Marianne de Pierres – trylogia „Parrish Plessis” (tom I i II) – recenzja

Trashka
2006/11/18 22:30
5
0

Przywalmy kilku zbirom

Przywalmy kilku zbirom

Przywalmy kilku zbirom, Marianne de Pierres – trylogia „Parrish Plessis” (tom I i II) – recenzja

Debiutancka trylogia Marianne de Pierres, „Parrish Plessis”, miała być przygodowym cyberpunkiem. Cóż, wyszedł z tego raczej sam „punk”. Czytelnicy i czytelniczki nie uświadczą tu nadmiaru hakerskich sztuczek, włamów do banków danych, czy wszelakich wędrówek po wirtualnej rzeczywistości. Mamy za to nieco technokultów, szamańskich praktyk i wszechobecne, ukochane przez wielu twórców VooDoo...

W części pierwszej, zatytułowanej „Pasożyt” (Solaris 2005), poznaliśmy bohaterkę, tytułową Parrish. To młoda kobieta, pracująca jako ochroniarz w Trójce – mieście szumowin, które wyrosło niczym złośliwa narośl na odrobinkę zdrowszej tkance Vivacity. Nasza dziewoja prezentuje się jako wielkie, napakowane i gruboskórne babsko, lecz pod twardą skorupą kryje nader miękkie serduszko. W dodatku daje się ponosić emocjom. Wszystko razem sprawia, że prędzej czy później pakuje się w kłopoty.

Trzeba uczciwie przyznać, że nie ma co wydziwiać nad poczynaniami Parrish. W sytuacji, gdy pracodawca, Jamon Mondo, pozwala sobie na gwałciki przy pomocy sfory zmutowanych typków, których ma na swe usługi, i ogólnie zabawia się jej kosztem... Traktuje bardziej jak specyficznego kociaka niż osobę, której zapłacił za innego rodzaju umiejętności... Cóż, trzeba albo uciekać gdzie pieprz rośnie, albo coś z tym fantem zrobić. Ucieczka wydaje się skazana na niepowodzenie, bo facet jest wielką szychą i ma znajomości. Pozostaje to drugie wyjście. Rychło nadarza się okazja, by zagrać we własną grę za plecami Jamona. I jak należało się spodziewać, nasza bohaterka wpada z deszczu pod rynnę.

Parrish Plessis, pomimo dość stereotypowych rysów, jakby zaczerpniętych wprost z mechaniki gry fabularnej „Cyberpunk”, jest dość interesująca. Nie budzi może ogromnej sympatii, ale przecież tego rodzaju osoba nie musi, a nawet nie powinna. Autorka spreparowała postać może niezbyt skomplikowaną, ale też nie nazbyt prostą i jedynie pozornie sprzeczną wewnętrznie. To, że ktoś lubi łamać rączki i nóżki, a bynajmniej nie serduszko, nie wyklucza zrywów do niesienia pomocy głodującym sierotom czy torturowanym zwierzakom. Dziwi jedynie nadmierna introspekcja u kogoś, kto żyje w takich warunkach. De Pierres, jako pisarka, zauważa dwuznaczność uczuć wobec charyzmatycznych person, które niegdyś nadepnęły nam na odcisk (choć straszliwie podkoloryzowała owo zjawisko na potrzeby fabuły). Niejeden żołnierz zasłaniał własną piersią kompana, którego niecierpiał, i niejedna kobieta odczuwała pożądanie wobec faceta, którego chętnie by utopiła w łyżeczce brudnej wody.

