6
0

Cienie przeszłości

Cienie przeszłości

Cienie przeszłości, Richard Morgan – „Zbudzone Furie” – recenzja

Przeszłość kryje wiele tajemnic, które rzucają cień na chwilę obecną. Cienie przeszłości bywają mordercze, mogą wyskoczyć z nienacka i złapać za gardło, gdy najmniej się tego spodziewamy. Cienie przeszłości są w stanie obudzić furię, która zmienia oblicze świata. „Zbudzone furie” Richarda Morgana opowiadają o takich właśnie zmianach.

Takeshi Kovacs powrócił. Dla pewnej części mieszkańców Świata Harlana nie wróży to nic dobrego.

Nie było go ponad trzydzieści lat, a pewne sprawy na rodzinnej planecie przybrały nieco inny obrót. Jak to często bywa – gorszy. Oczywiście istnieją siły, które wydają się wieczne, trwałe i nieskończone jak sam kosmos. Na przykład Yakuza albo oligarchia Pierwszych Rodzin. Albo bieda i brak nadziei na poprawę losu. Ta ostatnia rodzi niepokoje, potrzebę znalezienia sposobu kanalizacji frustracji, tłumionej furii. Tak rodzą się sekty religijne, ekstremiści i fanatycy. Rząd Świata Harlana pozwala na to. Dlaczego nie? To przecież wygodniejsze niż reformy czy – o zgrozo – zmiana formy władzy.

Morgan ponownie stawia swego bohatera w sytuacji ekstremalnej, zarówno z punktu widzenia psychicznego, jak i fizycznego, i znów oszałamia siłą wyrazu. Już na samym wstępie dowiadujemy się, że czyha nań... on sam. Młodszy, wierzący bez zastrzeżeń w priorytety wpajane przez Korpus Emisariuszy, jeszcze dość naiwny, mniej doświadczony i mniej zbrukany, lecz właśnie przez to, paradoksalnie, bardziej okrutny. Słowem, ziszczony koszmar, potencjalnie najgroźniejsza patologia związana z zapisem w modyfikowanym węglu. Wraz z rozwojem wydarzeń okazuje się, że nie jest to jedyny „potwór pod łóżkiem”, który zupełnie niespodziewanie spod owego mebla wypełza. Prywatna przeszłość Takeshiego, wydawałoby się, że zdławione uczucie, determinuje jego aktualne działania, czyniąc zeń potwora i świętego w jednym. Przeszłość Świata Harlana położy się cieniem na całej planecie, a ideały (i nie tylko), które już zostały pogrzebane, zmartwychwstaną z furią. Wtedy też ponownie stanie się jasne, że nic nie może być „czyste” i „święte”. Zawsze trzeba pobrudzić sobie ręce.

Na początku książki autor przytacza słownikową definicję określenia „furia”. Wszystkie jej części mają odniesienia co do treści, znajdują odzwierciedlenie w prezentowanej historii. Opowiada ona o pełnych gniewu kobietach, kształtujących świat, o histerycznej, a zarazem przerażająco lodowatej, wykalkulowanej żądzy zemsty, o uwolnionych, nieokiełznanych siłach całej populacji... Czy okażą się konstruktywne, czy destruktywne, przyszłość pokaże, jednak nie da się powstrzymać procesu. Nadchodzi czas rewolucji, oczyszczenia, burzenia starych struktur. Zbudzone furie spowodują naprawdę wielką zawieruchę, konflikt wszystkich stron. Protektorat przecież nie będzie przyglądać się obojętnie... Odkrycie marsjańskich statków na Sanction IV, wyposażonych w rodzaj inteligencji, implikuje prężny rozwój interfejsowej technologii, co zaowocuje wydarzeniami, które nikomu się nawet nie śniły...

Autor wciąga czytelników i czytelniczki w interesujące dywagacje natury politycznej i filozoficznej. Sugeruje, że historia jest pełna przeinaczeń. Stawia pytanie o sens rewolucji, skoro wielu woli po prostu żyć wygodnie, konsumować, nie obarczać się odpowiedzialnością ani za siebie, ani za innych i w ogóle najlepiej nie myśleć zbyt dużo. Ale może dzieje się tak dlatego, że zostali wychowani w strachu przed utratą czegoś pewnego i oczywistego? Znają swoje miejsce i wolą się nie wychylać. Może jednak idealistyczne marzenie, by ich obudzić, sprawić, żeby zainteresowali się wreszcie sobą i społecznością, nie jest pozbawione sensu? Z drugiej strony, w imieniu pozytywnych przemian dokona się wiele zbrodni, a większość tych, co ucierpią, będzie zwykłymi, cywilnymi zjadaczami chleba. Poza tym cóż wyklaruje się wskutek próby sił? Chaos, czy nowy, lepszy od poprzedniego ład? A jeśli to drugie, to kiedy ulegnie spaczeniu? Wszystko może się zdegenerować, Takeshi widział owo zjawisko całkiem niedawno, podczas eskapady opisywanej w „Upadłych Aniołach”. Choćby opierało się na najszczytniejszych ideach, nieszczęsny czynnik ludzki prędzej czy później zawiedzie. Ale wszystko jest dla ludzi i dokonuje się przez ludzi, zatem świadomość potencjalnej degeneracji systemu nie stanowi wystarczającej przyczyny, by zaprzestać prób stworzenia doskonalszego tworu, w którym będzie się żyło lepiej. Kiedyś, gdy okiełzna się furię. To cena, którą trzeba zapłacić. Ewolucja polega przecież na nieustannych próbach, czasami warto coś przyspieszyć albo zmienić tory. Oczywiście, warto również pamiętać o starym – nieco demagogicznym – porzekadle: „Lepsze jest wrogiem dobrego”, ale najpierw należy odpowiedzieć na pytanie, czy to, co dzieje się wokół, zasługuje na miano „dobrego”. Podczas lektury mamy wreszcie okazję uważnego przyjrzenia się założeniom demodynamiki Quellcristy Falconer...

