Chcemy „A”! A-me-ry-ka!
![]()
![]()
![]()
To nieco zmniejsza irytację - którą zapewne poczuje wiele osób - wywołaną falą odautorskiego zachwytu nad jedynym i słusznym amerykańskim stylem życia oraz patetycznym, powalającym niczym huragan hurra-optymizmem.
Faktem jest, że Amerykanie mają istotne powody do dumy, niestety poszli trochę dalej, generując sobie nieuleczalny kompleks „Zbawców Świata”, co dobrze widać w niniejszym dziele. Czyniąc małą dygresję, warto dodać - bez zbędnej hipokryzji - iż świat wymaga szeregu napraw... Ale może lepiej wróćmy do książki. Tym razem przedstawiciele USA nie ograniczają się jedynie do retuszu teraźniejszości, lecz postanawiają zreformować... XVII wiek. Właściwie „postanawiają” to nieodpowiednie określenie. Nie mają żadnego wyboru.
Wszystko zaczęło się niewinnie. Dzień jak co dzień. Wkrótce jednak tajemnicze zjawisko nazwane „Ognistym Kręgiem” na zawsze zmieniło rzeczywistość mieszkańców niewielkiego górniczego miasteczka Grantville. Dosłownie wycięło ich bowiem ze znanego czasu i przestrzeni, z Wirginii Zachodniej, przerzucając do siedemnastowiecznej Turyngii, prosto w zawieruchę wojny trzydziestoletniej. Współcześni ludzie, przerażeni panoszącym się bestialstwem oprawców oraz cierpieniem ofiar, postanawiają i nie dopuścić do siebie zagrożenia, i wziąć sprawy w swoje ręce. Uratować najwięcej miejscowych, jak się da, niosąc im kaganiec... to znaczy kaganek oświaty.![]()
W poczet prawdziwych „kwiatków” należy włączyć stwierdzenie, że wielu ówczesnych szkockich żołnierzy oraz najemników innych nacji potrafiło dobrze czytać ze względu na... nawyk studiowania Pisma Świętego...
Sefardyjskie Żydówki były wprawdzie wspaniale wykształcone w porównaniu z innymi Żydówkami, a także z kobietami w ogóle, ale dwudziestotrzyletnia niewiasta nie prowadziłaby już dysput filozoficznych z ojcem, tylko jako mężatka stała przy garach (ewentualnie zlecałaby to służbie), niańcząc trzecie dziecko...![]()
W poczet wad należy zaliczyć również gloryfikację prostych robotników z Wirginii Zachodniej. Autor wprost przyznaje w posłowiu, iż wynika to z faktu, że owi ludzie są często niesprawiedliwie przedstawiani jako prymitywna hołota. Owszem, wśród przeniesionych w czasie znajdą się też robaczywe jabłka, utrudniające pracę dzielnemu liderowi Grantville, ale są to przede wszystkim „źli miastowi”, którzy w poprzednim życiu redukowali biednych robotników, i głupawi starcy. Nikt nie ma prawa wątpić, że wielu górników i innych członków warstwy społecznej określanej mianem „białej biedoty” to szlachetni ludzie. Jednak ukazywanie całej tej społeczności jako niemalże stróżów politycznej poprawności, szanujących prawa kobiet i mniejszości etnicznych budzi pewne wątpliwości... I nie pomaga tu fakt, że autor wspomina o ciemnych sprawkach, bójkach i młodzieńczych szaleństwach swoich bohaterów. Kto chciałby zobaczyć, co w górniczej społeczności spotyka kobietę, która wychodzi z przypisanej jej stereotypowej roli, powinien obejrzeć film „North Country” (2005), reż. Niki Caro. Dziwi też wyrażone przez pisarza przekonanie, że małżeństwa Gojów i Żydów są w Stanach Zjednoczonych powszechnie akceptowane...![]()
Jedną ze zwracających uwagę ciekawostek światopoglądowych stanowi jego akceptacja liberalnych ideałów (w Ameryce znaczy to co innego niż u nas), a zarazem... iście republikańskiego sposobu postępowania. To naprawdę interesujące połączenie. Wielu czytelniczkom zapewne spodoba się opinia na temat „prawdziwych mężczyzn”, jasno wyrażona przez pana Flinta. „Prawdziwy mężczyzna” nie może być brutalem, mordercą i gwałcicielem. „Prawdziwy mężczyzna” to taki, co brutalnie morduje gwałcicieli. A „prawdziwa kobieta” prędzej zapłacze nad zabitym jelonkiem niż bydlęciem w ludzkiej skórze. Temu ostatniemu przestrzeli czaszkę, nie roniąc najmniejszej łezki. Powieść napisana jest z ikrą, wartko i błyskotliwie. Potrafi zainteresować do tego stopnia, że aż przestaje się zwracać uwagę na ewidentne nieprawidłowości. „1632” można śmiało zaklasyfikować jako zabawne, rozluźniające czytadło, choć czasem czytelnicy i czytelniczki czeka chwila zadumy – czy to wciąż jest perskie oko, czy już tik nerwowy zakochanego w wyidealizowanej wizji swego kraju, czynnego działacza związku zawodowego? Jeśli potrafimy to zignorować, to akcja wessie nas w wir nieprawdopodobieństwa. Kiedy myśli się o książce Flinta, przychodzą na myśl słowa Kałużyńskiego, komentującego film „Mumia”: „Ten film jest niedorzeczny. Ale jak się go ogląda!”.
Ta książka jest niedorzeczna. Ale całkiem przyjemnie się ją czyta.
Plusy: + lekki, przyjemny styl + wciągająca akcja + poczucie humoru + fragmenty wierszy i odnośniki do ważnych kwestii historycznych Minusy: - nachalna propaganda - niedorzeczności psychologiczne - uproszczenia i niedopatrzenia w kwestiach historycznych oraz technicznych - niezbyt oryginalny pomysł (por. „Jankes na dworze króla Artura”)
Autor: Eric Flint Tytuł: 1632 Przekład: Barbara Giecold i Michał Bochenek Wydawnictwo: ISA 2006 Wydanie: okładka miękka z obwolutą, 478 str. Cena: 34,90 zł Strona www: http://isa.pl/p1029-1632.html