Akcja „Pasożyta” toczy się wartko i przyjemnie, nie trzeba przy tym specjalnie łamać sobie głowy nad intrygą, bo do wielce skomplikowanych owa nie należy. Jest w sam raz, by odpocząć po pracy lub po sparingu z edukacją. W II tomie trylogii, „Czarnym kodeksie”, przyglądamy się między innymi zmaganiom bohaterki z wpływem energetycznego pasożyta, który może w każdej chwili owładnąć jej ciałem i umysłem, oraz z uciążliwą rolą szefowej przestępczej dzielnicy. Owa fucha okazała się nieco trudniejsza, niż Parrish się spodziewała. Kilka spraw zostaje wyjaśnionych, pojawia się też nowa zagadka, jednak akcja zbyt wolno sunie do przodu, żeby w pełni usatysfakcjonować czytelników i czytelniczki. Książkę czyta się nieźle, lecz porządnie rozwija praktycznie tylko jeden wątek. Trudno oprzeć się wrażeniu, że wiele partii tekstu to zwyczajne zapchajdziury. Prawdopodobnie autorka koniecznie umyśliła sobie trylogię. Tymczasem byłoby lepiej dla całej historii, gdyby zawartość „Czarnego kodeksu” odchudzić i rozdzielić pomiędzy „Pasożyta” a zapowiadaną część trzecią, której tytuł – „Totalna awaria systemu” – obiecuje jakiś spektakularny finał. A tak tom II po prostu pełni funkcję sklejającej je taśmy.

Do zalet trylogii można zaliczyć to, że autorka zafundowała wykreowanej postaci szereg dysonansów emocjonalnych i chętnie śledzi się jej poczynania. Niestety świat przedstawiony, wraz z częścią występujących w nim person, już takiego komfortu nie zapewnia. Jest tyleż kolorowy, co plastikowy, no i wtórny niczym jeden z wielu klonów – wszechpotężne media, nielegalne genetyczno-technologiczne modyfikacje, skażenie, prochy, porachunki gangów, moce psi, duchy z mitów… Choć przemycane kwestie seksizmu przykuwają uwagę.

Debiutancka opowieść autorstwa Marianne de Pierres nie zachwyca ani też nie odstręcza. Ponieważ każdy tom bezpośrednio przechodzi w następny, trudno wydać jednoznaczny werdykt. Na pewno nie są to teksty porównywalne z utworami mistrzyni gatunku Pat Cadigan („Wgrzesznicy”), znakomitego twórcy Waltera J. Williamsa („Okablowani”), czy ojca-założyciela Williama Gibsona („Neuromancer”). Cóż, zobaczymy, co czeka nas, gdy wydarzy się „Totalna awaria systemu”.

GramTV przedstawia:

Plusy: + żywa akcja w tomie I + bohaterka, która nie jest czytelnikom obojętna + pomysł dotyczący pasożyta Minusy: - wtórny, „plastikowy” świat - takież postacie drugoplanowe - zapchajdziury w tomie II

Tytuł: Czarny kodeks (II tom trylogii „Parrish Plessis”) Autor: Marianne de Pierres Przekład: Dariusz Kopociński Wydawnictwo: Solaris 2006 Wydanie: okładka miękka, 280 str. Cena: 32, 90 zł Strona WWW: http://solaris.net.pl/item.py?id=276

Komentarze
5
Sephirath
Gramowicz
19/11/2006 18:13
Dnia 19.11.2006 o 15:46, Lucas the Great napisał:

Nie wiadomo nawet czy do publikacji ;)

A tam :P

Dnia 19.11.2006 o 15:46, Lucas the Great napisał:

A tak na poważnie, to Trashka się ulitowała i obiecała na dniach zaopiniować czy Twoje teksty się do czegoś nadają i czy mamy się im dokładnie przyjrzeć pod kątem współpracy

To bardzo mi miło, cieszę się :)

Dnia 19.11.2006 o 15:46, Lucas the Great napisał:

więc niedługo się ta epopeja zakończy. :)

No wiesz, czy je przyjmiecie (fajnie by było), czy odrzucicie (realna perspektywa...) to i tak będę podsyłał co jakiś czas kolejne teksty ]:->

Lucas_the_Great
Redaktor
19/11/2006 15:46
Dnia 19.11.2006 o 15:32, Sephirath napisał:

Ekhu, to ja naprawdę jestem daleko w tej kolejce do publikacji ;D

Nie wiadomo nawet czy do publikacji ;)A tak na poważnie, to Trashka się ulitowała i obiecała na dniach zaopiniować czy Twoje teksty się do czegoś nadają i czy mamy się im dokładnie przyjrzeć pod kątem współpracy - więc niedługo się ta epopeja zakończy. :)

Sephirath
Gramowicz
19/11/2006 15:32

Ekhu, to ja naprawdę jestem daleko w tej kolejce do publikacji ;DI wyprzedzają mnie coraz fajniejsze teksty... ech, ironio losu :)




Trwa Wczytywanie