Niezwykle istotna dla tego utworu jest kwestia religii, czy może raczej pojmowania religii. To, w jaki sposób zostaje ona wypaczona, zohydzona, jakie patologie rodzi fanatyzm i fundamentalizm. Trudno oprzeć się wrażeniu, że ów temat jest szczególnie ważny dla pisarza. Widać to po sposobie przedstawienia odrodzonego mizogynizmu na tle religijnym, patriarchatu w pejoratywnym rozumieniu tego słowa. Ma on bardzo emocjonalny charakter. W pełnej wyrazu, mocnej scenie Takeshi nazywa kobietę, która dobrowolnie podporządkowała się upokarzającym obyczajom rozszerzającej swe wpływy islamochrześcijańskiej sekty Nowego Objawienia, „zdrajczynią własnej płci”.

Kovacs twierdzi, że rozumie mężczyzn, gdyż ta sytuacja ma dla nich same korzyści – posłuszne, otumanione kobiety, uważające się za gorszy rodzaj człowieka. Rozumie też jej prawo do decydowania o samej sobie... Ale jak śmie skazywać na taki sam los swoją córkę? A może nawet gorszy, gdyż dziecko nie otrzyma szansy zadecydowania o własnym stylu życia. Richard Morgan nie owija w bawełnę swojego stosunku do islamu, sekt powstałych na bazie chrześcijaństwa, jak również tradycyjnego światopoglądu, reprezentowanego przez co bardziej radykalne obrządki. Autor, abstrahując nawet od sytuacji kobiet, po których stronie całkowicie się opowiada, wyraża swoje czysto osobiste obrzydzenie wobec dowolnego światopoglądu czy systemu wierzeń, który opiera się na ubezwłasnowolnieniu i represjach na „nieprawomyślnych” lub „niewiernych”.

Czytelnicy i czytelniczki nie powinni się jednak obawiać, iż zostaną zalani falą czyichś rozrachunków ze światem – Morgan jest zbyt dobrym pisarzem i zbyt wnikliwym obserwatorem mechanizmów społecznych, by po prostu eksponować swe oburzenie. Otrzymujemy przede wszystkim interesującą partię przemyśleń na temat ludzkiej natury, źródeł i dynamiki ekstremalnych ideologii. Zwłaszcza ciekawe są implikacje odkrycia cywilizacji Marsjan, wpływ samej świadomości ich istnienia. Autor pokazuje, że przy sprzyjających okolicznościach wszystko można potraktować jako dowód na poparcie nawet najdziwniejszych wierzeń, choćby dlatego, że ludzie potrzebują określenia tożsamości, przynależności i poczucia celu. Jego bohater za każdym razem od nowa uczy się w pełni dostrzegać, że nic nie jest jednoznaczne, nie ma czerni i bieli. Po drugiej stronie stoją nie tylko „źli”, ale też osoby, które są zagubione, więc nie można dać się zaślepić furii.

Ta powieść, podobnie jak inne autorstwa Morgana, porusza mnóstwo skomplikowanych spraw, otwierając je niczym orientalny wachlarz, na którym przenikają się nawzajem najróżniejsze barwy, i oferując istną ucztę dla oka i ducha. Ujrzymy tu kwestie społeczno-polityczne, rozważania na temat moralności oraz religii, dywagacje na temat wpływu odkryć, a także technologii jako takiej na obyczajowość czy duchowość... Jest też znakomicie studium psychologiczne bohatera, jego obsesja na punkcie drugiej szansy, szereg dylematów, mistrzowsko pokazane procesy decyzyjne uzależnione od czynników zmieniających się jak w kalejdoskopie.

Intryga została przemyślana w najdrobniejszych szczegółach, autor niczym sztukmistrz wyciąga kolejne króliki z kapelusza i sprawia, że elementy układanki wskakują na swoje miejsce, nieodmiennie zaskakując. Wielbiciele i wielbicielki Morgana mogą być pewni, że tak jak w poprzednich utworach każda zawieszona na kołku strzelba wypali we właściwym momencie. Nawet rzeczy, które pierwotnie mogły wydać się zwykłym ozdobnikiem, koniec końców okazują się istotne.

GramTV przedstawia:

Proza Morgana jest intensywnie nasączona jego pragmatycznymi, lewicowymi przekonaniami politycznymi, co niektórzy określają mianem „niewłaściwej praktyki”. Podobnie zresztą krytykowany jest Andrzej Pilipiuk, tym razem za wręcz ultra prawicowe wstawki. Dlaczego jednak odmawiać autorom prawa do wyrażania poglądów w artystyczny sposób? W przypadku Morgana dana myśl stanowi integralną część historii, jej rdzeń, i jako taka okazuje się niezbędna. Czy jest to proza propagandowa? Ciężko tak nazwać utwory, które pokazują wieloznaczność i brud świata, których przekaz brzmi: nic nie jest proste, więc zanim podejmiesz decyzję, rozważ wszystkie za i przeciw.

Swoistym miąższem „Modyfikowanego węgla”, „Upadłych Aniołów” i „Zbudzonych furii” jest bodziec do myślenia, a został on podany w pikantnym sosie z wartkiej, szalonej akcji, dzięki czemu mamy do czynienia z idealnym daniem, wzywającym do intelektualnej konsumpcji. Twórczość Morgana wzbudza dyskusję. Jednych cieszy, gdyż otrzymali coś, z czym mogą się identyfikować, drugich zaś skłania do polemiki. Mało kto pozostaje obojętny – i to właśnie stanowi największą wartość jego prozy.

„Zbudzone furie” znakomicie spełniły zadanie zwieńczenia trylogii o Takeshim Kovacsu. Olśniewają niebanalnym światem, przemyśleniami, stopniem komplikacji fabuły i żywą akcją. Jak również obrazowym językiem z barwnymi, momentami wręcz karkołomnymi porównaniami i zjadliwymi, cynicznymi uwagami. Po prostu trzeba to przeczytać.

Plusy: + wielość i różnorodność poruszanych problemów + wnikliwe analizy mechanizmów społecznych i politycznych + proste i ważne przesłanie + błyskotliwa intryga + wartka akcja + obrazowy język Minusy: - To zapewne koniec opowieści o Takeshim (choć furtka pozostała...)

Tytuł: Zbudzone furie Autor: Richard Morgan Przekład: Marek Pawelec Wydawnictwo: ISA 2006 Wydanie: oprawa twarda z obwolutą, 528 stron Cena: 49,90 zł WWW: http://isa.pl/p1284-Zbudzone-Furie.html

Komentarze
6
Usunięty
Usunięty
26/11/2006 09:27
Dnia 26.11.2006 o 03:33, Lucas the Great napisał:

Jako Naczelny też nie wiem, ale sprawdziłem w książce i figuruje tam "czerwona płachta", oczywiście.

Prawdę mówiąc, tak podejrzewałem :-)Za informację i recenzję dziękuję. Przeczytałem z ciekawością, jako że zamierzam się zainteresować Morganem (nic jeszcze jego nie czytałem, a o "Modyfikowanym węglu" sporo słyszałem)

Lucas_the_Great
Redaktor
26/11/2006 03:33
Dnia 26.11.2006 o 02:02, A-cis napisał:

A co to jest za tekst na tych niebieskich kartkach? Czy to są teksty z książki, i czy tak jest ona wydrukowana ?

Są to teksty z książki, na tle w kolorystyce okładki...

Dnia 26.11.2006 o 02:02, A-cis napisał:

Zaintrygowało mnie zdanie na str 2: "Jej odsłonięte włosy musiały działać na nich jak odsłonięta płachta na byka." Nie bardzo wiem jak taka odsłonięta płachta wygląda, ale widocznie byki wiedzą ;-)

Jako Naczelny też nie wiem, ale sprawdziłem w książce i figuruje tam "czerwona płachta", oczywiście. Za błąd przepraszamy, postaramy się ASAP podmienić planszę z cytatem. Tekst wyszedł ponadnormatywnie długi i kilka "screenshotów" z książki było dorabianych w ostatniej chwili, by nie nudzić Was monotonnymi belami tekstu... pośpiech jest wskazany tylko przy łapaniu pcheł, nie od dziś to wiadomo :(

Usunięty
Usunięty
26/11/2006 02:02

A co to jest za tekst na tych niebieskich kartkach? Czy to są teksty z książki, i czy tak jest ona wydrukowana ?Zaintrygowało mnie zdanie na str 2: "Jej odsłonięte włosy musiały działać na nich jak odsłonięta płachta na byka."Nie bardzo wiem jak taka odsłonięta płachta wygląda, ale widocznie byki wiedzą ;-)




Trwa Wczytywanie